A A+ A++

Na spotkanie z tym cenionym i nad wyraz miłym panem reżyserem zaprosiła jaworznicka biblioteka. Spotkanie odbyło się 25 maja. Przy okazji porozmawialiśmy z panem reżyserem o teatrze, ale nie tylko.

Bogdan Tosza, Miejska Biblioteka Publiczna w Jaworznie, 25 maja 2022 r.

Ela Bigas: Czy lubi Pan odwiedzać Jaworzno i co szczególnie Pan w tym mieście lubi?
Bogdan Tosza: Nie mogę powiedzieć nawet o odwiedzaniu, mam poczucie, że jestem tu często. Tu są moje najważniejsze groby, z grobem rodziców, grobem teściów, w Dąbrowie Narodowej jest na cmentarzu cała moja rodzina. Przyjeżdżam chętnie z bardzo wielu różnych innych powodów. Uważam, że Jaworzno się świetnie rozwija, po Jaworznie się świetnie jeździ. Jest tutaj masa nowych rzeczy. To miejsce, gdzie rozmawiamy (gmach główny jaworznickiej biblioteki – przyp. eb) jest nadzwyczajne.

Która spośród pana prac reżyserskich Panu samemu przypadła do gustu i z jakiego powodu?
Nie mam żadnej wątpliwości, że najważniejszą moją pracą reżyserską była adaptacja „Widnokręgów” Wiesława Myśliwskiego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie, i to z bardzo wielu powodów. Uważam, że Myśliwski jest najwybitniejszym polskim prozaikiem drugiej połowy XX wieku, i jak się okazuje początku XXI „Widnokrąg” uważam za najważniejszą, najpiękniejszą, najobszerniejszą powieść, taką z którą ja się identyfikuję. Praca nad adaptacją trwała dwa lata, wyrzuciłem dwie wersje do kosza.

Rozumiem, że autor poczuł się urażony.
Nic podobnego, nic nie wiedział. Przyjaźniłem się wówczas z dyrektorem Teatru Osterwy Krzysztofem Babickim i może trudno pani uwierzyć, ale była taka noc, którą spędziłem u siebie w domu na wsi w Stryszawie. Na początku tej nocy podjąłem decyzję, że rano zadzwonię do dyr. Babickiego i powiem, że tego nie zrobię. Ale nie spałem całą noc, a rano wiedziałem, jak to zrobić. I wtedy przez kilka miesięcy przygotowałem adaptację. Książka liczy ponad 460 stron, a moja adaptacja miała niecałe 120 stron maszynopisu. Miałem wielkie marzenie, chciałem zwiedzić Sandomierz z Wiesławem Myśliwskim. Proszę sobie wyobrazić, w 2008 r. on zadzwonił i powiedział, jeśli masz ochotę, jedziemy na groby i 2 listopada zostajemy w Sandomierzu. Ja prosto z Jaworzna, z moich grobów, pojechałem do Sandomierza. To był cały dzień, nieprawdopodobny. A dzień się skończył, w ten sposób, że na zamku w Sandomierzu, gdzie Myśliwscy mieszkali, wręczyłem mu adaptację. Po 10 dniach, w czasie których myślałem już, że umrę, Myśliwski zadzwonił i powiedział, że to jest najlepsza adaptacja w ogóle, jaka powstała.

W jakiej kondycji jest, wedle Pana, współczesny teatr? Czy to taka postmodernistyczna maligna czy to radosny rozkwit?
Wszystko, co najlepsze chyba się już odbyło.

Czyli teatr ma się źle?
Tego nie wiem, ale to chyba zależy od odbioru. Zaczynam coraz bardziej myśleć, że teatr jest przede wszystkim dla młodych ludzi, i to jest pierwsza konstatacja. Jeszcze powiem jedno – odbiorców. Kiedy dzisiaj myślę o teatrze, o tym co zobaczyłem, co przeżyłem, to przeżycia między dwudziestym a trzydziestym rokiem życia były najmocniejsze i jak widzę dzisiaj najtrwalsze. To był w moim wypadku okres Konrada Swinarskiego, Andrzeja Wajdy, Jerzego Jarockiego, Jerzego Grzegorzewskiego w Starym Teatrze, ale nie tylko. To jest okres, kiedy powstała Umarła Klasa Kantora i potem następne jego przedstawienia. To jest okres, kiedy jeździłem do Jerzego Grotowskiego do Teatru Laboratorium, to jest okres, kiedy przyjeżdżał świat do Polski. Nigdy potem już nie przeżyłem mocniejszych rzeczy. Te spektakle były powodem, dla którego sam poszedłem do teatru. Wczoraj byłem na wybitnym podobno spektaklu.

Który Pana znudził?
Może nie aż tak, ale po pierwsze miałem wrażenie jakiegoś szczególnego déjà vu, ja to gdzieś już widziałem. Ilekroć idę do teatru, to mi się wydaje, że przecież to już było. Widzę entuzjazm młodych widzów. Z pokorą patrzę, że tak ma być, bo to pokolenie nie widziało tego, co ja.

I uznaje to za nadzwyczaj oryginalne dzieło?
Oczywiście. W tym sensie, jak powiadam, teatr jest dla młodych ludzi. Z takim samym entuzjazmem reżyserują to młodzi reżyserzy, nie mając najmniejszej pokory i słusznie. Co myśmy robili, tego oni nie widzieli, tego nie widziała.

Dlaczego ludzie raczej chcą oglądać komedie, natomiast coś niezwykle skomplikowanego, zwanego teatrem ambitnym, nie do końca im się podoba?
Może to troszkę polega na czym innym. Ta druga część jest mniejszą widownią. Natomiast generalnie rzecz biorąc teatr zawsze służył jakoś rozumianej rozrywce i tylko jakość tej rozrywki decydowała, jaki był poziom. Dal mnie najważniejszą sztuką Moliera jest „Mizantrop”, to nie jest wesoła sztuka, premiera padła. Co zrobił Molier? Nie obrażał się na widownię. Jak dwa razy zagrał „Mizantropa” bez sukcesu, natychmiast wrócił do „Szkoły żon”.

Czy teatr może mieć przewagę nad kinem?
Ma kolosalną przewagę. Teatr jest żywy. Żywy aktor mówi do żywego widza. Kino nie ma żadnych szans.

Plany na przyszłość.
Jak zapytano o to Gombrowicza odparł: grób. Ja tak nie odpowiem. Dużo uczę, od 30 lat jestem wykładowcą w Szkole Filmowej w Katowicach, uczę scenografii na ASP w Krakowie, wydałem w ciągu dwóch lat dwie książki.

Jednym słowem jest cudownie!
Jest świetnie, jest co czytać, trzeba wrócić do starych lektur. Będzie dobrze.

I tak optymistycznie kończę tę rozmowę, wszystkiego dobrego. Bardzo dziękuję.
Ela Bigas

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułEgzamin ósmoklasisty 2022: język obcy. Sprawdzamy, jak im poszło[wideosonda]
Następny artykuł“Niesamowite przygody skarpetek” – premiera w Teatrze Nowym w Zabrzu