A A+ A++

Rok 1997. Ceremonia wręczenia Oscarów. Gdy statuetka w kategorii najlepszy scenariusz oryginalny wędruje za „Buntownika z wyboru” do Bena Afflecka i Matta Damona, z offu czytana jest ich krótka biografia. „Znają się od dzieciństwa, to ich pierwszy Oscar i pierwsza nominacja”. Oszołomiony Ben Affleck ściska Robina Williamsa, który w „Buntowniku z wyboru” zagrał psychoterapeutę Seana Maguire’a.

Na drugim planie kamera łapie w kadr wzruszone matki Bena i Matta, które towarzyszyły synom na gali. Affleck i Damon mieli wtedy odpowiednio po 25 i 27 lat. Nie mieli żon, ani dziewczyn, żadnych wielkich ról na koncie. Nikt nie spodziewał się, że obiektywy będą tego wieczoru skierowane właśnie na nich. Z aspirujących do sławy chłopaków Damon i starszy z braci Affleck’ów w jeden wieczór awansowali do grona najbardziej gorących hollywoodzkich nazwisk.

A młodszy z braci Afflecków? Casey’a z nimi nie było, choć też wystąpił w „Buntowniku z wyboru”, w niewielkiej, drugoplanowej roli. To właśnie wtedy zawodowe drogi braci Afflecków kompletnie się rozjechały.

Pik, dół, wychodzenie na prostą

Kariera Bena Afflecka układa się niemal idealnie w wykres EKG: pik, dół, wychodzenie na prostą, pik, dół, wychodzenie na prostą.

Pierwszy pik to rok 1997, Oscar. Ale zaraz po nim przyszedł pierwszy dołek. Afflecka zaczął brać role na oślep: w kasowych gniotach, chybionych komediach romantycznych, tanim kinie akcji. Zagrał w „Armagedonie”, „Pearl Harbor”, „Gigli”, „Daredevil” – wszystkie te tytuły były nominowane do Złotych Malin, we wszystkich Affleck miał do zagrania pomnikowe, jednowymiarowe postaci.

Czytaj też: Keanu Reeves mówi nie gwiazdorstwu. Pobiera taką pensję, jak anonimowi aktorzy, jeździ metrem, jada w fast-foodach

Zamiast pojawiać w mediach branżowych, jego nazwisko zaczęło świecić z okładek tabloidów, które na bieżąco relacjonowany związek Afflecka z Jennifer Lopez. Wkrótce Lopez i Affleck się rozstali, Affleck zaczął pić, musiał iść na odwyk.

Gdy Ben przeżywał swoje aktorskie i prywatne wzloty i upadki na oczach śledzących telewizję i tabloidy mas, Casey Affleck grał role. Cierpliwie i po cichu. W końcu lat ’90 sporo niewielkich, przeciętnych kreacji m.in. w filmach „Trafiona-zatopiona”, „To wciąż mój mąż”. Nie przynosiły mu one sławy, ale, nawet te gorsze, nie robiły też obciachu. Cierpliwie czekał na lepszy projekt.

Ben Affleck Osacary 2013 Oscar 6 Fot.: BRAK

Ten pojawił się w 2002 roku. Nosił tytuł „Gerry”, a autorem elektryzującego scenariusza był wzięty już wtedy filmowiec Gus van Sant. Tekst rozpisany był na ledwie dwie role: dwóch młodych chłopaków, którzy tuż przed zmierzchem gubią się w kanionie Colorado. Początkowa ekscytacja ustępuje miejsca panice, odrętwieniu, wreszcie trwodze i marazmowi, gdy wiadomo już, że ze starcia natury z kulturą, druga nie ma szans wyjść wygrana. To w „Gerrym” zaznaczył się charakterystyczny, wycofany styl aktorski młodszego Afflecka. Damon był ekspresyjny, żywiołowy, Casey zaś zmieniał tylko nieznacznie ton lub tembr głosu.

Milczący faceci

Efekt był piorunujący. Objawił wtedy talent, który w pełni widać w jego nowszych filmach. W nawiązującym do „Boney i Clyde’a” melodramacie „Wydarzyło się w Teksasie” Davida Lowery’ego, gdzie zagrał obok Rooney Mary; w „Manchester by the Sea” Kennetha Lonergana, gdzie wystąpił obok Michelle Williams, w „Ghost Story” (znów z Rooney Marą). Wcielił się w milczących, charyzmatycznych facetów, którzy robią, co do nich należy. I tyle wystarczy, żeby nie móc oderwać od nich wzroku.

Manchester by the Sea (2016) – filmstill Manchester by the Sea (2016) Fot.: Forum

Jedne z najbardziej do dziś cenionych kreacji młodszego Afflecka, w „Zabójstwie Jessiego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda” i „Gdzie jesteś, Amando” weszły do kin w tym samym roku. Fizycznie niewiele się w nich różnił, używał tych samych, minimalistycznych środków, a wykreował postaci z dwóch przeciwległych biegunów: niepewnego własnej męskości, zakompleksionego nieudacznika Roberta Forda i nieugiętego, pryncypialnego twardziela Patricka Kenzie. Tego drugiego, kompletnie zresztą wbrew warunkom – ma niesamowicie młodzieńczą twarz i sylwetkę.

Czytaj też: Upadek Johnny’ego Deppa. Jak aktor stracił kontrolę nad własnym życiem

W „Gdzie jesteś, Amando” Ben i Casey po raz pierwszy spotkali się po dwóch stronach kamery. Starszy brat napisał (razem z Aaronem Stockardem) scenariusz i reżyserował, Casey zagrał główną rolę męską. Wyszedł im kapitalny, porywający kryminał, z niezwykle inteligentnie zarysowanym społecznym tłem biednych dzielnic Bostonu, zajmujący mocne stanowisko w dyskusji na temat tabloidyzacji mediów, które relacjonują ludzkie dramaty.

Ben Affleck na ten temat wiedział sporo i potrafił przekuć własne doświadczenie w spektakularny sukces. „Gdzie jesteś, Amando” był nominowany do Oscarów, Złotych Globów, Satelitów, nagród Stowarzyszenia Krytyków i wielu wielu innych.

Ważny wątek to tutaj nieodpowiedzialni, niegotowi na wychowanie dzieci rodzice. Tu bracia Affleckowie także sięgnęli do własnych doświadczeń. Biologiczny ojciec Bena i Case’a od rozwodu z ich mamą był w życiu synów nieobecny, miał problemy z alkoholem, z akceptacją swoich własnych niepowodzeń w aktorstwie.

Timothy Affleck tworzył w połowie lat 60. w Bostonie kompanię teatralną. Należeli do niej m.in. Dustin Hoffman, James Woods, Robert Duvall. Wszyscy oni stali się sławni. Poza tatą Affleckiem.

Postać ojca z „Buntownika z wyboru” – woźnego na Harvardzie – jest oparta częściowo właśnie na nim.

Nie iść w ślady taty

Po piku początku lat 2000, w drugiej dekadzie tego milenium w karierze Bena znów nastąpił spadek.

W recenzjach „Batman v Superman” (2016) Ben Affleck był nazywany najgorszym Batmanem w historii ekranowych adaptacji; parodią superbohatera; „drewnianym” Batmanem. I nie był to wcale szczyt szyderstwa, z jakim Affleck – 15 sierpnia skończył 48 lat, Casey jest od niego 3 lata młodszy – zetknął się przez ostatnie dwie dekady.

Ale, jak zawsze, Affleck dziarsko wdrapał się po tej porażce na prostą – jego nowy film, „Droga powrotna”, zebrał świetne recenzje.

– Długo miałem poczucie, że przede wszystkim trzeba grać, bo nigdy nie wiadomo, kiedy role przestaną przychodzić – mówił w rozmowie z GQ Affleck. – Z drugiej strony lęk przed tym, że przestaną albo – jak u ojca – wcale się nie pojawią, sprawił, że parłem do przodu, niezależnie od okoliczności. Że się nie zniechęcałem – wyjaśniał.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMaseczka wędrowna. Czyli fikcja higieniczno-epidemiologiczna
Następny artykułCyniczna gra „bliźniaków mniejszych”. Jak bracia Karnowscy z dziennikarzy stali się wyznawcami PiS