Nie sposób ich nie zauważyć. Na murach przy Pałacu Kultury i Nauki pojawiły się napisy i biało-czerwono-białe symbole. Napisy są w języku białoruskim, sądzę, że to moi rodacy je tam zamieszczają. Ci, którzy przychodzą tu co weekend. Zaciekawiło mnie, co o tym sądzą Polacy. Czy autorów tych graffiti uznają za patriotów czy za chuliganów, którzy chcieli oszpecić zabytek. I ważna sprawa – czy jest to karalne?
Od solidarności do obojętności
Rozmawiałam z przechodniami. Wielu z nich nastawionych jest do akcji przyjaźnie. Zwłaszcza kobiety. Mówiły mi, że rozumieją, że to białoruskie symbole walki o wolność i o sprawiedliwość, i że solidaryzują się z narodem białoruskim w tej walce. Około połowy moich rozmówców uznało, że choć malunki nie mają nic wspólnego ze sztuką, to Warszawa i tak jest cała pomalowana graffiti, ludzie są do tego już przyzwyczajeni i nie zwracają uwagi. Byli i tacy, którzy kompletnie nie wiedzieli, co to jest. Jak na przykład pewien pan, który stał w kolejce do mobilnego punktu testów na covid. Był przekonany, że ten biało-czerwono-biały pasek oznacza trasę turystyczną. Bo przecież podobne znaki są na szlakach turystycznych w lasach i górach. Napisów pod flagą nie przeczyta, bo rosyjskiego kiedyś uczono w szkole „przymusowo”, a białoruskiego nie zna wcale.
Ale widziałam też młodych, może to byli studenci, którzy mijając napisy unosili kciuki lub pokazywali znak victorii.
Po południu na murku z napisami przysiedli nastolatkowie. Zapytani powiedzieli, że nikt z nich nie zwrócił nawet na nie uwagi. Ale po moim pytaniu zeskoczyli z murku, i od razu wiedzieli, o co chodzi. Skojarzyli flagę i – ku mojemu zaskoczeniu – zaczęli dopytywać, czy mogą w jakiś sposób pomóc swoim rówieśnikom lub innym Białorusinom, którzy znaleźli się daleko od domu. Pytali nawet, co można zrobić, aby po pandemii nie było granic i barier, żeby można swobodnie podróżować do Białorusi tak, jak do innych krajów. Białoruś – mówili – jest przecież tak blisko, a nigdy tam jeszcze nie byli.
Policja: Grozi co najmniej 500 zł mandatu
Zapytałam również policjantów, którzy patrolowali okolicę. Powiedzieli mi, że zgodnie z obowiązującym prawem – uwaga – można malować na asfalcie i ewentualnie na ogrodzeniach ale tylko takimi kredkami albo farbami, które zmyją się przy pierwszym deszczu. Chodzi o to, żeby napisy nie zmieniły na trwałe wyglądu obiektu.
Za malowanie sprayem, farbami lub trwałymi markerami na ogrodzeniach, drogach, obiektach kara zaczyna się od 500 zł. Jeżeli miejsce wykonania sztuki graficznej jest przedmiotem o wartości historycznej lub kulturowej, powstaje odpowiedzialność karna.
Wszystko jasne – w tym przypadku napisy zostały wykonane nieusuwalnym sprayem, w dodatku na obiektach zabytkowych. Choć policjanci mówili mi, że każdy przypadek wymaga indywidualnego zbadania, to wiadomo, że autor takich napisów raczej nie uniknąłby kary. Policjanci wspominali nawet, że gdyby okazało się, że autorem jest białoruski emigrant, w grę wchodzi deportacja.
A Białorusini? Zaskakujące opinie
Porozmawiałam też z Białorusinami, którzy mieszkają w Warszawie. Co sądzą o takiej twórczości?
– Nie popieram! Polska już robi dla nas wystarczająco dużo! Szanujmy kraj, w którym mieszkamy! – powiedziała mi Natalia.
– Jeśli coś robisz, to przynajmniej postaraj się, by to było piękne. Cóż, symbole narodowe powinny być w przestrzeni miejskiej, ale nie murach, toaletach, prawda? Jeśli ktoś w Warszawie chce umieszczać białoruskie symbole narodowe, powinien zgłosić się do prezydenta i wykonać piękną pracę w odpowiednim miejscu – uważa Roman.
– Odpowiedź jest oczywista. Nasze symbole powinny być eksponowane w naszym kraju. Umieszczane tu, w Polsce, w dodatku na murach zabytkowych obiektów, nie mają żadnego sensu w walce naszej opozycji na Białorusi – to już Eugeniusz.
– Po co nam dodatkowe negatywne emocje Polaków? Musimy też pamiętać, że jest wielu prowokatorów, którzy mogą to wykorzystać przeciwko Białorusinom – mówi mi Juri,
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS