A A+ A++

Pies powinien mieć czip, albo adresówkę z numerem telefonu do właściciela. Bo gdy się zgubi, nie powie gdzie mieszka. I o tym jest ta historia.

Ted, a właściwie Filon, został uratowany z ruchliwej drogi S7 pod Warszawą w pierwszym dniu tego roku. Około godziny 17:15 zauważyliśmy malutkiego pieska, który wbiegł nam prosto pod koła samochodu, na oślep, bo najprawdopodobniej wystraszył go huk petardy. Bez zastanowienia wysiedliśmy z auta, żeby go złapać. Był przerażony i zmarznięty. Nie mogliśmy go zostawić na ruchliwej drodze, postanowiliśmy go zabrać za sobą. Pies nie miał chipa, obroży, ani adresówki.

Jak tylko dojechaliśmy do Dąbrówna, zawieźliśmy Teda do naszego przytuliska, gdzie dostał ciepłe posłanie oraz jedzenie. Następnego dnia z rana wyprowadziłyśmy go na spacer, był wciąż przerażony i wycofany, więc odprowadziłyśmy go do kojca. Kolejnego dnia uciekł. Nie wiemy jak mu się to udało zrobić, bo kojce są dobrze zabezpieczone. Całą rodziną ruszyliśmy na poszukiwania. Dołączyło do nas kilka osób z naszego Stowarzyszenia Straż Ochrony Przyrody i Praw Zwierząt.

Porozwieszaliśmy ogłoszenia o zaginięciu naszego Tedzika. Szukaliśmy go do późnego wieczora. Kiedy już traciliśmy nadzieję, otrzymaliśmy telefon od naszej pani prezes, że Tedzik się znalazł. Leżał skulony pod choinką. Wszystkim kamień spadł z serca. Bardzo się baliśmy, że nie przeżyje mroźnej nocy na dworze. W międzyczasie znaleźliśmy informacje w Internecie, że psa szukają właściciele.

Dowiedzieliśmy się, że tak naprawdę nazywa się Filon i jest schorowanym staruszkiem. Właściciel bardzo tęsknił za swoim pupilem. Do domu mógł trafić dopiero w poniedziałek. Do tego czasu daliśmy mu dom tymczasowy. Filon okazał się przekochanym pieskiem, bardzo grzecznym i spokojnym. Całymi godzinami wylegiwał się, odpoczywając po tej traumatycznej przygodzie. Chętnie wychodził na spacery, apetyt mu dopisywał. Bardzo się do niego przywiązaliśmy przez ten krótki czas.

Ale Filon czekał, aż wróci do swojego prawdziwego domku i do swoich właścicieli. Gdy został odwieziony, był bardzo szczęśliwy. Od razu pobiegł w swoje znajome kąty, nie przestawał merdać ogonkiem. Na szczęście historia Filona zakończyła się dobrze. Należy pamiętać, aby pilnować swoich pupili. Zadbajmy o to, aby były one zaczipowane, by miały numer telefonu przy obroży. Wtedy dużo łatwiej odnaleźć właściciela. Niestety, zwierzę nie powie nam, gdzie mieszka, jak ma na imię, ani kim jest jego właściciel.
Karolina i Paulina

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZła jakość powietrza w Lublinie. Normy pyłów zawieszonych wyraźnie przekroczone
Następny artykułAwaria wodociągu na Stoku. Kilka bloków bez wody