A A+ A++

Mariusz pcha wózek inwalidzki, na którym siedzi Kasia, szczupła blondynka. Wózek z trudem jedzie przez łąki i nieużytki w okolicy ul. Chemicznej, na pograniczu Katowic i Siemianowic Śląskich. Same pagórki i dziury. Nie jest łatwo. Kasia mówi, że ma zatory w nogach. Nie jest w stanie iść sama.

W końcu docierają do swojego domu. To barak, ze sklejki, z prowizorycznym dachem. Bez wody, prądu, ogrzewania, jedynie z prowizorycznym piecem, który daje trochę ciepła. Z dala od zabudowań. Zaraz obok nich, w podobnym miejscu mieszka Ireneusz z Moniką. Oboje opatuleni w dresy i kurtki. Latem jest łatwiej, ale zima to koszmar. Nawet człowiek nie ma się jak umyć. Choć do mrozu już się przyzwyczaili. Dwie pary żyją tak od ponad 10 lat.

Monika z Mariusz poznali się w parku. Spojrzeli na siebie i już wiedzieli, że są sobie pisani. Monika z Irkiem znają się trochę krócej. Los sprawił, że zamieszkali obok siebie. Jak to się dokładnie stało, już nie pamiętają. Irek i Mariusz od czasu do czasu “złapią” tymczasową pracę, gdzieś uda im się dorobić, ale nikt ich na stałe nie chce. Wychodzą też szukać jedzenia. Mówią, że ludzie teraz dużo marnują i wyrzucają, więc oni jeszcze mogą z tego skorzystać.

“Zobaczyłem, jak żyją. Nie mogłem zapomnieć”

Nieco ponad rok temu pod ich domy całkiem przypadkiem trafił Jacek, który wyszedł wtedy pobiegać pod lasem.

– Monikę i Irka oraz Kasię i Mariusza poznałem przypadkiem, a oni początkowo myśleli, że jestem jakimś urzędnikiem albo policjantem. Byli do mnie nieco uprzedzeni. Wytłumaczyłem im, że nic z tych rzeczy. Nie mogłem jednak przejść obok nich obojętnie. Mieszkają w dramatycznych warunkach i po prostu ten widok mną wstrząsnął – mówi Jacek Grzelec, nadzwyczajny szafarz z parafii św. Antoniego w Dąbrowce Małej.

Jacek zaangażował w pomoc swoją koleżankę Małgorzatę i innych znajomych. Najpierw zaczęli im przywozić paczki z jedzeniem, śpiwory, ciepłe ubrania. – Kiedy dowiedziałam się o tych ludziach, nie mogłam spać przez kilka nocy. Myślałam.. jak to tak, ja śpię w łóżku, a niedaleko oni marzną – opowiada Małgorzata.

Oboje stopniowo zdobywali zaufanie dwóch par. Zaprzyjaźnili się z nimi. Znaleźli też darczyńców, którzy systematycznie pomagają im przetrwać. To jednak nie wszystko. Przez ten czas dwie pary zdecydowały się także na ślub. Wcześniej nawet o nim nie myśleli, bo, jak mówią, to ogromny wydatek, a ich nie stać na nic. 

Ślub w kościele. Były obrączki, suknie, kwiaty i tort

– W przygotowaniach ogromną rolę miały siostry Misjonarki Miłości z Katowic oraz bracia Kapucyni z katowickiego Załęża. Otoczyli narzeczonych wsparciem duchowym i modlitwą. Przygotowali do ślubu. Wiele osób zapyta, czemu ci ludzie nic ze swoim życiem nie robią. Problem bezdomności jest bardzo złożony i skomplikowany. To nie tylko kwestia znalezienia domu i pracy. To kwestia powrotu do społeczeństwa, a ten, bez jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz, często jest niemożliwy – tłumaczy Jacek.

Póki co zrobiono pierwszy krok. W poniedziałek 28 grudnia w kościele św. Antoniego w Dąbrówce Małej odbyły się uroczyste, choć skromne zaślubiny. Pary po kilku miesiącach przygotowań powiedziały sobie sakramentalne „tak”.

Kasia miała na sobie białą sukienkę i płaszczyk obszyty białym futerkiem a Monika zieloną długą suknię. Rozpuściła też zwykle spięte w kucyk włosy. Obie trzymały w dłoniach bukiety białych kwiatów. Ich przyszli mężowie ubrali się w eleganckie garnitury. Od bardzo dawna żadne z nich z tak nie wyglądało. – Brałem udział już w wielu ceremoniach zaślubin, ale w tak wyjątkowej i niezwykłej uroczystości jeszcze nigdy. Jeśli macie miłość, macie wszystko – mówił w trakcie homilii jeden z księży uczestniczących w uroczystości.

Na ślub przyszło kilka osób, które poznały pary już wcześniej i pomagały im w przygotowaniach do ślubu. Kupiono nawet piękne złote obrączki.

Dwie pary czeka jeszcze pobyt w pięciogwiazdkowym hotelu

– O ślubie dowiedzieliśmy się od sióstr Misjonarek Miłości z Katowic kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia. Wolontariusze Fundacji Pomoc Maltańska przyłączyli się do organizacji ślubu. Kadeci Zakonu Maltańskiego zaśpiewali, przygotowaliśmy też dla nowożeńców ślubny tort oraz prezenty – mówi Marek Grzymowski, członek Zakonu Maltańskiego i zarządu fundacji.

Zakon Maltański na Śląsku od 20 lat wspiera Siostry Misjonarki Miłości w Katowicach. W czasie pandemii pomoc jest jeszcze bardziej potrzebna. Siostry wydają dziennie ok. 150 porcji jedzenia dla ubogich i bezdomnych. Siostry na co dzień pomagają bezdomnym w pierwszej pomocy przedmedycznej i w sprawach administracyjnych. Odwiedzają bezdomnych w miejscu ich przebywania.

To nie wszystko. Jerzy Donimirski, hotelarz oraz członek Zakonu Maltańskiego, ufundował dla nowożeńców pobyt w krakowskim pięciogwiazdkowym hotelu, kiedy tylko skończy się pandemia. 

Szansa na mieszkanie i pracę

– Ten ślub to nie koniec wsparcia, ale początek nowej drogi wyjścia z problemu bezdomności – mówi Grzymowski. Jacek Grzelec dodaje, że najprawdopodobniej z początkiem nowego roku obie pary będą mogły wziąć udział w specjalnym programie wychodzenia z bezdomności, w którym przez rok będą miały zapewnione mieszkanie treningowe, pracę i opiekę terapeutyczną. – Na pewno nie mogą zostać w swoich barakach, bo dowiedzieliśmy się, że ten teren jest prywatny, a wiosną właściciel planuje tam budowę – dodaje.

Czego życzą sobie nowożeńcy? – Żeby od teraz było inaczej. My już tak żyć nie chcemy – mówi Monika. Wtóruje jej Kasia. – Mieszkanie, własne, z łazienką, to będzie spełnienie marzeń – dodaje.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKloc: EPL ulega i wpisuje się w lewicowy przekaz
Następny artykułKrzysztof Antosik: Ten turniej pomoże nam w osiągnięciu celów