Dwaj żagańscy przedsiębiorcy kupowali gaz od łódzkiego hurtownika. Zlikwidowali firmę, a dostawcy nie zapłacili 1,6 mln zł.
Dwaj przedsiębiorcy, pan Marek i pan Jarosław, jeszcze do lipca tego roku handlowali gazem, który kupowali w spółce Mormonti z Łodzi. Działalność prowadzili m.in. przy ul. Lotników Alianckich, wydzierżawiając od znanego żagańskiego biznesmena tamtejszy skład podatkowy i rozlewnię gazu.
Cysterny za dług
Właścicielki spółki Mormonti opowiedziały „Regionalnej”, jak zostały oszukane przez kontrahentów z Żagania.
– Panowie Marek i Jarek byli naszymi klientami od 9 lat. Sprzedawaliśmy im gaz z odroczonym terminem płatności. Problemy zaczęły się w maju tego roku, gdy przestali płacić za kolejne dostawy – opowiada „Regionalnej” Joanna Akgöl, która spółkę Mormonti z Łodzi prowadzi z siostrą Barbarą. – W sumie, dług urósł do 1,6 mln zł. Zgodziłyśmy się na jego rozłożenie na raty. Czekałyśmy do 20 czerwca, ale pieniędzy nie otrzymałyśmy.
Żagańscy przedsiębiorcy tłumaczyli dług problemami w firmie. Zaproponowali siostrom, że spłacą go częściowo w formie sprzętu do magazynowania i przewożenia gazu. Doszło do kilku spotkań, w Żaganiu i Białymstoku, a także w Warszawie.
– W ramach częściowej spłaty długu obiecali nam 107 zbiorników na gaz, dwie duże cysterny i dwa pojazdy do rozwożenia 11-kilogramowych butli z gazem – wylicza pani Joanna. – Zgodziłyśmy się. Przywieźli nam dokumenty rejestracyjne i karty pojazdu, a także faktury zakupowe, z pieczątką i podpisem właściciela żagańskiej spółki.
Boją się
Mimo to, firma z Łodzi do tej pory nie doczekała się sprzętu.
– Nie możemy go odebrać, mimo trzykrotnych wezwań. A tej firmy już nie ma! Zlikwidowana została 1 lipca. Mało tego, ci ludzie cały swój majątek przerzucili na inną firmę, również ten sprzęt, który miał do nas trafić w rozliczeniu. A nowy właściciel ani myśli oddawać nam pojazdy i zbiorniki, które przecież, wedle prawa, są nasze! – denerwuje się pani Joanna. – Mamy nagrania, jak panowie przekazują nam dokumenty pojazdów. I mimo zgłoszeń do wielu różnych służb, od policji, prokuratury, po inspektorat transportu drogowego, nikt nie chce nam pomóc.
Mało tego, właścicielki Mormonti przyznają, że grożono im. Jedna z nich miała zostać poturbowana przez współwłaściciela żagańskiej spółki.
– Boimy się. Ale jeśli słyszymy groźby, że przyjdzie po nas „Wania z ołowiem”, to mamy prawo się bać? – dodaje pani Joanna. – To jest sposób załatwiania spraw przez tych ludzi. Nie płacili nam, ale za to stać ich było na wyjazd do Tajlandii i nurkowanie albo granie na polu golfowym. Oni planowali nas oszukać.
Taki impas!
Pan Jarosław, dyrektor handlowy zlikwidowanej już żagańskiej firmy, tłumaczy, że upadła ona przez niedopatrzenie księgowej, która zapomniała przedłużyć zezwolenie na prowadzenie składu podatkowego.
– W tym momencie firma się wywaliła. Musieliśmy zapłacić 400 tys. zł z tytułu akcyzy za towar, który był w magazynach – mówi w rozmowie z „Regionalną”. – W lipcu musieliśmy zamknąć biznes. Pani Joanna i jej siostra wiedziały o naszych problemach. To my sami zaproponowaliśmy, że dług spłacimy sprzętem i instalacjami. Pojechaliśmy do domu tych pań w Białymstoku. Umowa była taka, że wraz ze sprzętem ruchomym, spółka Mormonti przejmie od nas również rozlewnię. Na początku te panie się zgodziły, ale potem się wycofały, chcąc tylko sprzętu ruchomego. Na kolejnym spotkaniu sytuacja zrobiła się napięta, mój wspólnik został pobity, zgłosił sprawę prokuraturze. Ja nikomu nie groziłem „Wanią z ołowiem”. My dziś z tymi paniami jesteśmy rozliczeni na zero – zarzeka się.
Pytamy więc, dlaczego spółka Mormonti do dziś nie otrzymała zbiorników i cystern z żagańskiej rozlewni, które miały być właśnie formą rozliczenia za długi.
– Powstał impas, bo z jednej strony przekazaliśmy Mormonti faktury na sprzęt, a z drugiej strony rozlewnię, którą dzierżawiliśmy, właściciel sprzedał nowej spółce – dodaje pan Jarosław. – Zgodnie z umową, zawartą z nami w 2016 roku na 15 lat, miał do tego prawo. Tak się zabezpieczył, że mógł sprzedać rozlewnię z naszymi pojazdami i cysternami. Te panie z Mormonti o tej całej sytuacji doskonale wiedziały – przekonuje.
Jednak po dłuższej rozmowie zmienia zdanie. – Te pojazdy stoją w Żaganiu, niech zabierają je sobie w każdej chwili! – mówi.
Obecny właściciel rozlewni, spółka z Brodów, odżegnuje się od całej sprawy.
– Proszę mnie z tym nie łączyć, to problem na linii spółka pana Marka a spółka Mormonti – zastrzega.
Mimo wielu zgłoszeń, policja nie zajęła się sprawą pojazdów, które dalej były wykorzystywane do obrotu gazem. Spółka Mormonti zawiadomiła więc prokuraturę.
– Zawiadomienie dotyczy oszustwa, wyłudzenia pieniędzy, przywłaszczenia samochodów i zbiorników oraz pobicia mnie przez pana Marka – wylicza pani Joanna.
– Prokuratura Rejonowa odmówiła wszczęcia postępowania, ale po skardze od pokrzywdzonych, Prokuratura Okręgowa nakazała jej wszcząć śledztwo w tej sprawie – informuje Zbigniew Fąfera, rzecznik zielonogórskiej Prokuratury Okręgowej.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS