Na najbardziej zatłoczonym polskim lotnisku w Modlinie będą wreszcie niewielkie, niezbędne inwestycje. Wszystko dzięki tymczasowemu porozumieniu właścicieli. Ale lotnisko nadal jest terenem bitwy między władzą i opozycją.
W środku dnia terminal zazwyczaj jest jeszcze pustawy, a na samolot można czekać w miarę znośnych warunkach. Pecha mają ci, których odlot zaplanowano wczesnym wieczorem. Wówczas w ciągu godziny startuje zazwyczaj 6–7 maszyn. Stłoczeni w sali odlotowej mniej wytrzymali pasażerowie siadają wówczas na podłodze, inni stoją w dzikim ścisku, dostęp do damskiej toalety staje się prawdziwym wyzwaniem. Mimo to chętnych na latanie z Modlina nie brakuje, bo – zwłaszcza w okresie zimowym – łatwo znaleźć tani bilet, a siatka połączeń obejmuje nie tylko całą Europę, ale też Izrael i Jordanię.
Modlin jest atrakcyjny dla warszawiaków, ale też dla całej północno-wschodniej Polski, gdzie poza małymi Szymanami koło Olsztyna nie ma innych lotnisk. Przyciąga też wielu Białorusinów, którzy u siebie tanich linii nie mają. Być może wkrótce na odlot pasażerowie będą tu czekać w bardziej cywilizowanych warunkach. Właściciele podwarszawskiego portu zgodzili się wreszcie na pierwsze od dawna inwestycje. Za 50 mln zł, które chce wyłożyć samorząd województwa mazowieckiego, powstanie jeszcze jeden niewielki i tylko tymczasowy terminal, będzie remont drogi kołowania, pojawią się dodatkowe stanowiska postojowe dla samolotów. Niewiele, ale i tak dużo, biorąc pod uwagę ostry konflikt współwłaścicieli Modlina.
Jest ich czterech. Po jednej stronie stoi samorząd województwa mazowieckiego (34 proc. udziałów), wspierany przez gminę Nowy Dwór Mazowiecki (4 proc.), na terenie której leży port. Ich adwersarz, i jednocześnie najbogatszy udziałowiec, to Przedsiębiorstwo Państwowe Porty Lotnicze, PPL (29 proc. udziałów), zarządzające stołecznym lotniskiem Chopina. W tle jest ten czwarty, czyli Agencja Mienia Wojskowego (33 proc.), podległa Ministerstwu Obrony Narodowej, która do spółki wniosła aport, czyli dawne lotnisko wojskowe.
Szósty port kraju
Konflikt w Modlinie ma podłoże polityczne. Mazowszem od lat rządzi marszałek Adam Struzik z PSL, uchodzący za ojca chrzestnego lotniska, a jego głównymi oponentami są politycy PiS, kontrolujący dzisiaj PPL. Jesienne wybory samorządowe nie zmieniły sytuacji. Struzikowi udało się razem z Koalicją Obywatelską obronić na Mazowszu minimalną większość w sejmiku. Obie strony prezentują inną diagnozę sytuacji w porcie, który otwarto siedem lat temu, a jego budowa kosztowała prawie 0,5 mld zł.
Dla samorządu Mazowsza port to mimo wszystko symbol sukcesu. W mniej niż dekadę stał się jednym z największych lotnisk w Polsce. Dziś zajmuje szóste miejsce w kraju, daleko w tyle pozostawił lotniska regionalne w Łodzi, Lublinie czy Bydgoszczy. Obsługuje 3 mln pasażerów rocznie i rozwijałby się dalej, gdyby nie blokowane przez PPL inwestycje. Do tego Modlin nie dostaje żadnych dotacji od regionu, bieżąca działalność jest na niewielkim plusie i trzeba mu tylko jeszcze trochę pomóc, aby stał się rentowny, mówią samorządowcy. Niewielkie straty (kilka milionów złotych rocznie) wynikają z tego, że Modlin wciąż spłaca część kredytów zaciągniętych na budowę. Inne linie lotnicze niż Ryanair nie uruchamiają połączeń, m.in. dlatego, że fizycznie nie ma tu już dla nich miejsca.
Modlin zysków nie zobaczy?
Druga strona sporu, czyli PPL, wspierane przez wiceministra infrastruktury Mikołaja Wilda, prezentuje inny obraz sytuacji. Argumentuje, czasami nie bez racji, że Modlin to dzisiaj w praktyce zakładnik jednej linii, Ryanaira, która ma tu pozycję monopolisty. Gwarantuje mu to wyjątkowo korzystna umowa, dzięki której płaci za każdego odprawionego pasażera zaledwie 5 zł. Nic dziwnego, że z Modlina nikt inny nie chce latać, bo nie wytrzyma konkurencji z uprzywilejowanym irlandzkim potentatem. A port jest wciąż deficytowy. Ryanair będzie latał może i jeszcze więcej, twierdzą w PPL, ale zostawi w kasie Modlina grosze, a lotnisko zysków ciągle nie zobaczy. Potrzebne inwestycje muszą kosztować też znacznie więcej, niż wylicza zarząd lotniska i wykłada mazowiecki samorząd, choćby dlatego, że droga startowa jest w złym stanie. Zapowiadane 50 mln zł od Mazowsza to kropla w morzu potrzeb.
Nieprzypadkowo w obu narracjach przewija się irlandzki gigant, raz jako cenny sojusznik, a raz jako czarny charakter. Ryanair nieustannie powtarza, jak bardzo sobie ceni współpracę z Modlinem, i ubolewa, że lotnisko pęka w szwach. On najwięcej na tym porcie zarabia, byłby też gotów pożyczyć pieniądze na rozbudowę infrastruktury i pasów startowych, ale na to nigdy nie zgodzi się PPL, który z Ryanairem ma z kolei lodowate relacje.
Irlandczycy zamknęli niedawno wszystkie połączenia krajowe, jakie mieli na lotnisku Chopina. Oskarżają PPL o dyskryminację i faworyzowanie Lot. PPL w oskarżeniach nie pozostaje dłużny. Przekonuje, że jakiekolwiek nowe inwestycje w Modlinie to pośrednie subsydiowanie Ryanaira. Mazowieccy samorządowcy zaś twierdzą, że PPL, hamując rozwój Modlina, tak naprawdę działa w interesie PLL Lot, dla którego Irlandczycy to najpoważniejszy konkurent w walce o pozycję numer jeden w Polsce. Blokada rozwoju lotniska w Modlinie oznacza, że Ryanairowi trudniej będzie rosnąć w okolicach Warszawy i narodowy przewoźnik łatwiej obroni dominującą pozycję.
Długotrwały konflikt samorządu i PPL sprawił, że lotnisko nie jest zdolne do zaciągania kredytów czy emisji obligacji. Nie ma też oczywiście własnych większych pieniędzy. Zarząd portu ostrzega więc przed czarnym scenariuszem: grozi nam, powiada, takie wyeksploatowanie istniejącej infrastruktury, że trzeba będzie terminal zamknąć z obawy o bezpieczeństwo pasażerów. Tymczasem PPL stawia sprawę jasno: jeśli Ryanair nadal będzie korzystać z tak korzystnych warunków finansowych, to nie ma mowy o żadnych wspólnych inwestycjach. Władze Mazowsza uznały, że chcą mimo to wesprzeć lotnisko i same wyłożą pieniądze. Na tyle właśnie w ubiegłym tygodniu PPL wstępnie się zgodził, co nie oznacza jednak, że to koniec konfliktu. Co najwyżej mamy chwilowe zawieszenie broni.
Dowodem może być kolejny spór między udziałowcami, tym razem dotyczący sposobu podejmowania kluczowych dla przyszłości spółki decyzji. W tej chwili obowiązuje jednomyślność, przy której tak trudno cokolwiek uzgodnić, skoro w Modlinie trwa polityczna rozgrywka między PiS a opozycją. Oficjalnie wszyscy partnerzy pragną porozumienia i zmiany, ale każdy na warunkach korzystnych dla siebie. PPL chce jednomyślność zastąpić zwykłą większością głosów. Liczy bowiem na to, że z poparciem Agencji Mienia Wojskowego (AMW) przejmie kontrolę nad portem.
– AMW jest biernym udziałowcem i w praktyce naśladuje w głosowaniach PPL – ocenia Adrian Furgalski, wiceprezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. Boi się tego Mazowsze, więc co prawda godzi się na zmianę systemu podejmowania decyzji, ale chce mniejszości blokującej w wysokości jednej trzeciej udziałów. Dzięki temu strona samorządowa zabezpieczyłaby się na wypadek utworzenia koalicji rządowej PPL i AMW.
Ile jest wart Modlin?
Mazowiecki samorząd chciałby również pozbyć się PPL z Modlina, wykupując od spółki jej udziały. Jednak rząd sprzedawać ich nie zamierza. Na razie sytuację bada prywatna firma doradcza, która ma oszacować, ile tak naprawdę warte jest to modlińskie lotnisko. Czy jest z nim tak dobrze, jak przekonują samorządowcy, czy może tak źle, jak twierdzą przedstawiciele PPL? Mazowsze rozmawia też z Warszawą. Proponuje, żeby weszła do modlińskiej spółki i stała się jednym z udziałowców. Władze stolicy oficjalnie są „na tak”, ale na razie nie mają zarezerwowanych na ten cel pieniędzy w budżecie. Zresztą trudno byłoby im wytłumaczyć, dlaczego chcą inwestować w port lotniczy, który leży poza granicami miasta.
W tle konfliktu majaczą jeszcze dwa inne planowane na Mazowszu lotniska – Centralny Port Komunikacyjny, czyli wielka inwestycja między Warszawą a Łodzią, oraz port w Radomiu, który PPL planuje zbudować na nowo i uruchomić już za dwa lata. Tam miałyby przenieść się z lotniska Chopina tanie linie i czartery. PPL najpierw chciało przejąć kontrolę nad Modlinem i go rozbudować na swoich warunkach. Gdy to się nie udało, postawiło na Radom, gdzie władzą z nikim dzielić się nie musi. Temu planowi patronuje kilku ważnych polityków PiS, z Adamem Bielanem i Markiem Suskim na czele. Rozbudowywany Modlin to dla Radomia ciągle byłaby potencjalnie groźna, realna konkurencja, więc przedstawiciele Mazowsza nie ukrywają, że ich zdaniem PPL gra nieuczciwie. – Gdyby udało się powiększyć zdolności przewozowe Modlina, inwestycja w Radomiu nie miałaby racji bytu. Do pierwszego warszawiacy mają 40 km, a do drugiego ponad 100 – przypomina Marek Miesztalski, skarbnik Mazowsza, przewodniczący rady nadzorczej portu w Modlinie.
Atrakcyjność Modlina
Wygoda pasażerów teoretycznie powinna być najważniejsza, ale w praktyce mało kto zdaje się tym przejmować. Tymczasem jeśli nawet spełnią się marzenia PiS o wybudowaniu CPK, jednego z największych portów lotniczych w Europie, to Modlin wcale nie stanie się mniej potrzebny. Przeciwnie, jego rola dla pasażerów ze stolicy i okolic wzrośnie. Po otwarciu CPK z pewnością zostanie zamknięte lotnisko Chopina. Co prawda podczas kampanii przed wyborami samorządowymi przedstawiciele rządu zapewniali, że ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła, ale nikt rozsądny w to nie wierzy. CPK ma sens tylko wtedy, gdy przeniesie się na niego cały ruch z lotniska Chopina.
Nowy megaport byłby na pewno świetnym rozwiązaniem dla Lot, ale już nie dla takich linii jak Ryanair i Wizz Air czy dla przewoźników czarterowych. Jeśli Modlina nie uda się ocalić, najbliższe Warszawy lotniska z liniami niskokosztowymi znajdą się w Radomiu (110 km od centrum stolicy) i w Łodzi (130 km). Raczej marna to wizja dla tych, którzy chcą latać jak najtaniej. Atrakcyjność Modlina wzrośnie, ale tylko gdy będzie w stanie przyjąć znacznie więcej samolotów niż dzisiaj. Zamknięcie Chopina to z kolei dla niego wielka szansa, jeśli przyciągnie do siebie Wizz Aira, easyJeta, Norwegiana czy linie czarterowe.
Większy Modlin leży zatem w interesie Mazowsza i Warszawy. Nic dziwnego, że tutejsi samorządowcy za wszelką cenę chcą go ratować. Wierzą, że zrobią na tym w przyszłości dobry interes. A port, który na razie jest pod kreską, będzie wreszcie zarabiać. Jeśli nawet powstanie CPK, to też mu nie zaszkodzi. Wokół Londynu, mimo ogromnego portu Heathrow, też jest kilka innych, tańszych lotnisk. Czemu Warszawa ma być gorsza?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS