Deklasacja – to chyba najlepsze określenie, którego można użyć, żeby opisać, jak Jastrzębski Węgiel ograł w ćwierćfinałowych meczach Ligi Mistrzów Vfb Friedrichshafen z Niemiec. Rywale tylko raz w ciągu sześciu setów doszli do 20 punktów – gdy tracili ostatnie, matematyczne szanse na awans do półfinału, a polski zespół właśnie go sobie zapewniał.
Pokaz siły Jastrzębskiego Węgla. Trener rywali już przed drugim meczem wychwalał Polaków
Zawodnicy trenera Marcelo Mendeza wygrali dwa razy po 3:0 – najpierw w Bawarii do 17, 16 i 13, a potem w środowy wieczór już w Jastrzębiu-Zdroju do 14, 20 i 16. Nie pozostawili żadnych wątpliwości, że to właśnie im należał się awans do półfinału europejskich rozgrywek. To był pokaz siły.
Najbardziej dystans pomiędzy nimi a siatkarzami z Niemiec w trakcie całego dwumeczu widać było w trakcie pierwszego spotkania. To w nim Jastrzębski prowadził już 2:0 i 17:4. – W tamtym momencie wiedzieliśmy, że mecz nam uciekł, ale oni nie dali nam nawet chwili, żeby uwierzyć, że jesteśmy blisko. Nie odpuszczali. Może w pierwszym secie graliśmy nieźle, ale to nie wystarczyło. Jastrzębie było po prostu za mocne – mówił nam po meczu trener Vfb Friedrichshafen, Mark Lebedew.
Jakie były najsilniejsze strony jastrzębian? – Świetnie zagrywali, nałożyli na nas sporą presję serwisem. Mieliśmy z tym problem już, gdy graliśmy z nimi ostatnim razem, ale teraz te wariacje były jeszcze trudniejsze do opanowania. Grali też niesamowicie w obronie, wyciągali piłki czasem szczęśliwie, ale powtarzalnie, po kilka razy, więc to nie mógł być przypadek. W długich wymianach wygrywali niemal za każdym razem. Ale to zagrywka i system gry w obronie są ich najmocniejszymi stronami – ocenił Australijczyk.
Friedrichshafen miało gotowy plan na rewanż. Ale nic dziwnego się nie wydarzyło
– Moi zawodnicy po spotkaniu byli oczywiście rozczarowani, ale jeśli przeciwnik gra od ciebie o wiele lepiej, to czasem łatwiej znieść taką porażkę. Nie zagraliśmy najlepiej, ale musimy się znów napędzić najpierw na ważny mecz w lidze, a potem na rewanż w Polsce. Nie powinniśmy zbyt wiele myśleć o tej porażce, a skupić się na przyszłości – dodawał Lebedew.
Miał gotowy plan na rewanż. – Nie mamy nic do stracenia, powinniśmy zagrać bez strachu, czy presji. To będzie nasz cel. Tak jak dobry start w pierwszym secie, dobre wejście w mecz. Jeśli będziemy się trzymać blisko nich, wynik będzie na styku, to zawsze może wydarzyć się coś dziwnego – przekonywał Mark Lebedew.
Ale nic dziwnego się nie wydarzyło. Jastrzębski Węgiel kontrolował przebieg spotkania od samego początku i nawet po dwóch setach gry w rewanżu, gdy Polacy byli już pewni gry w półfinale, to nie odpuścili, tylko dokończyli dzieła i drugie spotkanie także skończyli w zaledwie trzech setach.
Przed Jastrzębskim okazja na największy sukces w historii. “Poziom, na który weszli, jest już naprawdę wysoki”
Tym samym jastrzębianie już drugi raz z rzędu zagrają w półfinale Ligi Mistrzów. W zeszłym sezonie ulegli ZAKS-ie Kędzierzyn-Koźle, która później wygrała i finał rozgrywek. Teraz zmierzą się z Cucine Lube Civitanova lub Halkbankiem Ankara – szanse na wejście do bezpośredniej walki o trofeum będą z pewnością większe niż rok temu. Lube przechodzi przebudowę i przegrało pierwszym mecz z Halkbankiem, a zespół z Turcji i tak wciąż wydaje się drużyną z półki niżej niż drużyny z Włoch czy Polski. Nawet jeśli udowodni swoją prawdziwą wartość, to faworytem w starciu z Jastrzębskim Węglem by nie był.
Do tej pory wicemistrzowie Polski grali z solidnymi przeciwnikami, ale trzeba przyznać, że nie mieli najtrudniejszej drogi do walki o finał Ligi Mistrzów. Tylko co z tego, skoro Jastrzębski Węgiel do tej pory w obecnym sezonie praktycznie nie miał problemów w Europie? Nie rozegrał więcej niż czterech setów w żadnym meczu LM, był najlepszą drużyną fazy grupowej, a teraz udowadnia swoją jakość w play-offach. Półfinał, a później ewentualny finał byłyby już właściwym sprawdzianem ich potencjału.
Bo ten wydaje się sięgać nawet zostania najlepszą drużyną Europy. – Poziom, na który weszli zawodnicy z Jastrzębia jest już naprawdę wysoki. To ta sama półka, co w przypadku innych najlepszych drużyn, więc to jasne, że byliby w stanie z nimi walczyć – opisywał nam Lebedew. Faworytem tegorocznych rozgrywek Ligi Mistrzów wydaje się lider ligi włoskiej po fazie zasadniczej, Sir Safety Perugia. Ale kto wie, może to jastrzębianie byliby w stanie z nią rywalizować na równi i udowodnić, że – inaczej niż we włoskiej Serie A – wcale nie jest drużyną nie do pokonania?
Do tej pory w finale Ligi Mistrzów Jastrzębski Węgiel nie grał jeszcze ani razu. Za to dwa razy był w najlepszej czwórce rozgrywek: w 2014 roku sięgnął po brązowy medal, a w 2011 skończył na czwartej pozycji. Może teraz pora na najlepszy wynik w historii klubu? Jastrzębian na pewno stać, żeby o taki powalczyć. Mają naprawdę doskonałą okazję, żeby wejść do finału, a później myśleć o tym, czy będą w stanie zapewnić Polsce trzeci z rzędu triumf w najważniejszych rozgrywkach w Europie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS