10 milionów przychodu w 6 lat – gdyby ktoś w 2013 r. zapowiedział takie wyniki mojej firmy, to pomyślałbym, że majaczy. Ale to się dzieje.
Gdybym chciał uprawiać działalność propagandową, to powiedziałbym, że mój 2018 rok 2018 był pasmem sukcesów. Szybkie napisanie kolejnej książki, 2,35 mln zł przychodu w 2018 r. (i zysk 1,75 mln zł), przekroczenie 6 milionów złotych łącznych przychodów z książki „Finansowy ninja”, sprzedaż ponad 69.000 egzemplarzy tej książki i zbliżenie się o włos do wyniku 10 milionów łącznych przychodów z działalności blogowej w ciągu ostatnich 6 lat. To wszystko prawda… ale prawdą jest też, że przez długi czas patrzyłem na kursor i nie wiedziałem jak zacząć to podsumowanie.
Wiem, co chcę Wam przekazać, ale zebranie tego w spójną opowieść jest naprawdę trudne. Chociaż pod wieloma względami 2018 rok powinienem uznać za wspaniały, to nie potrafię się nim w pełni cieszyć. Moją rodzinę dopadły problemy zdrowotne, które zaprzątają mi głowę i mocno wjeżdżają na psychikę – do tego stopnia, że zaprzestałem na razie nagrywania podcastów, a i wszelkie próby pisania przychodzą z dużym trudem. I tak jak zawsze wierzyłem w moją dużą sprawczość, tak teraz doświadczam bezsilności w zderzeniu z rzeczywistością. To dla mnie olbrzymia lekcja pokory. Nie pytajcie proszę o szczegóły.
W obecnej sytuacji trudno mi być obiektywnym, więc jeśli miejscami będzie się Wam wydawało, że maluję zbyt pesymistyczny obraz, to prawdopodobnie będziecie mieć rację. Miejcie jednak świadomość, że od września postępuje u mnie systematyczny zjazd formy i samopoczucia. O ile na początku miałem nadzieję, że sytuacja jest „do zarządzenia” i uda się wszystko sprawnie „naprawić”, tak od listopada w zasadzie przyzwyczajam się do myśli, że nie wiem ile to potrwa i być może konieczne będzie przerwanie działalności blogowej na czas bliżej nieokreślony albo przyzwyczajenie się do olbrzymiej nieregularności pracy twórczej. Obaw z tym związanych także mam całą masę, chociaż próbuję sobie racjonalnie to tłumaczyć i niemalże jestem pogodzony ze stanem mojej rzeczywistości.
Wcale nie jest łatwo pisać o tym, bo mam świadomość, że i tak jestem w o niebo lepszej sytuacji niż wiele osób. Przez lata udało się odłożyć spore oszczędności a inwestycje generują więcej pieniędzy, niż wydajemy w ciągu roku. Jestem za to niesamowicie wdzięczny Opatrzności i Wam. Jednocześnie boli mnie to, że nie jestem teraz w stanie „dowozić” deklaracji – nawet przed sobą samym. Mam wrażenie, że wszystko za co próbuję się brać, kończy się niepowodzeniem albo trwa wielokrotnie dłużej niż powinno.
Ale może to właśnie jest idealny czas, żeby po raz kolejny pokazać Wam, jak bardzo odległa bywa moja rzeczywistość od misternie konstruowanych planów. Pomimo, że obiektywnie udało mi się zrealizować niewiele, to i tak uważam, że absolutnie nie mam na co narzekać.
Akceptacja – to najważniejsze słowo podsumowujące mój 2018 rok. Akceptacja moich ułomności, niepowodzeń, niedowiezionych deklaracji, poziomu który mnie samego nie satysfakcjonuje. „Widać tak miało być” – to najlepsze ze stwierdzeń, jakim mogę wytłumaczyć sobie zastaną rzeczywistość.
Zapraszam zatem do lektury podsumowania wszystkiego co się wydarzyło w 2018 r. i skonfrontowania tego z ogłoszonymi Wam dokładnie rok temu planami. Robię to zarówno dla siebie, jak i dla Was. Publiczna spowiedź dobrze mi zrobi. A przy tym mam nadzieję ponownie pokazać Wam, że to my sami decydujemy o tym, jak oceniamy sytuację. Mój 2018 rok można uznać za porażkę, stagnację, jak i sukces. Wszystko zależy od punktu widzenia i kryteriów, który przyjmiemy. Znowu będzie szczerze do bólu i z detalami – jak to u mnie.
Mój sposób planowania roku
Jeśli chcecie dobrze rozliczyć swój rok 2018 i skutecznie zaplanować działania na rok 2019 i kolejne, to polecam zapoznanie się z dwoma odcinkami podcastów, w których dokładnie przedstawiałem moje podejście:
O ile w powyższych podcastach omawiałem samą metodologię opracowywania planów rocznych, to praktyczny przykład, jak to robię, zaprezentowałem Wam w ubiegłym roku. Najpierw upubliczniłem moje podsumowanie 2017, a potem – pokazałem konstruowanie dalekosiężnych planów.
To kompendium nadal pozostaje aktualne, więc zainteresowanych samą metodologią odsyłam do tych czterech odcinków (są też transkrypty).
Dzisiaj skupiam się po kolei na aspektach związanych z moim 2018 rokiem. Pokażę twarde dane liczbowe i podzielę się subiektywnymi obserwacjami dotyczącymi mojej działalności. Z pokorą przyjmę także Wasze komentarze.
Statystyki bloga za 2018
Pod względem statystyk na blogu nastąpiła stabilizacja. Ruch ani drastycznie nie rośnie, ani nie spada. W całym roku blog odwiedziło 2,14 mln tzw. unikalnych użytkowników (UU). To o 8% mniej niż w poprzednim roku. Ten spadek absolutnie mnie nie dziwi, biorąc pod uwagę, że po prostu mniej pisałem i nagrywałem niż rok wcześniej. Dłuższe były także okresy blogowej ciszy. Na dwóch kolejnych obrazkach widać najpierw statystyki za rok 2018, a potem porównanie lat 2017 i 2018.
Najsłabszym miesiącem był sierpień, w którym mój blog odwiedziło „tylko” 154.503 UU. Z kolei najlepszym był listopad, w którym 308.819 UU szukało tutaj informacji m.in. co robić z pieniędzmi w Idea Bank i Getin Bank. Za średni poziom ruch w 2018 r. można uznać ok. 200.000 UU miesięcznie.
To co mnie cieszy, to wydłużenie średniego czasu, który spędzacie na blogu (średnio 3 minuty i 6 sekund) oraz zdecydowany spadek współczynnika odrzuceń (czyli odsetka osób szybko wychodzących z bloga).
Pod względem źródeł ruchu na moim blogu – niewiele się zmieniło. Nadal najczęściej trafiacie do mnie z wyszukiwarek internetowych (63% ruchu). Ponad 15% ruchu to wejścia bezpośrednie, czyli po wpisaniu adresu w przeglądarce, a blisko 10% to ruch inicjowany moimi newsletterami. Z kolei ruch z mediów społecznościowych zmalał o kolejne dwa punkty procentowe (do 7,36% całego ruchu). Tak jak pisałem w książce może to oznaczać, że albo fatalnie komunikuję się w mediach społecznościowych albo po prostu w moim przypadku dużo większą skuteczność mają inne media.
Oczywiście dominującym serwisem społecznościowym pozostaje u mnie Facebook. Drugie miejsce należy do YouTube, trzecie do Twittera.
Google Analytics mówi mi także, że blog cieszy się zbliżonym zainteresowaniem Pań (46,5%), jak i Panów (53,5%), i to mnie bardzo cieszy.
2/3 Czytelników bloga to osoby przed 35 rokiem życia, z czego absolutnie najbardziej liczna jest grupa osób od 25 do 34 lat (blisko połowa Czytelników). Cieszę się też, że ponad 13% odwiedzających jest starszych ode mnie. Fajnie, że i Wy znajdujecie tutaj interesujące treści. Szczegółowy rozkład wieku – na rysunku poniżej.
Statystyki podcastu 2018
Rok temu pisałem, że podcast „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” systematycznie rośnie i rzeczywiście tak było w całym 2017 r. kiedy to pobraliście go ok. 1,6 mln razy. Na koniec 2017 r. łączny licznik pobrań wszystkich odcinków pokazywał 3,4 miliona.
Na koniec 2018 r. łączna liczba pobrań podcastu wzrosła co prawda do 4.646.961 pobrań, ale oznacza to, że w całym roku przybyło niecałe 1,3 miliona. Nie tylko nie było wzrostu słuchalności, ale wręcz odnotowałem spadek.
Debiut podcastu na Spotify także wypadł umiarkowanie. Tam wysłuchaliście go tylko 147.026 razy przez cały rok 2018 (to oddzielne statystyki od tych podanych wyżej). Za to bardzo dużo z Was ogląda podcasty na YouTube (o czym za chwilę).
Ogólnie widzę kilka przyczyn niższej słuchalności WNOP:
- Nie nagrywałem podcastów regularnie. Pomimo, że teoretycznie WNOP wydawany jest w cyklu dwutygodniowym, to w praktyce kilka razy w roku zdarzyły mi się dłuższe przerwy. W efekcie zamiast 26 nowych odcinków, ukazało się tylko 17. Nieregularność zabija słuchalność.
- W 2018 r. pojawiło się wiele innych nowych podcastów, które skutecznie walczyły o Wasze zainteresowanie. Siłą rzeczy, gdy nie nagrywam, to słuchacie i przyzwyczajacie się do innych fajnych treści.
- Część Słuchaczy przeniosła się na YouTube. No i super, bo nie po to nagrywam podcasty również w formie wideo, żeby się marnowały. 🙂 To fajnie, że je oglądacie.
Statystyki YouTube 2018
Nie ukrywam, że na YouTube miałem największą dynamikę wzrostów. Rok temu kanał subskrybowało ok. 30.000 osób. Teraz jest ich już ponad 56.000. Znacząco wzrosła także liczba obejrzeń moich filmów (głównie podcastów i wystąpień na konferencjach) – tylko w 2018 r. przybyło ich 2 miliony a łączna liczba odtworzeń to już 3,2 miliona. Ładnie wydłużył się też średni czas oglądania materiałów – do aż 21 minut i 41 sekund. Wydaje się to przeczyć tezie, że na YT oglądają się tylko krótkie filmiki. 🙂
Na rysunku możecie także zobaczyć moje zarobki z reklam wyświetlanych przy moich filmach. Wzrosły one do ok. 2400 USD.
Pomimo wzrostów statystyk nadal nie traktuję YouTube jako „mojej” platformy. Najlepiej czuję się w tekstach pisanych oraz podcastingu. Nadal także nie udało mi się przekonać samego siebie do ewentualnego, mocniejszego wejścia na YouTube z filmami tworzonymi celowo dla tej platformy. Być może nigdy to nie nastąpi.
Wyniki finansowe bloga „Jak oszczędzać pieniądze”
Gdyby oceniać finanse mojej firmy porównując wyłącznie przychody w latach 2017 i 2018, to należałoby podsumować wynik stwierdzeniem „uuu… spory spadek”. Łatwo przyjąć taką perspektywę patrząc na zamieszczony niżej wykres. Do 2017 r. przychody systematycznie rosły, a w 2018 r. rzeczywiście zanotowały spadek i to o ponad 20%. Ba! Były nawet niższe niż w 2016 r.
Czy mnie to martwi? Absolutnie nie. Już tłumaczę dlaczego. 🙂
To co widzicie na tym wykresie to przychody netto (wyższe słupki) i koszty netto (niższe słupki) mojej działalności. W 2017 roku – głównie dzięki rekordowemu grudniowi – łączne przychody wyniosły nieznacznie ponad 3 miliony złotych, przy kosztach wynoszących 926 tys. zł. Zysk wyniósł ok. 2 milionów złotych przed opodatkowaniem.
W 2018 r. przychody spadły do poziomu 2,35 milionów złotych przy kosztach wynoszących ok. 579 tys. zł (już uwzględniając blisko połowę wartości kupionego w tym roku Forda Mustanga). Całkowity zysk przed opodatkowaniem wyniósł 1,78 miliona złotych. No jakby nie patrzeć absolutnie nie mam na co narzekać. 😀 To kolejny, świetny finansowo rok, w którym udaje mi się udowadniać, że także w Polsce możliwe jest świetne zarabianie na blogu oraz własnych produktach sprzedawanych za jego pośrednictwem.
Zanim przejdę do omówienia struktury przychodów oraz powodu ich spadku, to pochwalę się jeszcze jednym, nieuchronnie zbliżającym się „kamieniem milowym”. Na powyższym wykresie widzicie wyniki od marca 2013 r. To właśnie wtedy otworzyłem moją firmę. Ci, którzy czytali książkę wiedzą, że dopiero w trzecim roku działalności moje zarobki istotnie przekroczyły te z wcześniejszej pracy etatowej. To dobrze pokazuje, że na wszystko musiałem poczekać. Dzisiaj z ręką na sercu mogę powiedzieć, że nawet mi się nie śniło, że w ciągu 6 lat prowadzenia mojej firmy dobiję do 10 milionów złotych przychodu – a właśnie na to się zanosi.
Łączne przychody od marca 2013 do końca 2018 r. wyniosły już 9.848.777 zł, ale to nie ich wysokość najbardziej mnie cieszy. Kategorią nadrzędną jest dla mnie nie przychód, ale zysk. Łączne koszty mojej działalności w latach 2013–2018 wyniosły 2.755.986 zł (dane szacunkowe, bo grudzień jeszcze nie został księgowo rozliczony), a więc zysk przekroczył 7 milionów złotych przed opodatkowaniem.
Jestem dumny z tych wyników, ale nie piszę tego, by się chwalić. Kwoty są duże, ale moja firma to i tak maluszek w porównaniu z innymi biznesami. Z tym, że ja intencjonalnie chcę pozostać mały. Nie buduję wielkiego biznesu i nie mam ambicji podboju świata. Mam jednak cichą nadzieję, że przynajmniej dla części z Was ta moja droga będzie inspirująca – zwłaszcza, że macie okazję obserwować ją na tym blogu od samego początku. Cieszę się, że udało mi się udowodnić (przede wszystkim samemu sobie), że zmiana ścieżki zawodowej po 40-tce jest możliwa i że może przynieść tak spektakularny rezultat (przynajmniej dla mnie).
Dlaczego nie martwi mnie spadek przychodów?
Przedostatni, 2017 rok był pod względem sprzedaży rekordowy. Głównym „koniem pociągowym” była wtedy , którą od maja 2017 r. intensywnie promowałem na Facebooku. Korzystałem wtedy z płatnej reklamy, co .
Dość powiedzieć, że tylko w 2017 r. przychód ze sprzedaży #FinNinja wyniósł łącznie 2.662.825 zł (netto) co oznacza, że książka odpowiadała aż za 89% przychodów z mojej działalności. Z perspektywy biznesowej dosyć słabe jest poleganie na jednym, mocnym produkcie. Spodziewałem się, że po ewentualnym zakończeniu płatnej promocji książki, przychody z jej sprzedaży mogą znacznie spaść. Z drugiej strony – jakoś bardzo się tego nie obawiałem. Widziałem bowiem, że rosną przychody z afiliacji a w szczególności z publikowanego na moim blogu. Do tego już na początku 2018 roku ruszyłem z pracami nad nową książką #ZCWP i spodziewałem się, że także ona przyczyni się do zmiany struktury przychodów. Co kilka zarabiających produktów, to nie jeden. 🙂
W efekcie struktura przychodów za 2018 r. (przypomnę, że było to 2,35 mln zł) prezentowała się następująco:
- 47% = „Finansowy ninja” = ok. 1,11 mln zł.
- 19% = „Zaufanie, czyli waluta przyszłości” oraz „Gotowi na Start” = ok. 437 tys. zł.
- 25% = wszystkie przychody z afiliacji = ok. 617 tys. zł.
- 8% = inne przychody (występy publiczne, przychody z reklam Google, zwroty kosztów itp.).
Rzekłbym, że proporcje nareszcie fajnie się rozłożyły i z afiliacji udało się uczynić niemalże w pełni zautomatyzowany strumień przychodów. Firma nie musi polegać ani wyłącznie na książkach, ani na przychodach z afiliacji, aby wystarczało jej na pokrycie kosztów i generowanie zysków dla właściciela. 🙂 Jednocześnie zyski są na tyle duże, że dają szansę finansowania niedochodowych projektów przy jednoczesnym dużym poczuciu komfortu. To dzięki niemu mogę działać bez kompromisów, np. odmawiać firmom, które zgłaszają się do mnie z przeróżnymi propozycjami współpracy.
Plan finansowania na przyszłość wygląda tak samo, jak w ostatnich latach:
- Zarabiam na swoich produktach – głównie książkach.
- Zarabiam na afiliacji bez nachalności. Zarabianie odbywa się niejako przy okazji pokazywania Wam fajnych produktów.
- Nie współpracuję komercyjnie z firmami – chyba, że zdarzy się jakaś naprawdę niebywała okazja do zrobienia czegoś fajnego dla wszystkich. Jak na razie – przez ostatnie 3 lata – nie było takich współprac.
- Nie stawiam sobie konkretnych celów finansowych. Ile będzie – tyle będzie. Oczywiście nadal chciałbym, aby każde źródło przychodów przynosiło przynajmniej 200.000 zł rocznie. Nie jest to jednak konkretny plan lecz poziom oczekiwań pomagających weryfikować zasadność „ciągnięcia” konkretnej działalności komercyjnej.
Wyniki sprzedaży książki „Finansowy ninja”
No to pora wyjaśnić jeszcze skąd wziął się tak drastyczny, czyli ponad 50-procentowy spadek przychodów ze sprzedaży „Finansowego ninja”. Złożyło się na to kilka powodów:
Po pierwsze: sprzedaż #FinNinja w przedostatnim, 2017 r. była po prostu fenomenalna. W ciągu 12 miesięcy kupiliście wtedy aż 32.487 egzemplarzy, z czego 9083 egz. w samym grudniu 2017 r. Był to najlepszy miesiąc sprzedaży w całej historii i szczerze mówiąc nie sądzę, by kiedykolwiek udało się jeszcze choćby zbliżyć do tego wyniku. Dla porównania:
- W całym 2016 r. czyli przez pierwsze 6 miesięcy sprzedaży, kupiliście 23.162 egz. #FinNinja.
- W całym 2018 r. kupiliście „tylko” 13.419 egz. #FinNinja.
Po drugie: w 2018 r. ograniczyłem promowanie #FinNinja. O ile w 2017 r. mocno wspierałem sprzedaż reklamą na Facebooku, to w 2018 r. praktycznie z niej zrezygnowałem. To miało swoje bardzo istotne przełożenie na wyniki sprzedaży. Szczegóły i powody tłumaczę niżej. Na wykresie widać wydatki na reklamę na FB oraz wygenerowane dzięki nim przychody (brutto).
Po trzecie: to był już trzeci rok sprzedaży #FinNinja. Książka przechodzi swój naturalny cykl życia. Osoby najbardziej zainteresowane tematyką finansów osobistych już tę książkę kupiły. Siłą rzeczy coraz trudniej znaleźć nowych nabywców. Poza tym pomimo ponadczasowości zawartej w książce wiedzy, to ma już ona swoje lata i prosi się miejscami o aktualizację.
Po czwarte: rok 2018 był rokiem premiery książki „Zaufanie, czyli waluta przyszłości” i moja energia poszła właśnie w jej kierunku. Szczerze mówiąc miałem dużą trudność w podjęciu decyzji, w jaki sposób powinienem promować obie książki, czy skupić się tylko na #ZCWP w roku premierowym, czy może wręcz przeciwnie – na bardziej rentownym #FinNinja. Postawiłem na #ZCWP.
Po piąte: w grudniu 2018 r. musiałem ogłosić niedostępność #FinNinja. Skończył się nakład, a ja świadomie nie zamówiłem kolejnego dodruku. Powody tłumaczę w dalszej części wpisu dotyczącej planów na rok 2019.
Wszystkie powyższe informacje nie zmieniają jednak faktu, że „Finansowy ninja” pozostaje najbardziej poczytnym poradnikiem z dziedziny finansów osobistych w ostatnich latach w Polsce. Obiecywałem Wam transparentność finansową tego projektu, więc poniżej prezentuję łączne wyniki sprzedaży #FinNinja za okres dwóch i pół roku – od startu sprzedaży 1 lipca 2016 r. do końca 2018 r.:
- Sprzedane łącznie 69.068 egzemplarzy „Finansowego ninja”, w tym 65.194 egz. papierowych i 3874 ebooków “luzem” (tych z pakietów nie liczę). Reasumując 69.068 unikalnych egzemplarzy #FinNinja.
- Łączny przychód = 6.032.353 zł (słownie: ponad sześć milionów). To przychód brutto ze wszystkich wariantów tego jednego produktu. MIAZGA! Dla jasności przychód netto (czyli bez VAT) to 5.651.740 zł.
- Łączne koszty = 1.440.175 zł (1.645.249 zł brutto), z czego najwięcej wyniosły:
- Wysyłki + logistyka z nimi związana (pakowanie, magazynowanie etc.) = 715 tys. zł.
- Druk książki = 369 tys. zł.
- Promocja (głównie reklamy FB) = 197 tys. zł.
- Darowizny dla Pajacyka = 280.062 zł. 🙂
- Podatki to odpowiednio ponad 800 tys. zł PIT oraz ok. 175 tys. zł VAT.
- Czysty zysk “na rękę” już po opodatkowaniu = 3.131.306 zł. Tak – ponad 3 miliony złotych z jednej książki. 🙂
Dla zainteresowanych szczegółami: łatwo policzyć, że moja marża netto po podatkach i darowiznach na Pajacyka wynosi dokładnie 52%. To znacząco ułatwia mi wszelkie obliczenia – po prostu „na rękę” mam z grubsza połowę tego, co wpływa na konto z tytułu sprzedaży #FinNinja.
Dlaczego wydałem #FinNinja sam?
Z perwersyjną przyjemnością aktualizuję także informacje dotyczące pytania „a ile byś zarobił, gdybyś wydał #FinNinja z tradycyjnym wydawcą?”. Te dane są miażdżące – dla wydawców.
Przypominam, że żaden tradycyjny wydawca nie chciał sprzedawać mojej książki drożej niż za 49,90 zł (poziom powyżej 50 zł uważali za zaporowy). Zakładając, że wydawca oddawałby mi 10% z ceny okładkowej netto, to z każdego sprzedanego egzemplarza miałbym 4,75 zł brutto, a więc ok. 3,85 zł „na rękę” (już po opodatkowaniu).
Gdyby tradycyjny wydawca sprzedał dokładnie tyle #FinNinja ile ja, czyli 69.068 egzemplarzy, to moje honorarium wyniosłoby 265.872 zł. Mówiąc krótko na koniec 2018 r. byłbym stratny 2,8 mln złotych współpracując z wydawcą – bo właśnie o tyle zarobiłbym mniej niż wydając samodzielnie. A sądzę, że różnica byłaby jeszcze większa, bo prawdopodobieństwo utrzymania stałej ceny 49,90 zł za #FinNinja przez 2,5 roku w tradycyjnej sieci sprzedaży książek – jest po prostu zerowe. Mam także poważne wątpliwości, czy wydawca tradycyjny zbliżyłby się do liczby 70.000 sprzedanych egzemplarzy.
Można na te kalkulacje spojrzeć także z innej strony, np. zastanawiając się ile egzemplarzy musiałby sprzedać tradycyjny wydawca żebym na współpracy z nim zarobił dokładnie tyle samo, co na samodzielnym wydaniu #FinNinja? Odpowiadam. Żebym jako autor mógł zarobić 3.131.306 zł zł „na czysto”, to tradycyjny wydawca musiałby sprzedać 813.447 egzemplarzy #FinNinja. Mało realne, prawda?
Na szczęście dla innych autorów polski self-publishing ma już dobrze przetarte szlaki i tą ścieżką idzie coraz więcej osób. Nie jest to droga łatwa, wymaga wcześniejszego zbudowania audytorium i interdyscyplinarnych umiejętności, ale jest bardzo wynagradzająca dla tych, którzy nie boją się ciężkiej pracy. Wiem już o kilkudziesięciu książkach wydanych po lekturze case study #FinNinja i cieszy mnie to, że coraz więcej autorów zarabia na swoich dziełach godziwe pieniądze. Zainteresowanych odsyłam do .
Są też tacy, którzy depczą mi już po piętach, ale na koniec 2018 roku mogę powiedzieć oficjalnie: “Finansowy ninja” nadal pozostaje liderem polskiego self-publishingu pod względem wysokości przychodów wygenerowanych przez pojedynczy tytuł. 🙂 I to mnie niesamowicie cieszy! Nie tylko dlatego, że zarabia, ale przede wszystkim dlatego, że jest to poradnik społecznie potrzebny, przydatny i mega wartościowy – o czym najlepiej mówicie i piszecie mi Wy sami. 🙂
UWAGA: Planuję opublikować oddzielny wpis, w którym znajdą się wyniki sprzedaży książki oraz zestaw przemyśleń dotyczących współpracy z tradycyjnym wydawcą przy premierze tego tytułu. Czekam jeszcze na spłynięcie oficjalnych wyników sprzedaży dotyczących 2018 r., co powinno nastąpić w połowie lutego. Analiza ukaże się po tym terminie.
Wyniki kampanii #FinNinja na Facebooku
Chcę się też z Wami podzielić przemyśleniami na temat reklamy na Facebooku. Całkiem zasadne jest bowiem pytanie „dlaczego, skoro reklama na Facebooku przynosiła w 2017 r. tak dobre rezultaty, to zdecydowałeś się ograniczyć nakłady na nią?”.
Odpowiedź na to pytanie jest wielowymiarowa. Powodów było kilka:
1) Przygotowywanie kampanii reklamowych jest czasochłonne.
Wszystkie reklamy na Facebooku przygotowuję sam. Wymyślenie strategii promocji, zaplanowanie budżetów i spodziewanych efektów, opracowanie tekstów i grafik, ustawienie kampanii reklamowych i bieżąca weryfikacja skuteczności reklam wraz z analizą i poprawianiem kampanii po prostu wymagają dużo czasu i energii. O ile w 2017 r. czułem, że sporo się uczę i traktowałem „wykręcanie wyników” na Facebooku jako swoiste wyzwanie, o tyle w 2018 r. miałem już świadomość ile czasu mi to zabiera. Na początku roku zaprzestałem reklam, bo chciałem się skupić na napisaniu nowej książki #ZCWP a potem zająłem się jej tradycyjną promocją.
2) Inny rodzaj relacji z kupującym.
Zauważyłem, że niektóre osoby pod wpływem reklamy kupują książkę spontanicznie – zwłaszcza wtedy, gdy reklama dociera np. trakcie „Dnia Darmowej Dostawy”. Z perspektywy czysto finansowej jest to idealna sytuacja, ale z perspektywy mnie jako blogera, któremu zależy na budowaniu długotrwałych relacji, jest to droga na skróty. Być może moje myślenie jest idealistyczne, ale chciałbym mieć wyłącznie zadowolonych klientów. Takich, u których decyzja o zakupie moich książek jest przemyślana a sam zakup jest wynikiem dobrej relacji, którą udało mi się wcześniej zbudować poprzez dostarczanie darmowych, merytorycznych treści.
Organiczna sprzedaż działa właśnie w ten sposób: najpierw ktoś trafia na mojego bloga, potem docenia treści i w końcu decyduje się zapłacić za mój płatny produkt. Wiem, że w takim przypadku ma szansę przerobić ten materiał i być z niego zadowolonym. A przy spontanicznych zakupach bywa inaczej. Czasem sam zakup #FinNinja jest ułudą „robienia czegoś dla własnych finansów” a w praktyce książka ląduje od razu na półce z zamiarem przeczytania „kiedyś tam”. Jeśli w taki sposób działa ktoś, kto mnie wcześniej nie poznał i jednocześnie zareagował tylko na reklamę, to wzrasta ryzyko niezadowolenia z „nieudanego zakupu”. Pieniądze wydane, materiał nieprzerobiony, małe szanse, że nabywca będzie chciał wpadać do mnie na bloga, skoro nawet nie wie ile traci. To raczej słaby scenariusz.
3) Po premierze #ZCWP nie mogłem się zdecydować, którą książkę promować.
I to był chyba najważniejszy powód całkowitego zaprzestania reklam na FB aż do września 2018 r. Po prostu nie miałem pomysłu na właściwe działanie po dołączeniu do mojej oferty kolejnej książki i nie chciałem jednocześnie „wylać dziecka z kąpielą”.
Wydawało mi się, że skoro jest nowa książka, to właśnie na niej powinny koncentrować się płatne działania promocyjne. Z drugiej strony – była to książka o znacznie niższej cenie, wydawana z wydawcą i efektywnie mam z niej dużo mniej przychodów, więc koszt pozyskiwania kupujących na Facebooku mógł zabijać opłacalność płatnych działań reklamowych. Do tego jeszcze #ZCWP dostępna była wszędzie i to w cenach niższych niż w moim sklepie internetowym. Prowadzenie działań reklamowych mogło mieć taki efekt, że nawet jeśli moja reklama przekonałaby do zakupu książki, to potencjalny chętny kupowałby ją tam, gdzie znajdzie ją taniej – zwłaszcza, jeśli byłaby to „nowa” osoba, nie mająca ze mną zbudowanej relacji. Krótko mówiąc ponosiłbym koszty dostarczając Klientów innym księgarniom. Słabo.
Ostatecznie – z pewnym smutkiem – uznałem, że jedynym produktem, który warto reklamować odpłatnie, jest właśnie #FinNinja – chociażby ze względu na wyższą cenę i marżę. Szkoda, bo to w pewnym sensie przekreśla możliwość stymulowania sprzedaży #ZCWP. Szerzej o tym napiszę w artykule podsumowującym wyniki nowej książki.
4) Uznałem, że przetestuję znowu poziom organicznej sprzedaży #FinNinja.
Po świetnym grudniu 2017 r. chciałem znowu przetestować jak duża jest sprzedaż książki organicznie – tylko dzięki wspominaniu o niej w nowych artykułach na blogu oraz dzięki temu, że na bloga stale trafiają nowe osoby, z których część wchodzi także na stronę #FinNinja. Początkowo planowałem testy przez kwartał, ale z powodu pozostałych wymienionych tu powodów, przeciągnęły się one do końca sierpnia. Generalnie poziom organicznej sprzedaży był zadowalający. Pomijając wyniki grudniowe, średnie miesięczna sprzedaż wynosiła ok. 1000 egzemplarzy. Jak dla mnie – w zupełności OK. 🙂
Tylko dwa razy testowałem „czy jeszcze potrafię robić reklamę na FB” – we wrześniu i w grudniu 2018. Rezultaty były na tyle dobre, że sprawnie wyprzedałem w grudniu cały zapas #FinNinja.
W facebookowej grupie pytaliście mnie także o efektywność moich kampanii reklamowych. Dla zainteresowanych publikuję obrazek z menedżera reklam na FB, który warty jest 1000 słów. 🙂
- Na rysunku widać podsumowanie moich kampanii reklamowych w okresie od 1 maja 2017 r. (wtedy ruszyłem z reklamami #FinNinja na FB) do 31 grudnia 2018 r.
- Zero filtrowania. W podsumowaniu widać koszty i efekty kampanii udanych, nieudanych i takich, które też miały inny cel, np. zwiększenie dotarcia konkretnych wpisów z bloga. Nie są to wyłącznie reklamy #FinNinja, ale część z nich i tak przykładała się do sprzedaży #FinNinja (bo zainteresowani sięgają po książkę także po lekturze wpisów na blogu, do których skierowała ich reklama na FB).
- Reklamy zarabiały. Na reklamę na FB w tym okresie wydałem 181.359 zł a wygenerowany w ten sposób przychód wyniósł 906.035 zł, co oznacza, że każda wydana złotówka wróciła w postaci 5 zł przychodu.
- Remarketing rządził. Moim absolutnym faworytem była jedna z kampanii remarketingowych skierowana do osób, które widziały stronę #FinNinja w ciągu ostatnich 30 dni, ale nie dokonały jeszcze zakupu. Tam ROAS wyniósł 36,15 – czyli za każdą wydaną złotówkę wracało ponad 36 zł przychodu. Przy wydanych 704,10 zł na reklamę dokonanych zostało 325 transakcji o łącznej wartości 25.476,40 zł. Takie wyniki reklamy lubię najbardziej, ale no nie zawsze się da tak utrafić. 😉
No i tak to w dużym skrócie wyglądają biznesowe aspekty mojej działalności. Teraz pora przejść do podsumowania stopnia realizacji upublicznionych rok temu planów.
Jakie były plany na rok 2018 i kolejne?
W obszernym podcaście rok temu przedstawiałem Wam . Założenia się nie zmieniły, więc przypomnę w skrócie sformułowane wtedy cele długoterminowe oraz pomysły na konkretne projekty.
Cele makro były takie:
- Wprowadzenie przedmiotu „finanse osobiste” do szkół podstawowych.
- Opublikowanie serii książek Finansowy ninja.
- Zbudowanie społeczności finansowych ninja, czyli społeczności ludzi wolnych od długów, bezpiecznych finansowo albo nawet wolnych finansowo.
Oprócz nich rok temu przedstawiłem też 16 konkretnych pomysłów na projekty, które dodatkowo poddałem jeszcze Waszej ocenie w opublikowanej wtedy ankiecie:
- Kontynuacja cyklu „Elementarz inwestora”.
- Dokończenie cyklu artykułów przedstawiających kulisy wydawania Finansowego ninja, czyli case study.
- Nowa książka z serii Finansowy ninja.
- Zagraniczna sprzedaż Finansowego ninja.
- Edukacja szkolna.
- Występy publiczne na dużych na cudzych konferencjach.
- Moje własne spotkania offline (i może własna konferencja „Finansowy ninja”).
- Konferencje on-line.
- Indywidualny kontakt z Czytelnikami.
- Inne książki – poza serią „Finansowy ninja”.
- Kursy on-line.
- Nowy layout bloga.
- Poprawienie wszystkich błędów i niedociągnięć, które są na blogu.
- Nowe życie dla kursu „Pokonaj swoje długi”.
- Profesjonalizacja mojego zaplecza do YouTube’a.
- Pomoc we wprowadzeniu książki Pata Flynna na polski rynek.
Oczywiście tylko część z tych pomysłów chciałem zrealizować w 2018 r. W gruncie rzeczy był to zarys planu działań na kilka kolejnych lat. Obiecywałem sobie wtedy także, że będę pracował zgodnie z kilkoma podstawowymi założeniami:
- Jakość a nie ilość.
- 10 dużych wpisów na blogu rocznie.
- Regularne publikowanie podcastów co dwa tygodnie.
Tyle przypomnienia…
Stopień realizacji planów w roku 2018
Gdybym patrzył na moją rzeczywistość jak skrajny optymista, to powiedziałbym, że rok był fenomenalny:
- Napisałem nową książkę . Do tego w rekordowym czasie około 5 tygodni.
- Książka szybko trafiła na listy bestsellerów i zbiera bardzo ciepłe recenzje.
- Pomogłem spopularyzować książkę Pata Flynna „Gotowi na start”. Bardzo mi na tym zależało, bo jako fan Pata miałem nareszcie szansę nieco mocniej pomóc w zwiększeniu świadomości jego istnienia. 🙂
- Nagrałem audiobooka #ZCWP, który został bestsellerem Audioteki. No i było to całkiem ciekawe, nowe dla mnie doświadczenie, które – mam wrażenie – pomogło mi poprawić warsztat, jeśli chodzi o operowanie głosem.
- Książka miała premierę podczas Targów Książki w Warszawie.
- Zorganizowałem cykl spotkań autorskich obejmujący Gdańsk, Wrocław, Łódź, Poznań, Olsztyn, Białystok, Kraków i dwukrotnie Warszawę. No i po raz kolejny przekonałem się, że spotkania z Wami to zdecydowanie najmilszy sposób spędzania czasu w mojej pracy. 🙂 Bardzo mi tego brakowało.
Do tego dołożyłem udział jako prelegent w kilku konferencjach:
- infoShare 2018, gdzie opowiadałem o życiu na własnych zasadach.
- Sektor 3.0, gdzie podpowiadałem organizacjom pozarządowym jak mogą współpracować z osobami takimi jak ja.
- TOP Startup Polski Wschodniej, gdzie mówiłem o finansowaniu startupów i o tym jak nie położyć firmy.
- Liderzy Przyszłości, gdzie młodym osobom opowiadałem o tym co robić w trakcie studiów, aby mieć lepszy start w dorosłe życie.
- I Love Influencer, gdzie podpowiadałem jak współpracować długofalowo z influencerami.
No w zasadzie mógłbym odtrąbić pełen sukces… z tym, że niestety to co powyżej wymieniłem, tylko w pewnym stopniu koresponduje z moimi wcześniejszymi planami. Można powiedzieć, że większość mojej działalności w 2018 r. kręciła się wokół premiery nowej książki, której tak naprawdę miało nie być (#ZCWP zaplanowane było jako krótki ebook-niespodzianka, a nie pełna książka). Przez nią prace na innych frontach po prostu kulały. Tematy, które planowałem pociągnąć do przodu w 2018, a w których nic albo niewiele się wydarzyło, to:
- Dokończenie cyklu artykułów przedstawiających kulisy wydawania Finansowego ninja.
- Nowy kurs on-line.
- Nowy layout bloga.
- Poprawienie wszystkich błędów i niedociągnięć, które są na blogu.
- Nowe życie dla kursu „Pokonaj swoje długi”.
- Profesjonalizacja mojego zaplecza do YouTube’a.
- Zagraniczna sprzedaż Finansowego ninja – ten temat odpuściłem.
Z jednej strony pocieszam się, że w sumie „nic się nie stało”, ale z drugiej wiem, że wszystkie te rzeczy powinny być zrobione i dobrze Wam służyć. Zamiast podążania zgodnie z planami, rzuciłem się na projekt książkowy, który wynikł dosyć spontanicznie i dla którego musiałem pójść na sporo kompromisów z samym sobą.
Obiektywnie rzecz biorąc blog w dużej mierze zatracił swój oszczędnościowy charakter i tematy publikowane w 2018 r. tylko to potwierdzają. Z drugiej jednak strony – finanse osobiste to nie tylko oszczędzanie i myślę, że tematy publikowane w 2018 r. były nie mniej interesujące niż np. „proste sposoby oszczędzania wody”. 😉
W ubiegłym roku napisałem niewiele wpisów na bloga, ale z tych, które opublikowałem, jestem zadowolony. W mojej opinii dobrze wpisywały się one w założenie „jakość a nie ilość”. Ze zdziwieniem zdałem też sobie sprawę, że w zasadzie spełniłem założenie „10 dużych wpisów na blogu rocznie” – chociaż przed sprawdzeniem spisu treści bloga miałem wrażenie, że nie wywiązałem się z tej deklaracji. To kolejny raz uświadamia mi, że nie należy opierać się na domysłach i opiniach, tylko rzeczywiście uczciwie rozliczać się z dokonań weryfikując fakty. Czasami mam jednak tendencję do postrzegania rzeczywistości w ciemniejszych odcieniach. Powtarza się wniosek sprzed roku, że moja głowa lubi mi płatać figle.
Wydaje mi się też, że dosyć negatywna autoocena płynie również z wysokiego poziomu oczekiwań, który mam w stosunku do siebie. Sęk w tym, że zeszłoroczne postanowienie „wystarczy Ci Michał 10 dużych wpisów rocznie i nie musisz być niewolnikiem rygorystycznego harmonogramu” służyło właśnie temu, aby pomóc mi zerwać z reżimem, w który sam siebie wtłaczam. I chociaż podchodząc rozumowo sam przed sobą deklaruję, że chcę dążyć do zmniejszania mojego obciążenia, to jednak na poziomie emocji następuje jakiś bunt i samooskarżanie typu „skoro to jest Twoja praca, to powinieneś robić więcej”.
Płynnie przeszedłem od twardych danych, poprzez podsumowanie realizacji planów do subiektywnych komentarzy na temat mojej pracy. Poniżej zbieram je w jednym miejscu.
Subiektywne odczucia dotyczące 2018
Powyżej znowu zacząłem brzmieć jak malkontent, więc zmienię trochę śpiewkę.
W praktyce jest tak, że udaje mi się realizować jakieś 20% projektów, które sobie zaplanuję. Obiektywnie jednak rzecz biorąc, te zrealizowane dają mi sporo satysfakcji i przekładają się na konkretne rezultaty (te finansowe wymieniałem wyżej). Z przyjemnością wspominam:
- satysfakcję po szybkim napisaniu książki,
- dumę, którą czułem słysząc dobre słowa od wydawcy i pierwszych recenzentów,
- radość ze współpracy z Igorem Wojtkowiakiem przy klipie promocyjnym „Zaufanie, czyli waluta przyszłości”,
- pierwsze spotkanie na żywo z chłopakami z mojej grupy mastermind (Marek Jankowski, Bartek Popiel, Michał Śliwiński),
- zapach farby drukarskiej na świeżo wydrukowanej książce,
- podpisywanie 5000 egzemplarzy książki #ZCWP dla osób, które nabyły ją w przedsprzedaży,
- świetne rozmowy podcastowe z Michałem Sadowskim, Krzysztofem Gonciarzem czy Karolem Lewandowskim,
- świetne nowe znajomości, np. z Wiktorem „TaZ-em” Wojtasem,
- fenomenalne spotkania autorskie z Wami – od tych kameralnych kilkudziesięcioosobowych (w Łodzi), po olbrzymie, na których było Was tysiące (Gdańsk).
To zwłaszcza te spotkania i rozmowy z Wami ładowały mi w tym roku baterie – także w okresie ostatnich 4-ech miesięcy, gdy psychika zaczynała mi siadać.
Kolejne przemyślenia wymienię w luźnych, niezwiązanych ze sobą punktach (kolejność przypadkowa).
Modlitwa. Bardzo mocno dziękuję tym wszystkim osobom, które powierzają moje intencje w swoich modlitwach. Doceniam, bardzo dziękuję i proszę o więcej.
E-maile. Na tym polu permanentnie zawalam. Przepraszam wszystkich, którym nie odpowiedziałem na pilne i mniej pilne wiadomości. W tym roku ani razu nie doprowadziłem niestety mojej skrzynki do stanu „Inbox zero”, chociaż kiedyś było to codziennością.
Brak właściwej rutyny. Podobnie, jak po „Finansowym ninja”, tak i po „Zaufaniu” posypała się moja codzienna rutyna. Po wakacjach jest jeszcze gorzej. Jeśli pamiętacie moje podcasty o porannym wstawaniu i „procedurze miracle morning”, to przyznaję się, że niewiele z tego zostało. Aktualnie kładę się ok. 2:00 – 3:00 w nocy. Na nogach jestem dopiero około 11:00. Generalnie dbam o to, żeby się wysypiać, ale tak późne wstawanie powoduje, że już około 13:00 jestem pełen frustracji, że już po południu, a tak mało udało się zrobić. Zdecydowanie muszę przybliżyć się do dawnego reżimu, bo to jak teraz funkcjonuję także wpływa na moją kondycję psychiczną.
Jestem jednoosobowy i taki pozostanę. Przyznam, że w tym moim byciu jednoosobowym przedsiębiorcą nieco się miotałem. Z jednej strony nie chcę zatrudniać pracowników, ale z drugiej – muszę zaakceptować to, że niektóre moje ambicje dotyczące rozwoju skali działalności będą niezaspokojone, bo po prostu wielu rzeczy nie dam rady zrobić jednoosobowo. Kolejny raz powtórzę jednak, że bycie jednoosobowym daje mi niesamowity komfort psychiczny. Zwłaszcza teraz – w sytuacji, w której się znalazłem – dziękuję sam sobie, że mam komfort zawalania pracy na całej linii i jednocześnie niczyje „życie zawodowe” nie zależy ode mnie. Nie mam zobowiązań w stosunku do pracowników, bo po prostu ich nie mam. Dodatkowy plus to możliwość trzymania kosztów na racjonalnie niskim poziomie. Dziękuję Michale! 🙂
Odpowiedzialność. Pisałem już kilkakrotnie, że wraz ze wzrostem poczytności bloga, czuję rosnącą odpowiedzialność za publikowane tutaj treści. Próbuję sobie wyobrażać ewentualne konsekwencje – czasem z większą, a czasem z mniejszą skutecznością. Bywa, że ten ciężar odpowiedzialności jest paraliżujący. Innym razem – to właśnie poczucie odpowiedzialności zmusza mnie do podjęcia pewnych tematów. Przyznam się, że w tym roku najbardziej czułem to, przy publikacji artykułu . Gdy wszyscy wokół trąbili o podsłuchach Czarneckiego i nakręcali spiralę zainteresowania tematem, ja zabrałem się za uspokajanie emocji – chociaż wcale nie było to takie oczywiste. Równie dobrze mógłbym „popłynąć na fali” i siać panikę podpowiadając wycofanie pieniędzy z Idei i Getin Banku. Miałem jednak świadomość, że moje słowo w tej sytuacji ma znaczenie – zwłaszcza, że zapewnienia o gwarancjach BFG pojawiły się z opóźnieniem a KNF sam dolał oliwy do ognia publikując ostrzeżenie dotyczące sprzedaży produktów inwestycyjnych poprzez Idea Bank. Zrobiłem to co doradzał mi rozsądek, chłodna analiza sytuacji i troska o dobry rozwój sytuacji – zaproponowałem pozostawienie oszczędności do limitów BFG w Idea Banku i korzystanie z atrakcyjnego oprocentowania, które bank zmuszony był zaoferować w tej podbramkowej sytuacji. Pokazałem, że ja dokładnie to robię.
Ford Mustang. No odebrałem w końcu nowego Forda Mustanga i nadal za każdym razem, gdy do niego wsiadam, mam banana na twarzy. Minęło kilka miesięcy, a ja ciągle uważam ten zakup za świetną decyzję. 🙂 Cieszę się podwójnie, bo nie dość, że mam frajdę, to przy okazji myślę, że spowodowałem spore zamieszanie w głowach tych, którzy uważali mnie za hiper-oszczędnego lub wręcz skąpego. Wiem, że niektórym osobom nadal w głowie się nie mieści, że z jednej strony oszczędzam na biletach komunikacji miejskiej urywając 1 zł z ich ceny, a z drugiej – kompletnie mnie nie interesuje, czy mój Mustang pali 15 czy 20 litrów na setkę. Obie te rzeczy idealnie mieszczą się w moim podejściu do finansów – „oszczędzamy na tym, na czym nam nie zależy, po to aby mieć więcej pieniędzy na te rzeczy, które mają dla nas znaczenie”. 🙂
Wolność finansowa. Ujawniłem Wam w tym roku, że jesteśmy już jako rodzina wolni finansowo, tzn. w zasadzie nie musimy pracować zarobkowo do końca życia. Czy coś to zmieniło? Generalnie nic. Powiem szczerze, że trudno mi się przyzwyczaić do tej myśli, bo po prostu lubię pracować. Ale faktem jest, że jestem bardziej wyluzowany i akceptujący – zwłaszcza w tych sytuacjach, w których sprawy nie toczą się po mojej myśli.
Bycie sobą. Tak po ludzku – mega mnie satysfakcjonuje to, że podczas tej kilkuletnie blogowej drogi nie musiałem z siebie robić pajaca. Że wytrwałem w byciu sobą, że nie musiałem chodzić na skróty, że wszystko mogłem i mogę robić po swojemu. Na początku wcale nie było łatwo, ale teraz świetnie się czuję. To, że w tym wytrwałem, daje mi też większe poczucie niezależności i pewności siebie. Mam grubszą skórę niż jeszcze kilka lat temu. Zaobserwowałem to u siebie po lekturze komentarzy . Kiedyś bardzo bym się przejął zarzutami (fałszywymi) o to, że sfabrykowałem tę historię. Teraz – w zasadzie zadziwiała mnie tylko skala nieufności i skłonność do spekulowania przez co poniektórych komentujących. Cieszę się jednak, że – podejrzewając takie reakcje – sam się nie cenzurowałem i opublikowałem tę historię. Bo ja tu nie jestem od tego żeby się Wam podobać, ale od tego, by w jakiś sposób zachęcać Was do refleksji nad własnymi finansami. Ten temat idealnie wpasowywał się w tę wizję.
Blog i podcast. To moje miejsca. To ja zarządzam tym, co się na nich pojawia i w którą stronę skręcają. Nadal kluczowe pozostaje dla mnie kryterium użyteczności tego co robię, ale to nie znaczy, że na blogu pojawiać się będą wyłącznie treści poradnikowe. W pewnym sensie te media podążają za mną, zmieniają się wraz z moimi zainteresowaniami i to jest OK z mojej perspektywy. Być może oznacza to utratę części z Was, bo nasze zainteresowania przestają się pokrywać lub po prostu będziecie mieć dość Szafrańskiego. To też jest OK. Takie jest życie. Chociaż chciałbym być przydatny dla jak największego grona odbiorców, to wiem, że niemożliwe jest zadowolenie każdego i nie jest to moją ambicją. Kluczowe jest dla mnie bycie w zgodzie z sobą samym i własnymi wartościami.
Akceptacja. Uczę się jej. Uczę się, że nie na wszystko mam wpływ, że okoliczności mają duże znaczenie i są sytuacje, których nie da się rozwiązać nawet mając furmanki pieniędzy. Potrzeba też innych zasobów – empatii naszej, innych osób, cierpliwości, umiejętności bycia optymistą nawet wtedy, gdy dopada nas poczucie beznadziei, poczucia, że wszystko ma jakiś cel – nawet to, czego sobie sami nie życzymy.
Plany na rok 2019
No to na koniec należy się Wam jeszcze garść zapowiedzi. Na razie nie powstał szczegółowy plan na 2019 r. Jest on znowu bardzo ogólny, co przypomina mi rok 2017, w którym czas dosłownie przelatywał mi między palcami. Tego się obawiam. Ale czuję też, że znowu potrzebuję mniej od siebie wymagać, mniej ścierać się z rzeczywistością i bardziej świadomie reagować na bieżąco na to, co się dzieje w moim otoczeniu – przede wszystkim niezwiązanym z pracą. Tak jak dotychczas moje życie było w dużej mierze podporządkowane pracy, tak teraz muszę odwrócić proporcje – podporządkować pracę rytmowi życia poza nią.
Nie wykluczam jednak również scenariusza, w którym moje dobre chęci nie przełożą się na realne działanie. Być może będzie tu kilkumiesięczna posucha – zwłaszcza jeśli do zmartwień dołoży mi się załamka tym, że nie jestem w stanie wykrzesać z siebie kreatywności. Właśnie tak mijała mi końcówka roku i szczerze mówiąc nie wiem czego się dalej spodziewać. Wolę Was jednak otwarcie uprzedzić już teraz, bo mam poczucie, że – przynajmniej w przypadku podcastu i YouTube – zostawiłem Was bez żadnej zapowiedzi przerwy i z tym również nie najlepiej się czuję. Kiedy ukaże się kolejny odcinek podcastu? Nie wiem.
Wiem, że możecie powiedzieć, że przesadzam, że za bardzo się przejmuję, za dużo od siebie wymagam, że „weź się w garść” albo wręcz przeciwnie „odpuść – masz do tego prawo”. Zapewniam, że ja to wszystko wiem, ale ta świadomość nie przekłada się ani na moją skuteczność ani stan emocji.
Na chwilę obecną mam zaplanowany tylko jeden projekt – opracowanie nowego wydania książki „Finansowy ninja” – edycja 2019. Tak jak pisałem wcześniej #FinNinja oficjalnie jest teraz niedostępny. Nakład został wyczerpany. Dodruku celowo nie zamawiałem, bo uznałem, że pora nieco odświeżyć zawartość książki. Zaktualizowane wydanie chciałbym udostępnić w marcu 2019 r. Oczywiście, jeśli komuś będzie zależało na otrzymaniu książki natychmiast po dostawie z drukarni, to można zamówić ją już teraz. Sprzedaż realizowana jest w sposób ciągły, ale wysyłka nastąpi dopiero w marcu. 🙂
Swoją drogą niedostępność mojego głównego produktu dobrze obrazuje skalę mojej rozsypki. Do pracy nad nowym wydaniem zabierałem się już we wrześniu z planem, że dostawa książek dotrze do mnie w połowie grudnia. No ale się nie udało. Powiedzcie sami, czy racjonalny profesjonalista dopuściłby do tego, aby nie mieć swojego głównego produktu przez cały kwartał? Zwłaszcza w sezonie, gdy wiele osób robi „mocne” postanowienia noworoczne związane z finansami osobistymi i potrzebuje „na już” właściwego poradnika? Bez komentarza. 😉
Jeśliby jednak założyć, że okoliczności będą bardziej sprzyjały pracy, to chciałbym trzymać się podstawowych założeń sformułowanych rok temu: 10 dużych wpisów rocznie przeplatanych codwutygodniowymi podcastami oraz ewentualnymi dodatkowymi materiałami.
Większe tematy, które planuję rozpisać, to:
- Omówienie PPK i moich przemyśleń z nimi związanych.
- Przedstawienie funkcjonowania leasingu na przykładzie Mustanga.
- Wyniki sprzedaży #ZCWP i omówienie zasadności współpracy z tradycyjnym wydawcą.
- Moja strategia IKE/IKZE + inne rozwiązania na inwestowanie z myślą o emeryturze.
- Dokończenie cyklu o self-publishingu #FinNinja.
Poza tym czeka mnie aktualizacja szablonów budżetowych (w ostatnim wkradły się drobne błędy i nadal chcę udostępnić nowy szablon z kompletnie innym podejściem do spisywania wydatków). Nie wiem jeszcze kiedy to nastąpi.
Na chwilę obecną nie planuję w tym roku pisać żadnej nowej książki. Wygospodarowany dzięki temu czas chciałbym przeznaczyć na tworzenie treści blogowych, a także powrót do odkładanego poprawienia niedociągnięć na blogu i wdrożenia jego nowego layoutu. Trzymajcie proszę kciuki, aby to się udało.
Przepraszam Was bardzo, że ten materiał jest tak bardzo skoncentrowany na mnie. Zależało mi na tym, abyście rozumieli co się dzieje i wiedzieli, czego możecie się po mnie spodziewać. To nadal mój osobisty blog, który takim pozostanie. Wpis taki jak ten, pełni także funkcję terapeutyczną – nie tylko jest pewnym wentylem bezpieczeństwa, ale także wymusza na mnie uporządkowanie treści i bardziej obiektywne spojrzenie na sytuację. Zacząłem go pisać jeszcze pod koniec roku i robiłem to mocno „na raty”. Cieszę się, że w końcu go publikuję. Kto wie? Być może właśnie takiego przełamania teraz potrzebowałem. Uwierzenia, że nadal potrafię się zebrać do pisania – także w niesprzyjających okolicznościach. Dziękuję, że wytrwaliście w lekturze.
A na sam koniec chcę Wam złożyć spóźnione życzenia świąteczne oraz noworoczne. Oby ten nowy 2019 rok był dla nas wszystkich jak najlepszy, pełen zdrowia, dobrych relacji z innymi i owocny – zarówno w zakresie rozwijania prywatnych zainteresowań, jak i pracy.
Do usłyszenia!
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS