A A+ A++

Chyba nie ma na świecie osoby, która nie słyszałaby o Britney Spears. W 1998 roku jako młodziutka dziewczyna podbiła listy rankingów muzycznych debiutanckim albumem „Baby One More Time”, który sprzedawał się niczym ciepłe bułeczki. Poprzez lata na łamach gazet pojawiały się kolejne zdjęcia, wywiady, w stacjach radiowych puszczane były kawałki z następnych płyt, a trasy koncertowe skupiały miliony fanów. Britney to marka, która nie może zniknąć – nawet w chwili doświadczania najtrudniejszych momentów w życiu i załamań. Z takiego założenia najpewniej wyszedł James Spears, który w 2008 roku przejął całkowitą kontrolę prawną i osobistą nad córką.

Britney kontra Spears (2021) – recenzja filmu [Netflix]. #FreeBritney

Pod koniec 2007 roku świat obiegły mocne zdjęcia prezentujące gwiazdę pop w naprawdę złym stanie – w obliczu przedłużającego się rozwodu i walki o dzieci z Kevinem Federline’em paparazzi nie dawali spokoju i śledzili każdy jej krok, a to musiało odcisnąć piętno nawet na tak zaprawionej w meandrach show biznesu osobie jak Britney. Nieco później artystka trafiła do szpitala i została objęta kuratelą, a prawną opiekę, uwzględniającą kontrolę nad każdym aspektem jej życia, przejął jej ojciec James Spears. Sprawa ciągnie się już ponad 13 lat – w tym czasie przedstawiciele ojca piosenkarki oraz wyznaczony przez sąd adwokat zapewniali, że Spears nie jest w stanie samodzielnie podejmować decyzji, czy poradzić sobie z czynnościami dnia codziennego i by ją chronić potrzebna jest kuratela. Po ogromnej wrzawie, jaką wywołał materiał dziennikarzy New York Times „Kto wrobił Britney Spears” stało się jasne, że media nie odpuszczą tematu. Hashtag #FreeBritney nabierał coraz większej popularności w social mediach, kolejne osobowości z branży rozrywkowej wyrażały swoje wsparcie wobec piosenkarki, niedawno zadebiutował następny dokument stworzony na zlecenie NYT („Controlling Britney Spears”), a dzień po premierze nowego filmu dokumentalnego Netflixa odbyła się rozprawa, która dała szansę na nowy początek, bowiem w trybie natychmiastowym zawieszała kuratelę.

Recenzowany dokument został opracowany przez Erin Lee Carr współpracującą z dziennikarką Jenny Eliscu. Obraz bardzo mocno skupia się na początkach ubezwłasnowolnienia, powodach decyzji sądu oraz przedstawia następne lata, porządkując nieco wydarzenia oraz pełniąc funkcję pewnego chronologicznego opisu wydarzeń. W produkcji Netflixa analizowane są nie tylko decyzje sądu, ale przede wszystkim kwitnąca kariera Spears – trasy koncertowe, występy w Las Vegas czy udział w programie X-Factor. Dzięki materiałowi dowiadujemy się, że w dokumentacji będącej podstawą do zatwierdzenia ubezwłasnowolnienia księżniczki pop znalazły się potwierdzone przez psychiatrę wzmianki między innymi o demencji (u 27-letniej kobiety), czy wiele postępowań, które nie zakończyły się szczęśliwie, a dotyczyły nie tylko usunięcia kurateli, ale również zmiany adwokata.

„Britney kontra Spears” to obraz wywołujący niezwykle silne emocje, który momentami jest wręcz przerażający. Wydawać by się mogło, że pieniądze dają władzę, tymczasem przez 13 lat piosenkarka była niczym niewolnica – pozbawiona prawa do samostanowienia, możliwości podejmowania nawet najdrobniejszych decyzji (jak możliwość posiadania karty kredytowej, spotykania się z przyjaciółmi, kupienia dzieciom prezentów czy wyjścia do restauracji), stała się maszynką do zarabiania pieniędzy dla ojca, całego grona specjalistów i adwokatów. Niestety, prawnik, który miał Spears reprezentować i kierować wnioski w jej imieniu do sądu o wiele bardziej był zainteresowany sprawdzaniem sowitego honorarium, jakie regularnie pojawiało się na jego koncie. Przez wiele lat kobieta bezskutecznie starała się o zmianę reprezentanta. Choć sprawujący opiekę podkreślali, że Britney nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować, wymaga opieki psychologów i psychiatrów oraz przyjmowania różnorodnych leków, intensywna praca zawodowa i zarabianie milionów nie wpływało negatywnie na jej stan zdrowia. We wskazanym czasie Spears nagrała kilka albumów, odbyła wiele tras koncertowych i regularnie występowała w Las Vegas, natomiast na decyzję, czy może wyjść zjeść hamburgera czekała nawet godzinę.

Britney kontra Spears (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Doniesienia nie wnoszą nic nowego do sprawy

Britney kontra Spears (2021) – recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Autorki dokumentu

Dziennikarki prowadzące śledztwo zdecydowanie są po stronie Britney Spears – nie ulega wątpliwości, że jej sytuacja to precedens, który potwierdza ogromne luki w systemie prawnym USA. Artystka straciła kilkanaście lat życia i jest ofiarą nieadekwatnych decyzji sądu. Najlepsze filmy dokumentalne powinny przynosić odpowiedzi na nurtujące widzów pytania i przedstawiać opisywaną rzeczywistość w sposób jak najbardziej złożony, ujmując dwie strony medalu. Tymczasem recenzowany “Britney kontra Spears” jest nieco tendencyjny, a po zakończeniu seansu człowiek zastanawia się, dlaczego niemal wszyscy wmieszani w kuratelę ulubienicy Ameryki, z Jamesem Spears na czele, nie stanęli jeszcze przed sądem. Okazuje się, że z Britney nikt się nie patyczkował – była szantażowana odebraniem praw do dzieci, dawkami jej leków manipulowano w każdej dogodnej sytuacji (istniał podział na “dni pracujące” i “niepracujące”), jej występy w social mediach były niemal wyreżyserowane. Przyznam szczerze, że brakowało mi poznania chociaż najdrobniejszej perspektywy osób z zaplecza ojca piosenkarki, a jego zdawkowe wypowiedzi prezentowane na nagraniach nie wniosły zbyt wiele do sprawy. Spory zawód wywołują także wypowiedzi psychiatry, którego podpis widnieje w dokumentacji medycznej artystki.

Propozycja Netflixa posiada mocny przekaz, jest również bardzo emocjonująca, choć z czasem twórcom coraz ciężej jest utrzymać silne napięcie. Widzom, którzy nie znali sprawy dokument przedstawi ogromne cierpienie i samotność, jakiej doświadczyła Amerykanka, bowiem w całej sytuacji zabrakło przede wszystkim prawdziwej, szczerej pomocy. Muszę jednak przyznać, że dla odbiorców śledzących prasowe doniesienia dokument nie będzie zbyt odkrywczy, bowiem wiele już w tym temacie powiedziano. To jednak solidna produkcja, która przez ponad 90 minut przedstawia zapiski z dokumentacji medycznych, nieujawnianych wcześniej wiadomości czy ustaleń sądu, a autorki odznaczają się ogromnym szacunkiem do Spears. Ostatnie ujęcia były kręcone jeszcze we wrześniu tego roku, zatem szkoda, że nie poczekano z premierą dokumentu do czasu najnowszej rozprawy. Przez to mamy poczucie, iż historia nie została domknięta, a szczęśliwego finału brak.

Netflix może poszczycić się rozbudowanym katalogiem bardzo dobrych dokumentów, a recenzowany „Britney kontra Spears” zbytnio nie odstaje od nich jakością. Jeżeli chcielibyście zagłębić się w meandry trwającego od 13 lat dramatu artystki, produkcja jest przygotowana właśnie dla Was.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolki wracają z MŚ z jednym medalem
Następny artykułOPEN FINANCE S.A.: WYKAZ AKCJONARIUSZY POSIADAJĄCYCH CO NAJMNIEJ 5% LICZBY GŁOSÓW NA NADZWYCZAJNYM WALNYM ZGROMADZENIU OPEN FINANCE S.A. ZWOŁANYM NA DZIEŃ 7 PAŹDZIERNIKA 2021 R.