Black Adam już po zapowiedziach wyglądał na przaśnego reprezentanta superbohaterskiej konwencji – i wszystko się zgadza, to rozrywka w staroszkolnym stylu, co niestety daje efekt w postaci dominacji wad nad zaletami.
Źrodło fot. Black Adam, reż. Jaume Collet-Serra, Warner Bros. 2022
i
DC przedstawia nowego herosa, który nie patyczkuje się z wrogami. W odwiecznym dylemacie, czy złoczyńców należy regularnie umieszczać w ośrodkach więziennych (skąd uciekają), czy też zabijać (co oczywiście uniemożliwi im dalsze czynienie zła), Black Adam ma prostą odpowiedź. Niech osąd wydadzą bogowie – w życiu po życiu. Podobną trywialnością cechuje się sam film o wspomnianym bohaterze. Black Adam ignoruje rozwój superbohaterskiego kina i dostarcza rozrywki, która mogłaby robić wrażenie, owszem, ale jakieś 20 lat temu.
Patosem, sucharem i wielkim bum
Świeżo po seansie Black Adama zrobiłem fonetyczny zapis samego filmu, żebyście wiedzieli, z czym macie do czynienia: buuum, trach, aaaa, huehue, nieee, taaak, tuduuum, hurraaa. W wersji rozszerzonej i może czytelniejszej – jest tu dużo wybuchów i rozwalania, co jakiś czas któryś z bohaterów rzuci sucharem, a całość podlano ogromnymi ilościami patosu. Efekt pozostawia wiele do życzenia.
Początki wypadają najlepiej. To wtedy oglądamy głównego bohatera w najciekawszym wydaniu – robiącego przerysowaną zadymę. Nie przeszkadza nawet obecność nastolatka, który ma służyć za drogowskaz i motywację dla Teth-Adama. Chłopak ewidentnie jest postacią wyjętą z kina familijnego, ale można to przeboleć, bo fabuła jeszcze nie uderza w zbyt pompatyczne tony. Przy wykorzystywaniu oldskulowych rozwiązań Black Adam całkiem nieźle buja. Pokazuje radosną brutalność, zahaczającą o najwyższą klasyfikację wiekową. Przeciwnicy giną jak muchy, pozostają po nich zwęglone resztki, a protagoniście zdarza się nawet oderwać komuś kończynę.
Black Adam, reż. Jaume Collet-Serra, Warner Bros. Pictures 2022
Geneza Teth-Adama sięga czasów starożytnych, przypominających nieco realia Króla Skorpiona czy 300. W tym wątku przewijają się motywy niewolnictwa i despotycznego władcy uważającego się za boga. W posępnej, zszarzałej kolorystyce zamierzchły okres nabiera ostrości i mroku, dzięki któremu nie razi nas fabularna prostota. Poza tym rzucany już współcześnie siermiężny żart trafia do celu, bo jest usprawiedliwiany celowym (jak się wtedy wydaje) odtwarzaniem rozwiązań obecnych w starawych filmach akcji. Black Adam zbiłby piątkę z postaciami granymi przez Sylvestra Stallone’a czy Arnolda Schwarzeneggera.
Efekciarskie zniszczenia nie mają w sobie za grosz finezji – w ogóle pozbawiona jest jej cała recenzowana produkcja. Black Adam to jeden z najbardziej prymitywnych filmów superhero, ale swobodne podejście do zabijania i gniew, jaki wypełnia bohatera, pozwalają spojrzeć łaskawym okiem na ten mocno spóźniony tytuł, wydający się reliktem przeszłości, który zabłądził w czasie i trafił do nas dopiero w 2022 roku.
Marvel robi to lepiej
Niestety patos w Black Adamie wraz z kolejnymi minutami staje się coraz mniej znośny. Scenarzyści potykają się na budowaniu dramaturgii opowieści – stawiają na klisze, którym brakuje emocjonalnego ciężaru. Los tych postaci po prostu nas nie obchodzi, nikt nie będzie się wzruszał czy przejmował tekstami o przyjaźni między dwójką kolesi, których nawet dobrze nie poznaliśmy. Problemy bohaterów są traktowane umownie, a motywy zemsty i poświęcenia wrzucono do filmu, bo tak pasowało. Superbohaterskie puzzle po prostu tego wymagały. Niestety są to puzzle z minimalną liczbą elementów, w dodatku o rozmiarach mojej dłoni.
Fatalnie brzmią i wyglądają fragmenty, które mają sprzedać widzowi morał albo pokazać postacie w trudnych chwilach. Nie da się traktować tego wszystkiego poważnie. Trudno uwierzyć w emocje odczuwane przez bohaterów – może poza tymi, które przeżywa Black Adam, ale i to raczej tylko dzięki przekonująco gniewnej grze The Rocka. Nie udaje się również wytworzyć poczucia zagrożenia, zwłaszcza gdy pod koniec twórcy oddają się strasznie naiwnej, pompatycznej fantazji – i nie obrabiają jej wystarczająco sensownie, by można było zrzucić to na karb konwencji.
Black Adam, reż. Jaume Collet-Serra, Warner Bros. Pictures 2022
Na wyrazistości tracą też sceny akcji. Kolejne rozwałki produkują chaos, na który widz coraz bardziej obojętnieje. Imprezę zniszczeń mogłyby uprzyjemnić utwory na licencji, ale poza dwoma–trzema krótkimi momentami twórcy Black Adama korzystają z oryginalnej ścieżki dźwiękowej, sprowadzającej się do wzmacniania patosu – a przecież on już zdążył się przejeść. Szkoda, że twórcy nie poszli drogą nowego Thora, chętnie wykorzystującego kultowe piosenki jako tło dla wydarzeń.
Drugoplanowo w recenzowanej produkcji pojawia się Amanda Waller, a jej obecność uświadomiła mi pewien problem świata DC. Bohaterka ta ma być najwyraźniej damskim Nickiem Furym – tylko że szpieg Marvela jest nie tylko profesjonalistą w swoim fachu, lecz także facetem mającym miękką stronę charakteru, za którą go lubimy. Waller natomiast nigdy nie wychodzi z roli wyrachowanej szefowej. Jej specjalność to ratowanie nie świata, lecz własnego tyłka poprzez przekierowanie szamba w inną stronę.
Kinowe uniwersum DC rozwija się w bólach, a Black Adam nie będzie jego wybawcą. To zbyt zacofane filmidło, które tylko do połowy seansu reprezentuje przyswajalny poziom i miewa przebłyski solidnego, oldskulowego akcyjniaka. Napakowana patosem, sucharami i efekciarską destrukcją produkcja dostarcza bardzo prostej rozrywki i chwilami wywiązuje się ze swoich zadań, ale to za mało. Przede wszystkim zabrakło świadomej, dobrze ogrywającej klisze fabuły – nie tak topornej i zacofanej w stosunku do superbohaterskich hitów z ostatnich lat.
Ocena: 5/10
Zapraszamy Was na nasz kanał na YouTube – tvfilmy, który jest poświęcony zagadnieniom związanym z filmami i serialami. Znajdziecie tam liczne ciekawostki, fakty, historie z planu i opinie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS