Bagnaia rozbił się podczas pierwszego treningu przed Grand Prix Czech. Włoch złamał prawy piszczel i opuścił nie tylko weekend w Brnie, ale również dwie rundy na austriackim Red Bull Ringu. Choć do poruszania się po padoku jeździec Pramac Racing wciąż potrzebuje kuli, powrót na motocykl przebiegł imponująco.
23-latek ruszał z szóstego pola, ale z okrążenia na okrążenie coraz lepiej spisywał się podczas rywalizacji na długim dystansie. W końcu przebił się za plecy liderującego Franco Morbidelliego. Pomimo towarzyszącego bólu, Bagnaia odparł ataki ze strony Joana Mira i swoją pierwszą wizytę na podium w MotoGP dopełnił drugim miejscem.
– Najważniejsze było, aby zaliczyć dobry powrót, ponieważ w Jerez [przed przerwą] byliśmy bardzo mocni. Podobnie w Brnie, jednak złamałem nogę i było ciężko. Za mną niesamowity miesiąc. Dużo pracowałem i muszę podziękować wszystkim, którzy pomagali mi w przygotowaniach. Gdy okazało się w piątek, że noga jest w porządku, w sobotę trochę przycisnąłem i poczułem się podobnie, jak w Jerez. Wszystko przyszło więc dość łatwo.
– Zacząłem myśleć o podium, kiedy wyprzedziłem Vale [Valentino Rossiego], ponieważ tempo było bardzo dobre. Potem jednak zacząłem odczuwać ból w nodze, więc trudno było jechać konsekwentnie. Na ostatnim okrążeniu musiałem nieco odpuścić. Ból był zbyt silny. Słyszałem już za sobą silnik Suzuki, więc w ostatnim zakręcie było trochę strachu.
– Najtrudniejsze były cztery końcowe okrążenia. Pojawił się ból i zmiana kierunku na prawą stronę była bardzo trudna. To pierwszy wyścig z publicznością, w dodatku w domu. Jest niesamowicie – zakończył Francesco Bagnaia.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS