– A co cię w tym dziwi? To chyba dosyć powszechne, że jak ktoś zarabia ponad 10 tys. zł, to już nie chce się dzielić. Z automatu staje się kimś lepszym i ani myśli płacić na “patolę” – mówi z ironią Agata Płatek, programistka z Krakowa, która studiowała też socjologię.
Dziwi mnie ton, w którym niektórzy pracownicy branży IT ostatnio wypowiadają się o mniej zamożnych. W internecie piszą np.: “Dużo zarabiam i czemu mam płacić na patologię?”.
Zaczęło się od doniesień “Gazety Wyborczej”, że Platforma Obywatelska zapowiada powrót do zryczałtowanej składki zdrowotnej. Skorzystać mają na tym m.in. specjaliści IT, którzy są sowicie wynagradzani. – To często ludzie o najwyższych kwalifikacjach, którzy wyjeżdżają z kraju w poszukiwaniu większych zarobków. A naszym zadaniem powinno być ich zatrzymywanie, aby przyczyniali się do zwiększania technologicznego rozwoju kraju – mówił dziennikowi polityk PO, a ekspert wyliczał:
- zarabiający do 60 tys. zł brutto rocznie zyskają ok. 300 zł miesięcznie,
- zarabiający od 60 do 300 tys. zł brutto zaoszczędzą nawet 530 zł miesięcznie,
- zarabiający ponad 300 tys. zł brutto zachowają w portfelu nawet 1 tys. zł miesięcznie.
Po tych doniesieniach w sieci pojawiły się głosy, że PO znów powiększy nierówności społeczne i dopieści najlepiej sytuowanych, czym wypisze receptę na powrót PiS-u do władzy. Informatycy odpowiedzieli:
Ale co macie do nierówności społecznych? ‘Wszystkim po równo’ już było i skończyło się tym, że wszyscy byli mierni. Jeśli zarabiam 15 tys. zł miesięcznie, to chyba nazywa się to przedsiębiorczość i trzeba ją promować, a nie miernotę?
Jak państwo chce mieć innowacyjną gospodarkę i rozwój, to musi poluzować nam podatki. Inaczej to będzie kraj budżetówki, która jest na garnuszku państwa
Sporo zarabiam i nic nie chcę od państwa, niech mi przynajmniej nie zabierają. Jeśli już się leczę, to prywatnie. Dzieci nie mam, transportem publicznym nie jeżdżę. Nie korzystam z ‘prezentów’ od państwa jak słabiaki i nieudacznicy.
“Podatki są daniną na patolę albo biedotę”
Agaty Płatek nie dziwią te głosy, bo sama jest programistką i często je słyszy. Jak mówi, wylatują z ust głównie dwudziestoparolatków, którzy uzyskali samodzielność finansową w “czasach wielkiego rozdawnictwa PiS”. – Na zewnątrz naszej bańki były odpalane programy socjalne jak 500 plus, a wewnątrz rosło poczucie krzywdy. Bo jak zarabiasz ponad 10 tys. zł, to podatki są już daniną na “patolę” albo “biedotę”. Czyli tych, którzy biorą np. piątkę brutto – stwierdza 35-latka.
– Nikt z was nie ma matki nauczycielki albo brata listonosza, którzy zarabiają tę piątkę? – pytam retorycznie.
– Mam mamę pielęgniarkę, która do niedawna dostawała jeszcze mniej, ale jej pomagałam z własnej woli. A “biedotą” zawsze jest ktoś obcy. To ktoś niezaradny i pasożytujący na sukcesie innych. Albo nauczyciele, pielęgniarki, listonosze, którzy pracują w “państwówce”. Niby uczciwi ludzie, ale ciągle trzeba ich finansować z naszych pieniędzy. A niech sobie radzą sami, bez mojej pomocy. Tak uważałam. Bo myślałam: “Co jestem im winna?” – tłumaczy.
– Wiesz już, skąd u ciebie wzięło się takie myślenie? – dociekam.
– Łatwiej byłoby zapytać: gdzie go nie ma? Przecież w Polsce wszyscy mają składki i podatki za zło. Słyszałam to w domu, w szkole na lekcjach przedsiębiorczości, a potem w robocie. Powtarzają to politycy, przedsiębiorcy, celebryci, ekonomiści, no wszyscy. Również nauczyciele i pielęgniarki, które mają z nich wypłacane pensje. A skoro składki i podatki są złem, to ich rozdawanie też nim jest. Gdy pielęgniarki czy nauczyciele dostają podwyżki z naszej kasy, to patrzymy na nich wrogo. Bo czujemy się lepsi. Z pensją powyżej 10 tysięcy tylko się umacniałam w takim poczuciu – podkreśla.
W przekonaniu o swojej wyższości utwierdzała ją również opowieść, którą specjaliści IT mają lubić sobie powtarzać. – Można powiedzieć, że to historia o kluczniku, który daje dostęp krajowi i jego gospodarce do lepszego świata. Do opisu tego ostatniego używa się słów: “wysokie technologie”, “innowacje”, “ścieżka szybkiego rozwoju”. Krótko mówiąc: specjalista IT to nie jakiś wuefista, który nie ma wpływu na tempo rozwoju gospodarki, tylko ktoś znacznie bardziej użyteczny, właściwie elita – opisuje.
Przez lata Agata dużo czytała i ewoluowała światopoglądowo. Wpływ na to miał także jej mąż, który wskazał jej przykład swojej siostry nauczycielki. – Magda znajduje sposoby, by pomiędzy podstawy programowe wbić np. ćwiczenia z wyszukiwania i krytycznej analizy informacji. Wypuszcza ze szkoły w świat ludzi, którzy w nim się odnajdą. Staną się świadomymi obywatelami, którymi nie będzie dało się łatwo manipulować. Tacy ludzie mogą wywindować demokrację na wyższy poziom, a od tego przecież też zależy rozwój gospodarki i kraju – ocenia.
Teraz zdaniem Agaty mitem jest założenie, że rozwój Polski “wisi” głównie na takich jak ona, specjalistach z branż IT czy nowych technologii. – Miło się czyta, gdy twitterowi czy medialni eksperci robią z nas “najbardziej kreatywnych” i “młodych z największymi kwalifikacjami”, którym nie można podcinać skrzydeł podatkami. Ale piszą tak, bo sami chcą płacić mniej, a głupio im mówić w swojej sprawie. Dlatego znajdują “młodych i dobrze rokujących”, żeby na naszych plecach dowieźć fajne dla siebie rozwiązania. Więc odpowiadam: “Zsiadać z moich pleców, panowie! Bo ja już mocno wątpię w to, że jestem lepsza od siostry swojego ‘starego’, od której zarabiam ze trzy razy więcej” – przyznaje.
Niedawno urodziła dziecko i już wie, że nie “zamknie” go w świecie prywatnej edukacji. Agata chce, by córka dorastała wśród rówieśników o różnym statusie majątkowym. – By nie miała tego poczucia lepszości, które namieszało mi w głowie. A np. przedszkole i szkoła muszą być finansowane z naszej kasy. Nie jestem hipokrytką i nie chcę, żeby Tusk mi się podlizywał, obiecując obniżenie podatku o kilka stów. To przecież nic mi nie da. Zdecydowanie wolę, żeby z moich podatków Tusk sfinansował podwyżki dla nauczycieli. Z tego skorzysta moja córka – mówi programistka z Krakowa.
“Państwo jest takie, jak jego przeciętniacy, czyli głupie”
Maciej Adamczyk odpowiada “koleżance po fachu”, że myśli inaczej niż ona i właśnie dlatego składki do ZUS powinny być dobrowolne, a podatki minimalne. Sam dzielić się z państwem nie chce. – Jeśli ktoś ma ochotę płacić wyższe daniny, to powinien mieć taką możliwość. Chociaż nie wierzę, że jest takich wielu. Na dłuższą metę podatki odbierają chęci do rozwoju i moce przerobowe. Można się zniechęcić. Co państwu polskiemu z tego, że zajedzie takich jak ja i naszym kosztem dofinansuje przeciętniaków? Ale nie wiem, czy chcesz tego słuchać, bo po ośmiu latach rządów PiS to chyba już niepoprawne politycznie – zaczyna 32-latek.
– Chcę, tylko powiedz, skąd wzięło się u ciebie takie myślenie – odpowiadam.
– Ono jest chyba oczywiste i naturalne dla każdego. Już w dzieciństwie dostawałem słodycze za dobre wyniki w szkole, a gdy musiałem dzielić się z bratem tymi “cuksami”, to traciłem motywację do nauki. I tak jest przez całe życie. Gdy powiesz, że to niezbyt chrześcijańskie podejście, to się nie zgodzę. Bo chodzi o to, żebym zgarnął wszystkie te “cuksy” za swoje osiągnięcia, a potem sam nimi się podzielił. Przecież wiem najlepiej, komu chcę je dać. Lepiej niż głupie państwo. Oczywiście, jakieś podatki powinny być, bo trzeba utrzymywać szpitale, szkoły i drogi – zastrzega.
– Ale skąd u ciebie przekonanie, że państwo jest głupie? – dociekam.
– Państwo jest takie, jak jego przeciętniacy, czyli większość wyborców. Widać to było przez ostatnie osiem lat. PiS na rekordową skalę przelewało miliony złotych partyjnym kolegom ze spółek Skarbu Państwa. Ten, kto własną ciężką pracą może zarobić milion, wkurza się, gdy głupie państwo zabiera mu kasę, by mnożyć swoich Obajtków. Bo wie, że Obajtki sami nic nie osiągną. Ale przeciętniak macha na to ręką. Ważne jest dla niego, że dostaje 500 plus i inne wyprawki. Nie wiem, czy po wyborach państwo zmądrzeje. Wątpię. Co mi z tego, że Tusk zostawi w mojej kieszeni kilka stów ze składki zdrowotnej i kolejną kasę ze zwiększenia kwoty wolnej, skoro i tak za moje podwyższy o 20 proc. pensje w budżetówce? Pewnie też narobi swoich Obajtków. To zniechęca do wiary w państwo i sens płacenia podatków – stwierdza.
– Powiedz wreszcie, kim są “przeciętniacy” – drążę.
– To ludzie, którzy po najniższej linii oporu odbębniają swoje osiem godzin w robocie, nie mają zamiaru rozwijać się zawodowo, a mimo to wystawiają rękę po podwyżkę. I jeszcze krzyczą: “Mocniej opodatkować najlepiej zarabiających, bo z tego sfinansuje się dla nas różne wyprawki!”. Nie mam na myśli całych grup zawodowych, bo w każdej pewnie da się znaleźć wyróżniające się jednostki. Chodzi o przeciętniaków, których wychowuje głupie państwo. Ono ma filozofię, że jak za dużo pracujesz i za bardzo się rozwijasz, to musisz płacić więcej – tłumaczy.
– Tylko że to nieprawda. Nie chcesz publicznie ujawniać, ile zarabiasz, ale mnie to powiedziałeś. Sprawdziłem i okazuje się, że udział podatków i składek w twoim dochodzie jest procentowo o wiele mniejszy niż u tych, którzy zarabiają 5 tys. zł brutto – zwracam uwagę.
– Ale przecież i tak oddaję państwu więcej niż np. piekarz. Nawet gdybyśmy obaj płacili 10 proc. podatku, to jedna dziesiąta – dajmy na to – z 10 tys. zł jest większa niż od 5 tys. Czyli teraz trzeba popracować nad tym, żeby moje daniny zmniejszyć. By zachęcić mnie i innych do rozwoju – podkreśla.
– I pewnie jeszcze zrobić lepszą opiekę zdrowotną oraz publiczną edukację? – upewniam się.
– To oczywiste i nie takie absurdalne, jak ci się wydaje. Wystarczy, że państwo powstrzyma mnożenie się Obajtków i zacznie z głową wydawać pieniądze, które mi zabiera. Wtedy starczy na szkoły i szpitale – mówi programista.
“W tym okienku tylko PiS się zmieści”
Opinia mojego rozmówcy, którą można streścić tak: więcej za mniej – nie jest odosobniona. Z sierpniowego badania CBOS wynika, że coraz mniej Polek i Polaków jest za tym, by bogatsi płacili wyższe podatki.
“Z biegiem czasu maleje poparcie dla progresji podatkowej i przybywa zwolenników podatku liniowego. Od 2021 roku odsetek popierających progresywną skalę podatkową zmniejszył się z 56 proc. do 50 proc. i jest najniższy w historii badań CBOS. W tym czasie z 32 proc. do 35 proc. zwiększył się odsetek respondentów skłaniających się ku opinii, że wszyscy, niezależnie od tego, ile zarabiają, powinni płacić jednakowy procent podatku” – podaje CBOS.
Na jednym wdechu Polki i Polacy dodają w badaniu, że są m.in. za bezpłatną edukacją, wysokiej jakości ochroną zdrowia i socjalną opieką dla najuboższych. “Zdecydowana większość Polaków (80 proc.) niezmiennie opowiada się za pełnieniem przez państwo funkcji opiekuńczych, wyrażając przekonanie, że powinno ono zapewnić swoim obywatelom wysoki poziom świadczeń społecznych, takich jak np. opieka zdrowotna i szkolnictwo” – czytam w raporcie CBOS.
Gdy przytaczam te dane programistce Agacie Płatek, przyznaje, że dziwi się, iż ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego traci władzę. Bo choć sama głosowała “przeciwko PiS”, to uważa, że tylko ta partia umie “lawirować” między wspomnianymi oczekiwaniami Polaków. – To jest takie okienko między sprzecznościami, w którym zmieszczą się tylko populiści z PiS. Tusk próbuje to robić, ale i tak skończy na kupowaniu ulgami klasy średniej i cięciach na socjalu dla biednych. Jeżeli nowa władza będzie nas – dobrze zarabiających – łechtać i pozwalać, byśmy zamykali biedniejszych w poczuciu niższości, to PiS znów wyjdzie na obrońcę uciśnionych – podsumowuje moja rozmówczyni.
Napisz do autora: [email protected]
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS