A A+ A++

Około trzydzieści sadzonek bratków zniknęło w ubiegłym tygodniu z klombów usytuowanych naprzeciwko dawnego Urzędu Miasta. Puste miejsca po  roślinach zauważył nasz czytelnik, idący rano do pracy.

– Przykro było patrzeć. Po świeżo posadzonych bratkach zostały dziury w ziemi. Ślady wskazywały na to, że ktoś przyszedł z łopatką i bez przeszkód wykopywał co ładniejsze sadzonki – irytował się nasz rozmówca.

Sygnały o kradzieży nie dotarły jeszcze do Urzędu Miasta, gospodarza klombów.
– Nie mamy zgłoszeń w tej sprawie – mówi Magdalena Borowiec-Różycka, kierownik referatu ekologii i zieleni. – Niestety kradzieże roślin nękają nas w każdym sezonie, a największą popularnością wśród złodziei cieszą się właśnie bratki.

W skali roku nie ginie ich dużo. Kilkanaście, dwadzieścia sadzonek. Problem polega jednak na tym, że są one zwykle częścią większej kompozycji. Wyjęcie kilku roślin z całości, rujnuje estetyczne wrażenie, o które w pocie czoła starali się architekci zieleni miejskiej. A bratki sadzone są właśnie w miejscach najbardziej uczęszczanych przez mieszkańców.

Dlaczego ludzie kradną sadzonki? Czasem niektórym mieszkańcom brakuje na tanie wino, w innym przypadku można za darmo ukwiecić własny balkon lub działkę.
– Kiedyś złapaliśmy na gorącym uczynku kobietę kradnącą kwiaty. Bez cienia wstydu powiedziała nam, że one jej się należą, bo przecież zakupiono je z pieniędzy podatników. To żenująca sytuacja, jeżeli zważyć, że jedna sadzonka kosztuje najwyżej 2 złote – dodaje M. Borowiec-Różycka.

Oburzenia nie kryje Jerzy Irsak, prezes spółki Pegimek, która wykonuje dla miasta zielone kompozycje:

– Teraz, w związku z epidemią, wszystkie nasze siły skierowaliśmy do dezynfekcji miasta. Stan zieleni schodzi więc na plan dalszy, co nie znaczy, że bagatelizujemy sprawę. To nagminny proceder, z którym trzeba walczyć. Problem zgłaszaliśmy do straży miejskiej. Niestety, trzeba się liczyć z tym, że gdy ktoś ukradnie 30 bratków, każdy po 1,30 zł., to sprawa zostanie umorzona, ze względu na niską szkodliwość czynu. A szkoda dla miasta jest podwójna, bo pociąga za sobą niepotrzebne koszty i dyskomfort estetyczny dla mieszkańców.

– Nic nie wiemy o tej kradzieży – przyznaje Janusz Wójtowicz, komendant straży miejskiej. – Ostatnio otrzymaliśmy sygnał o kobiecie wykopującej rośliny, ale okazało się, że to pracownica Pegimeku, wymieniająca bratki, które się nie przyjęły. W ubiegłym roku odebraliśmy zgłoszenie o pijanych młodych mężczyznach demolujących klomb, za co zostali ukarani. Poza tym, nie odnotowaliśmy innych przypadków kradzieży nasadzeń. W razie ich zauważenia trzeba nas natychmiast zawiadomić.

Tegoroczne nasadzenia wczesnowiosennych bratków i stokrotek kosztował gminę ponad 9 tys. zł. Niestety, nie ma możliwości uzupełnienia skradzionych roślin.
– Mamy ich jednorazową dostawę. Wszystkie bratki muszą być od razu wysadzone do donic. Po rozliczeniu się z dostawcą, nie ma możliwości złożenia kolejnych​ zamówień. Taki ubytek będzie widoczny przez acyl okres wegetacji danego gatunku, aż do czasu wymiany nasadzeń – dodaje M. Borowiec-Różycka.

słs

bratki Głos Świdnika Janusz Wójtowicz Jerzy Irsak kradzież PK Pegimek sadzonki straż miejska w Świdniku Urząd Miasta w Świdniku

Artykuł przeczytano 416 razy

Last modified: 16 kwietnia, 2020

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDiecezja tarnowska: pierwsze komunie św. po wakacjach
Następny artykułMercusys MU6H – dwupasmowa, bezprzewodowa karta sieciowa USB dużego zasięgu