Wokół policyjnego auta stało ze 20 osób i patrzyło, jak donieśliśmy tam chłopaka. Język miał na wierzchu, nogi spadały mu bezwładnie z pałatki, cały czas policjanci je poprawiali, żeby o nic nie zahaczył. Na pewno nie udawał – mówi Mariusz Kurnyta, aktywista Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego, niosący pomoc na pograniczu polsko-białoruskim.
Joanna Klimowicz: 16 sierpnia odnaleźliście w lesie przy granicy z Białorusią młodego mężczyznę z Somalii. W jakich okolicznościach? I – co najważniejsze – w jakim był stanie?
Mariusz Kurnyta, aktywista Podlaskiego Pogotowia Humanitarnego znany jako Człowiek Lasu: – Byliśmy z wolontariuszami POPH na rutynowym patrolu, sprzątaliśmy las, rozglądaliśmy się, czy nie ma w nim kogoś potrzebującego pomocy. W okolicy Długiego Brodu w rejonie Dubicz Cerkiewnych trafiliśmy na chłopaka. Znajdował się jakieś półtora kilometra od miejscowości. Był sam. Nie miał przy sobie prawie nic, żadnego plecaka ani nawet dokumentów. Wszystko zgubił, kiedy błądził po lesie, od sześciu dni bez jedzenia, bez wody. Miał przy sobie jedynie małą butelkę po białoruskiej wodzie, napełnioną wodą z bagna i garść spleśniałych daktyli w woreczku, w jaki pakuje się pałatkę. Leżał na mchu obok opuszczonego koczowiska, z twarzą do słońca. Tracił kontakt, ciężko było się z nim dogadać. Jak mnie zobaczył, zaczął płakać. Udało mi się tylko ustalić, jak ma na imię – Iman, że ma 33 lata i ile czasu spędził w lesie. Zwijał się z bólu, co chwilę łapał za brzuch, wymiotował, nie mógł złapać oddechu.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS