Dziś rano jak grom z jasnego nieba spadła na Lecha Poznań informacja, że u Bartosza Salamona wykryto środek dopingowy wpisany na listę zakazanych substancji. Przez całe popołudnie lekarze Kolejorza, zewnętrzni eksperci i sam zawodnik zbierali informacje oraz dane, które miałyby ustalić — czy Salamon faktycznie skorzystał z dopingu? Czy to może jakaś jedna wielka pomyłka? Z tego co słyszymy — w Lechu po wyjaśnieniach reprezentanta Polski są spokojni. Ale sprawa jest bardzo poważna, bo jeśli próbka B potwierdzi wynik próbki A (co dzieje się w przytłaczającej większości przypadków), to Salamon może szykować się na kilkumiesięczne lub nawet kilkuletnie zawieszenie.
Takich informacji nikt w Poznaniu się nie spodziewał. Próbka A pobrana na teście antydopingowym u Salamona po wyjazdowym meczu z Djurgarden zawierała chlortalidon. Jak informuje Lech w swoim komunikacie — to „substancja stosowana w leczeniu nadciśnienia i nie przynosząca żadnej korzyści w rozumieniu poprawy zdolności wysiłkowych zawodnika”.
Lech Poznań. Bartosz Salamon z pozytywnym wynikiem testu antydopingowego
Problem polega na tym, że chlortalidon jest diuretykiem. Czyli pomaga — mówiąc wprost — porządnie się wysikać. I w przypadku sportowców nie chodzi o to, by ulżyć pęcherzowi, ale by pozbyć się z organizmu substancji innych wraz z moczem. Przy sportach walki niektórzy zawodnicy brali diuretyki, by w końcowej fazie ścinania wagi wyrzucić z organizmu jeszcze więcej wody. Ale są znane przypadki, gdy diuretyki (chociażby ten wykryty u Salamona) pozwalały na szybkie wyczyszczenie organizmu ze środków dopingujących.
Czym jest chlortalidon?
Lech postanowił działać błyskawicznie. Ściągnął z Warszawy eksperta do spraw antydopingowych, momentalnie przywołał do klubu Salamona, zebrali się też klubowi lekarze, a także Patryk Wiśniewski, czyli specjalista do sprawy suplementacji. Szczęście w nieszczęściu, że jeden z lekarzy Lecha — profesor Krzysztof Pawlaczyk — jest specjalistą z zakresu nefrologii, czyli zajmuje się dolegliwościami nerek. I sam był zaskoczony tym, że u kogoś wykryto akurat chlortalidon, bo jest to dość przestarzały diuretyk, którego od bardzo dawna nikomu nie przepisywał.
Sam chlortalidon dość szybko jest też wypłukiwany z organizmu, po kilkudziesięciu godzinach nie powinien już być wykrywalny podczas testów. W Lechu zatem zaczęli szacować, że jeśli Salamon miał w jakikolwiek sposób zażyć ten środek, to musiało to się stać już w drodze lub podczas wyjazdu na mecz do Szwecji. Lechici wylatywali w środę rano, w czwartek wieczorem grali mecz, po meczu Salamon miał kontrolę. Zaczęło się sprawdzanie wszystkich tabletek, suplementów, napojów podawanych piłkarzom tuż przed meczem z Djurgarden.
Salamon początkowo był zszokowany, natomiast nie panikował. Zabrał ze sobą całą torbę leków, środków higienicznych, suplementów. A trafiło akurat na piłkarza, który bardzo mocno pilnuje wszelakich kwestii medycznych. Jest alergikiem i boi się reakcji organizmu na alergen. Dlatego pije niemal tylko wodę, na treningach w Lechu nie pije izotoników, a ostatnio mieli z nim problem na kadrze, bo musiał się upewnić, czy owsianka na śniadaniu nie sprawi, że odezwie się alergia. Salamon pokazywał też podczas spotkania w klubie wiadomości SMS-owe, które wymienia z lekarzem. Pytał dosłownie o wszystko — czy może wziąć taki środek przeciwbólowy, czy może wciąż taką witaminę.
Bartosz Salamon zadeklarował gotowość do badania wariografem
– Mamy piłkarzy, po których spodziewalibyśmy się, że mogliby coś nieopatrznie zjeść czy wypić. Chociażby jedząc coś na mieście. Ale w przypadku Bartka mamy absolutną pewność, że nie wziął tego środka świadomie. O ile w ogóle go wziął, a nie chodzi np. o zanieczyszczony lek czy jakiś inny sposób, w który kompletnie przez przypadek chlortalidon mógł trafić do organizmu Bartka — słyszymy od jednej z osób, która była dziś w klubie, gdy Salamon był przepytywany i badany.
Obrońca Lecha zadeklarował nawet, że komisja może przebadać go wariografem, bo on sam nie ma nic do ukrycia i w pełni transparentnie podda się badaniu wykrywaczem kłamstw.
Jest jeszcze jeden przypadek, w którym substancja ta mogłaby zostać zażyta przez Salamona. A chodzi o… narkotyki. Diuretyki są też stosowane przy próbie oczyszczenia organizmu z niektórych używek. Paradoks tej sytuacji polega jednak na tym, że w sporcie za wpadkę narkotykową grożą dużo mniejsze kary niż za stosowanie diuretyków.
No właśnie — a co w ogóle grozi Salamonowi, co grozi Lechowi i kiedy możemy spodziewać się rozstrzygnięcia tej sprawy?
Co grozi Bartoszowi Salamonowi?
Zacznijmy od Lecha. I zaznaczmy: Lechowi nie grozi właściwie nic. No, może poza stratą Salamona. Lech musiałby mieć przynajmniej trzech zawodników przyłapanych na dopingu, by zostać zawieszonym w rozgrywkach. Zatem nie ma tutaj mowy o tym, by np. Kolejorz został ukarany walkowerem za mecz z Djurgarden czy wykluczony z europejskich pucharów. To samo tyczy się spotkania reprezentacji Polski.
Co grozi Salamonowi? Jeśli próbka B potwierdzi pozytywny wynik testu antydopingowego, to zostanie zawieszony. Na jak długo? Przynajmniej kilka miesięcy, a może i kilka lat.
Kiedy możemy spodziewać się rozstrzygnięcia tej sprawy? Najwcześniej za 6-8 tygodni. Ale — jak usłyszeliśmy w Lechu — takie sprawy ciągną się nawet i pół roku lub dłużej. Salamon będzie teraz dokładnie przebadany. Pobrane zostały mu nawet włosy, które podobno są dobrym dowodem w takich sprawach i mogą wykazać, czy diuretyk był zażyty raz, czy jednak stosowano go długotrwale. W klubie sprawdzają też możliwości zanieczyszczenia jakiegoś leku. Do czasu wyjaśnienia sprawy Salamon jednak normalnie może grać i stosowane jest tutaj domniemanie niewinności.
Póki co i Salamon, i Lech są spokojni – Początkowo byliśmy zszokowani, ale po słowach „Saliego” i po tym, co powiedzieli nam lekarze i eksperci z zakresu kontroli antydopingowych, jesteśmy spokojni. To nie pusty frazes, którym chcemy utrzymać dobre imię Bartka do wyjaśnienia sprawy, ale mamy przekonanie graniczące z pewnością, że wszystko rozejdzie się po kościach – słyszymy w Lechu.
Sytuacja jest jednak poważna
Problem polega jednak na tym, że spokój Lecha i pewność co do czystości sumienia Salamona… na niewiele może się zdać. Próbka B w przytłaczającej większości przypadków wykazuje to samo, co próbka A. Mówiąc wprost: mocz jest już w pojemniku, Salamon raz się wysikał, drugi raz tego nie zrobi. Nie potrzeba palców obu rąk, wystarczy jedna, by znaleźć przykłady, przy których próbka B „czyściła” polskiego sportowca.
Dlatego sprawa jest poważna. Nie wiemy, czy Salamon wziął coś świadomie, czy nie. Nie wiemy, czy chciał coś zamaskować, czy nie. A jeśli chciał, to co.
Patrząc jednak na fakty: u piłkarza Lecha wykryto środek, którym na ogół sportowcy chcą coś ukryć. I statystyka podpowiada, że są niewielkie szanse na to, że próbka B wykaże coś innego.
Kolejorz może teraz zbierać testy, badania, zrzuty ekranu z telefonu piłkarza, wyciągać mu włosy z każdej części ciała, podpinać go pod wykrywacz kłamstw. Ale jeśli próbka B potwierdzi próbkę A, to będzie pozamiatane.
CZYTAJ WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS