Ze względu na obostrzenia związane z pandemią koronawirusa, w tym ograniczeniami dotyczącymi zbierania się w miejscach publicznych, protesty przeciw sfałszowanym wyborom prezydenckim na Białorusi i w ślad za nimi represjom w tym kraju pod białoruskim konsulatem w Białymstoku ostatnio nieco przycichły.
Po wyborach prezydenckich na Białorusi 9 sierpnia Białorusinki i Białorusini pracujący i uczący się w Białymstoku i okolicach zbierali się na protestach przed białoruskim konsulatem w Białymstoku regularnie. Protesty skupiały tu nawet setki manifestujących, w tym też solidaryzujących się z nimi białostoczan. Druga fala pandemii spowodowała, że swoje niezadowolenie z wciąż trwających represji na Białorusi białoruska diaspora Białegostoku (mówi się, że stanowi ją nawet 10 tysięcy osób) przeniosła głównie do sieci.
Swoje działania m.in. na rzecz pomocy opuszczającym Białoruś obywatelkom i obywatelom tego kraju podjęła zarejestrowana we wrześniu Fundacja „Białoruś 2020” (była też współorganizatorem na początku października białostockiego koncertu „Sercem z Białorusią”).
Mimo drugiej fali pandemii i obostrzeń z nią związanych w Polsce, przy wejściu do białoruskiego konsulatu w Białymstoku i przy płocie okalającym budynki mieszkalne naprzeciw (na którym wisi od wielu tygodni pięć biało-czerwono-białych banerów – symbole niezależnej Białorusi) wciąż jednak i w ostatnim czasie zapalano znicze i przynoszono kwiaty ofiarom represji reżimu Aleksandra Łukaszenki, w tym ofiarom śmiertelnym.
W czwartek (12 listopada) Białorusinki i Białorusini spontanicznie skrzyknęli się na Facebooku i pojedynczo lub dwu-, trzyosobowymi grupkami przez sześć godzin wyrażali swoje niezadowolenie z sytuacji w ich kraju, przechadzając pod konsulatem z biało-czerwono-białymi flagami i transparentami: „Stop represjom na Białorusi”, „Stop prześladowaniom politycznym na Białorusi” czy „Stop torturowaniu Białorusi”. Znów pojawiły się znicze i kwiaty.
Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
Białoruś. Skatowany zmarł w szpitalu
Kiedy w czwartek wieczorem obiegła niezależne białoruskie portale wiadomość o śmierci 31-letniego Ramana Bandarenki – pobitego dzień wcześniej przez niezidentyfikowanych mężczyzn w maskach w jednej z mińskich dzielnic – „dyżury” takie postanowiono pełnić przed konsulatem w Białymstoku i w piątek (13 listopada). Tym razem przede wszystkim w sprzeciwie przeciwko temu (kolejnemu) zabójstwu.
Według mieszkańców mikrodzielnicy, nazywanej potocznie Placem Przemian, nieznajomi mężczyźni w maskach przyjechali w środę wieczorem i zaczęli zdejmować wywieszone tam biało-czerwono-białe flagi. Obecny w tym miejscu i czasie Raman Bandarenka został przez dwóch z nich pobity, wsadzono go do mikrobusa i zawieziono na komisariat. Półtorej godziny później karetka pogotowia zabrała go do szpitala z komisariatu, gdzie oznajmiono, że doznał „obrażeń podczas bójki”. Gdy trafił na salę operacyjną, był już nieprzytomny. Mimo kilkugodzinnej operacji jego stan się nie poprawił i wieczorem w czwartek zmarł.
Pod konsulatem w związku z zabójstwem Ramana Bandrenki pełniono w piątek „dyżury pamięci” od godz. 10. Z flagami biało-czerwono-białymi w drodze do pracy pojawiło się tu około 20 osób. Później manifestowano tutaj grupkami kilkuosobowymi, wymieniając się co dwadzieścia minut.
Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
To po prostu nieludzkie
Pod tablicą ogłoszeń przy wejściu do konsulatu w centralnym miejscu rzucała się wydrukowana na kartce fotografia Ramana Bandarenki z informacją o jego zatrzymaniu i o tym, że przebywa w szpitalu po pobiciu w ciężkim stanie. Pod spodem ktoś odręcznie dopisał datę jego śmierci. Obok, na innej kartce, widniało: „Wybacz nam żeśmy im nie przeszkodzili”. Z drugiej strony jeszcze na innej kartce wypisano nazwisko skatowanego w środę obok sześciu innych, którzy ponieśli śmierć w wyniku represji po sierpniowych wyborach prezydenckich. Pod tablicą stała otwarta, przezroczysta skarbonka, do której wrzucano pieniądze na pomoc rodzinom ofiar represji na Białorusi.
Kiedy pojawiliśmy się pod konsulatem przed południem, była niemal wypełniona po brzegi banknotami – polskimi, dolarami i euro. Jeden z mężczyzn przy nas włożył do niej banknot 50-złotowy i 100 euro. Rzucił w stronę innego, starszego mężczyzny siedzącego pod konsularną tablicą, wyraźne mając na myśli sprawców zabójstw: – Bliadzi!
Starszy mężczyzna cicho odparł: – Nie ma słów. Wieczny im odpoczynek.
Na chodniku naprzeciw konsulatu w tym czasie w ramach „dyżuru pamięci” stała trójka Białorusinów, z których dwoje 41-latków przyjechało ostatnio z Mińska. Ludmiła z zawodu masażystka, od miesiąca mieszkająca w Białymstoku, nie kryła: – To co zrobili z Ramanem to nie tylko jest bezprawne, ale po prostu nieludzkie. Jak można zabijać ludzi, do tego za polityczne poglądy?! Wierzę, że wszyscy ci, którzy także do tej śmierci doprowadzili, odpowiedzą i że stanie się to szybko.
Towarzyszący jej mężczyzna – przedsiębiorca, od dwóch tygodni w Białymstoku dodał: – Im więcej będzie represji, tym więcej ludzi przekona się na Białorusi, że ta władza nie ma ludzkiej twarzy, że nie ma legitymacji do rządzenia, a trzyma się jedynie na przemocy. Coraz więcej ludzi skłania się do masowego, wszechbiałoruskiego strajku przeciw tej władzy.
Oboje byli zgodni: – Chcemy wrócić do siebie, na Białoruś, ale nie przy tej władzy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS