Technologia zmienia nasz ulubiony sport. Obraz biegacza w pojedynkę pokonującego kilometry odchodzi do lamusa. Zapomnij o samotności długodystansowca, kiedy jesteś o jedno tapnięcie w ekran smartfona od połączenia się z siecią. Social media i oparte na GPS sportowe aplikacje przeniosły nas w epokę, w której biegacz jest częścią globalnej społeczności, ze śledzeniem na żywo startów w zawodach, zapisywaniem treningów w chmurze, dzieleniem się swoimi trasami z całym światem, #runselfies, kudosami na Stravie i lajkami na Facebooku.
Niektórzy mogą uznać, że taka „infiltracja” odziera bieganie z jednej z jego najbardziej atrakcyjnej cechy – możliwości oderwania się od wszystkiego – ale z liczb wynika, że biegacze chyba chcą być „razem”.
Kiedy pisaliśmy ten artykuł, narzędzie do targetowania reklam na Facebooku informowało, że oszałamiające 136 milionów użytkowników tego serwisu deklaruje zainteresowanie bieganiem. Na Instagramie było ponad 38 milionów postów z hashtagiem #running. W 2017 roku na Stravie w każdej sekundzie dodawano 16 biegowych aktywności.
Podczas gdy kiedyś mogliśmy tylko w „realu” poprosić innych biegaczy o pomoc, dziś mamy niezliczoną ilość grup „online”, wirtualne społeczności dyskutujące o wszystkim: od butów po zawody, w których zyskamy porady, wsparcie i motywację.
Prof. Andy Lane, psycholog sportu z University of Wolverhampton, uważa, że to pozytywna zmiana. „Social media mają wiele zalet – twierdzi. – Dostarczają informacji o trasach biegowych, dają dostęp do ekspertów i możliwość kontaktu z innymi biegaczami. Są też negatywy, ale to zależy od tego, jak z nich korzystamy. To dobry sposób, by zapisywać treningi, sprawdzać, co robią inni biegacze i, w niektórych przypadkach, poznawać nowe treningowe patenty. Ale czasem niełatwo jest odróżnić dobre rady od złych, a poza tym ryzykujemy, że utoniemy w morzu informacji”.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS