A A+ A++

W Halinie Poświatowskiej, odczuwałem połączenie Piękności z jej Totalną Dobrocią. Zdawałoby się, że to jest rzeka empatii. Pragnienie obcowania z Nią było podobne do spragnionego człowieka, który przychodzi napić się u źródła. A jednocześnie – ta wybitna Poetka nauczyła mnie żyć w „wymiarze śmierci.” Wzbogaciła mnie tym pryzmatem patrzenia na życie…

Wedle maksymy Plauta: Wybrańcy bogów umierają młodo. Halina Poświatowska zmarła w wieku 32. lat. Do dziś dnia pamiętam, jak mój Przyjaciel, (który mi ‘ojcował’) znacznie starszy ode mnie, wybitny poeta, poetycki prozaik, Tadeusz Nowak – ‘zdradził’ mi ze śmiechem tajemnicę “poezji kobiecej”, gdy zacząłem prowadzić dział literacki w „Tygodniku Kulturalnym”: “IM LEPSZY WIERSZ – TYM GORSZA TWARZ”… 😉 Zastrzegł jednak, że są wyjątki… I na poczesnym miejscu wymienił Twórczość i Osobę: Haliny Poświatowskiej, z którą się przyjaźnił, a ja – pokochałem.

Pokochałem… także za to, że jako wyjątek w Halinie Poświatowskiej, odczuwałem połączenie Piękności z jej Totalną Dobrocią. Zdawałoby się, że to jest rzeka empatii. Pragnienie obcowania z Nią było podobne do spragnionego człowieka, który przychodzi napić się u źródła. A jednocześnie – ta wybitna Poetka nauczyła mnie żyć w „wymiarze śmierci.” Wzbogaciła mnie tym pryzmatem patrzenia na życie…

Tak, trzeba, żebyś żył wciąż w wymiarze śmierci. Nie na to, żeby się straszyć! Ale żeby być realistą i nie wykreślać z definicji swojego Człowieczeństwa istotnego punktu, jakim jest – zawsze niespodziewany – zgon. Trzeba, żebyś wciąż słyszał sypiący się piasek w twojej klepsydrze, czuł przepływające sekundy, godziny, dnie, lata. I wtedy – gdy nadejdzie Twój Czas, rodzina i bliscy, o ile ich masz, nie będzie musiała bronić cię przed tym wymiarem. Nie będzie musiała cię okłamywać, że to tylko przesilenie… Napisałem w swoim notatniku – po rozmowach z Tadeuszem Nowakiem o pięknej, zjawiskowej wręcz Poetce.

Trzeba wciąż żyć w wymiarze śmierci. Wtedy dopiero jesteś w stanie zrozumieć radosną WARTOŚĆ ŻYCIA…. Dla wielu spośród nas – także życia wiecznego. Jakie piękne byłoby nasze życie, a nasza nędza znośna, gdybyśmy zadowalali się realnym złem. Bez dawania posłuchu zjawom i urojeniom naszego umysłu. Zatem promieniuj radością życia. Intensywnie – na każdym kroku i w każdej sekundzie – przeżywaj dopóki jest Ci dane Własne Istnienie!

20 września 1967 roku Halina Poświatowska ostatni raz powitała szpitalne łóżko. Wcześniej – w pociągu, który wiózł ją do Warszawy – powiedziała do matki: “Ja już nie wrócę”. Zaledwie kilkanaście dni po drugiej operacji “podłe serce” (tak nazywała je w listach) poetki przestało pompować życie… Minęło już – jak mgnienie – 55 lat od Jej śmierci, lecz Jej dar chrystusowy : TALENT POETYCKI, DOBROĆ I NIEZAPOMNIANA URODA, wciąż opromienia Jej Fanów i Czytelników. Swoją poezją na oścież otwierała skrzydła dobroci, wszechogarniającej Miłości, która natychmiast udzielała się Czytelnikowi.

Zdolność poetyckiego ekshibicjonizmu pomogła Poświatowskiej w kreacji poezji napisanej własnym życiem, toteż biografia poetki stanowi podstawowy klucz w jej interpretacji. Mottem, według którego żyła Poświatowska, było: “Tyle człowiek wart, ile w życiu osiągnął, ile po sobie pozostawi.”

Zaledwie 32.-letnie życie Haliny Poświatowskiej było ciągłym zmaganiem z chorobą. Każdy większy wysiłek oznaczać mógł śmierć. Wiedziała, że jest pielgrzymem krótkiej drogi na naszym padole, lecz ten smutek Jej był zaciemniony przez niebywałą inteligencję, humor i urodę. Tylko „podłe serce” ciągle się upominało i wołało o „TLEN”…

Na temat jej urody sprzeczało się wielu. “Nie była ładna – była na to zbyt Piękna” – napisał w wierszu “Halszka” Stanisław Grochowiak. Ona sama powiedziała kiedyś: “Pisanie nie jest moja najmocniejszą stroną. Na ogół wszyscy twierdzą, że najładniejsze mam usta, a dopiero potem nogi… Poza tym szanują mnie za zgryźliwy charakter i bardzo ich dziwi moje szatańskie poczucie humoru”. (…)

KIEDY UMRĘ KOCHANIE

kiedy umrę kochanie

gdy się ze słońcem rozstanę

i będę długim przedmiotem raczej smutnym

czy mnie wtedy przygarniesz

ramionami ogarniesz

i naprawisz co popsuł los okrutny

często myślę o tobie

często piszę do ciebie

głupie listy – w nich miłość i uśmiech

potem w piecu je chowam

płomień skacze po słowach

nim spokojnie w popiele nie uśnie

patrząc w płomień kochanie

myślę – co się też stanie

z moim sercem miłości głodnym

a ty nie pozwól przecież

żebym umarła w świecie

który ciemny jest i który jest chłodny

Na świat przyszła 9 maja 1935 roku w Częstochowie. Badacze jej życiorysu na próżno szukali jednak potwierdzenia tego faktu w dokumentach. Akt urodzenia Heleny Mygi, córki Feliksa i Stanisławy z Ziębów, do której wszyscy zwracali się: Halina, miał błędnie wpisaną datę – 9 lipca.

Był początek roku 1945, w Częstochowie kończyły się walki, gdy dziesięcioletnia córka państwa Mygów zachorowała na anginę. Powikłania doprowadziły do wady serca: niedomykalności zastawki dwudzielnej. Wtedy choroba ta była nieuleczalna. Od dzieciństwa większość czasu Halina spędzała w szpitalach i sanatoriach.

PŁOMYK NADZIEI…

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBeksiński na Śląsku” zostaje do 2 listopada!
Następny artykułMarcelina Zawadzka przebrała się za elfa. Fani zachwyceni