Kamil Biliński jest najlepszym strzelcem Podbeskidzia w tym sezonie i długo był najskuteczniejszym Polakiem w Ekstraklasie. Końcówki ubiegłego roku miło jednak wspominać nie będzie, bo dopadł go koronawirus, a zespół sięgnął dna jeżeli chodzi o wyniki. Drugą rundę 33-letni napastnik zaczął od wejścia z ławki z Legią, aż wreszcie w minioną niedzielę został bohaterem meczu z Górnikiem Zabrze, wygranego w dramatycznych okolicznościach. Zdobył dwie bramki, w tym jedną, gdy już miał kontuzjowany bark. Jeżeli „Górale” utrzymają się w Ekstraklasie, postawa Bilińskiego w tym spotkaniu będzie to symbolizować. Porozmawialiśmy o jego stanie zdrowia, okolicznościach kontuzji, zmianie w mentalności drużyny, kolejnym rywalu do gry i wspomnianym koronawirusie. Zapraszamy.
Jak zdrowie?
W poniedziałek przeszedłem badania i wyszły nie najgorzej. Nie mam złamania, pęknięcia czy innych rzeczy oznaczających coś poważnego. Pozostał jedynie bardzo duży obrzęk w okolicach barku, który blokuje mi mobilność ręki. Czeka mnie przynajmniej tydzień rehabilitacji, żeby dojść do siebie. Z Górnikiem obejrzałem czwartą żółtą kartkę, w weekend pauzuję, więc będzie czas na doleczenie się.
Miałeś poważniejsze obawy przed badaniem?
Miałem. Ból dzień po meczu był naprawdę spory, nie przespałem nocy. Możliwość poruszania ręką pozostała w mocno ograniczonym zakresie. Bałem się, że może być nieciekawie, ale rezonans i dodatkowe badania potwierdziły, że jest tylko mocny obrzęk, nie ma nic kwalifikującego się do zabiegu. Nie ukrywam, że kamień spadł mi z serca, gdy usłyszałem te słowa.
Stan murawy miał znaczenie przy twoim urazie?
W sumie to nie chodziło o boisko. Ono jest podgrzewane, ale ja upadłem tuż za linią boczną, gdzie płyta była już bardziej zmrożona, niemalże jak beton. Niestety odczułem to na własnej skórze. Całe zdarzenie nie wyglądało za dobrze. Paradoksalnie jednak skorzystałem na tym, że nie próbowałem się ratować ręką, żeby jakoś zamortyzować upadek. Lekarze stwierdzili, że gdybym to zrobił, mógłbym ją złamać albo mieć problemy z obojczykiem, co oznaczałoby znacznie dłuższą przerwę. Szczęście w nieszczęściu. Od razu bardziej doceniam, że mimo bólu trochę trochę tą ręką ruszać mogę.
PODBESKIDZIE WYGRA NA WYJEŹDZIE Z CRACOVIĄ? KURS 5.20 W TOTALBET
Wahałeś się, czy wracać na boisko?
Nie myślałem o zejściu, mimo bólu. Adrenalina nadal we mnie buzowała. Nie kalkulowałem, również w takich kategoriach, że „dostałem kartkę, będę pauzował, to mogę bardziej zaryzykować”. Czułem, że muszę wrócić, jeszcze coś z siebie wykrzesać i nie dać się złamać. Miałem poczucie, że pozostało coś do zrobienia, że jeszcze możemy dopaść Górnika w ostatnich minutach. Co do bólu, bardziej poczułem go, gdy zdobyłem drugą bramkę. Celebrując ją upadłem na boisko, amortyzując się zdrową lewą ręką, a cała drużyna zaczęła ciągnąć mnie za prawą, żeby wspólnie się cieszyć. Wtedy ból był już naprawdę duży i nie mogłem kontynuować gry.
To co bardziej cię „dobiło”: wyskok i odchylenie się przy strzale czy sama celebracja?
Chyba bardziej celebracja. A być może po prostu wszystko się skumulowało.
Przy decydującym strzale poszedłeś jak dzik w żołędzie. Wszedłeś w tłum, wyprzedziłeś Michała Koja i odchylając się mocno uderzyłeś głową.
Po meczu użyłem takich samych słów z tym dzikiem idącym w żołędzie. Wierzyłem, że to będzie ta akcja. Ten stały fragment był przygotowany w pewnym sensie pode mnie. Miałem znajdować się w strefie, w której piłka powinna spaść. Cieszy, że plan, który wcześniej ułożyliśmy pod przeciwnika udało się zrealizować.
Występ z Górnikiem wchodzi do twoich top3 najbardziej pamiętnych meczów w karierze?
Chyba tak, będzie to bardzo miłe wspomnienie. Zdobyłem dwie bramki, zespół odniósł ważne zwycięstwo, otrzymałem wiele wyróżnień, zostałem wybrany piłkarzem kolejki. Miejmy nadzieję, że nie będzie to jednorazowy wybryk.
Zaczęliście wiosnę od dwóch wygranych. Już patrząc na chłodno: co się zmieniło w grze Podbeskidzia? Mam wrażenie, że teraz po prostu zasuwacie, jeździcie na tyłkach, nie kalkulujecie, za to mniej zastanawiacie się nad szczegółami taktycznymi. Wychodzicie i walczycie o swoje, wcześniej takiej prostoty chyba wam brakowało.
W zasadzie sam sobie odpowiedziałeś na to pytanie (śmiech). Właśnie tak to wygląda. Mamy taki pomysł na grę, jest on realizowany i daje nam punkty. Wcześniej chcieliśmy grać ładnie, ale niestety wyglądało to jak wyglądało. W tamtej rundzie sięgnęliśmy dna, gorzej być nie mogło. Przerwa świąteczna dużo nam dała. Każdy wyczyścił głowę, mógł o wszystkim zapomnieć i ukierunkować się od początku na pracę. Pojawił się nowy sztab szkoleniowy, a wiadomo, jak to zawsze działa na zawodników. Każdy chce się pokazać i udowodnić swoją przydatność. Wielu chłopaków, którzy jesienią nie mieli mocnej pozycji, teraz odżyło. Czują się ważnymi postaciami zespołu. Wszyscy jedziemy na jednym wózku i to cieszy. Te dwa zwycięstwa nie są zasługą wyłącznie tych, którzy pojawili się na boisku, ale także tych, którzy szansy nie otrzymali.
Trzeba też sobie jasno powiedzieć, że chwilami macie więcej szczęścia niż wcześniej. Jesienią, poza meczem ze Stalą i zwycięskim golem Ubbinka z Zagłębiem Lubin, fortuna raczej nie była po waszej stronie. Jeżeli miało wydarzyć się coś złego, to się wydarzało. Z Górnikiem natomiast równie dobrze na początku drugiej połowy mogło być po wszystkim i nie napisałbyś swojej historii.
Nie ma co ukrywać, to na pewno też jeden z czynników. Sędzia Paweł Raczkowski mógł przyznać Górnikowi bramkę na 2:0. Długo analizowano tę sytuację, spalony był minimalny i gdyby gola uznano, bardzo trudno byłoby się podnieść. Szczęście zaczęło nam bardziej sprzyjać, ale my mu w tym pomagamy.
Z Legią zacząłeś na ławce, wszedłeś w drugiej połowie. Ambicja została podrażniona?
Taki był pomysł na ten mecz. Całościowo jestem z tych dwóch występów zadowolony. Oczywiście ambicja zawsze jest podrażniona, gdy siadasz na ławce i kiedy już wchodziłem na boisko, byłem bardzo zmobilizowany, żeby pomóc drużynie. To się udało, więc nie mam powodów do narzekań.
Teraz możesz spokojnie odpoczywać, mimo że dopiero co przyszedł nowy napastnik Peter Wilson.
Robię swoją robotę, jestem odpowiedzialny za strzelanie goli i pomaganie w bronieniu wyniku. A że ktoś nowy będzie walczył na mojej pozycji? To już decyzja szefów klubu i trenerów, jestem poza tym. Jeżeli Peter przyszedł wzmocnić rywalizację i pomóc zespołowi, to jest to pozytyw. Tanio skóry nie sprzedam, chcę utrzymać miejsce w składzie.
Była większa niż zwykle niepewność, gdy trenerem został Robert Kasperczyk? W ostatnich latach pracował w innej roli, nikt z was nie miał z nim styczności i nawet nie za bardzo mogliście kogoś o niego zapytać.
Zawsze wychodzę z założenia, że każdemu można dać szansę i trzeba go oceniać dopiero po jakimś czasie. Nigdy na „dzień dobry”, bo pierwsze odczucia mogą być mylące. Podszedłem do tego zupełnie na chłodno. Nie chcę już teraz wyrokować, czy to dobry pomysł, czy nie. Najważniejsze jest utrzymanie Podbeskidzia w Ekstraklasie, to cel nadrzędny. A z kim na ławce trenerskiej i z kim na boisku, to już sprawa drugorzędna.
To także kwestia drugorzędna, ale będziesz walczył z Jakubem Świerczokiem o miano najskuteczniejszego Polaka w tym sezonie. Nie widać na horyzoncie kogoś, kto mógłby do was dołączyć.
Spokojnie, zostało 14 kolejek, może jeszcze pojawią się jakieś czarne konie. Nie nakręcam się na takie rzeczy. Życie już wiele razy pokazało mi, że zbytnie nastawianie się na zapas nie jest dobrym podejściem. Chcę cały czas robić swoje, dawać jakość na boisku. Jeśli będę dobrze grał i zespół będzie dobrze grał, to i liczby będą się zgadzały.
Mógłbyś mieć je teraz lepsze, ale pod koniec rundy jesiennej straciłeś trzy mecze z powodu koronawirusa.
Przez dwa tygodnie byłem wyłączony z pobytu w klubie. Siedziałem w domu i jeździłem na rowerku, frustrujący okres. Ciągle wychodziły mi pozytywne testy. Jakichkolwiek mocniejszych objawów nie miałem. Dziś w żaden sposób nie odczuwam, że w moim organizmie coś takiego się wydarzyło.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. FotoPyK/Newspix
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS