– Z treningu na trening wyglądamy coraz lepiej. Na pewno treningów brakuje, bo tak jak liczyliśmy, to przez te dwie kwarantanny straciliśmy prawie miesiąc pracy w hali. To bardzo dużo, ale każdy to ma, więc nie narzekamy tylko musimy, to nadrobić – mówi drugi trener Developresu Rzeszów Bartłomiej Dąbrowski. – Grania jest bardzo dużo, bo musimy dokończyć rundę meczem z Chemikiem. Po drodze są eliminacje do Pucharu Polski – dodaje.
Na koniec roku Developres zmierzył się w sparingu z pierwszoligowcem z Jarosławia i był to bardzo jednostronny mecz…
Bartłomiej Dabrowski: – Nie patrzyłbym w tym przypadku na wynik. My przede wszystkim długo nie graliśmy. Po turnieju LM we Włoszech nie graliśmy ponad 2 tygodnie. Ostatni mecz rozegraliśmy tuż przed Świętami w Kaliszu i brakuje nam takiego rytmu meczowego i grania. Dlatego fajnie, że udało nam się ten sparing zorganizować i wielkie podziękowania dla zespołu z Jarosławia, że nam pomógł. Dla nas była to też możliwość potrenowania w innych warunkach niż to ma miejsce na co dzień. Prawie wszystko to co chcieliśmy, to zrealizowaliśmy. Jeszcze mamy trochę urazów niestety i nie wszystkie dziewczyny mogły zagrać. Te, które mogły, to zagrały i to dla nas najważniejsze.
Te urazy, o których pan wspomniał, to jakaś poważna sprawa?
– To bardziej pocovidowe tematy niż urazy. Nie każda dziewczyna może trenować na 100 procent. Robiliśmy badania RTG płuc oraz EKG serca i po prostu musimy bardzo ostrożnie wchodzić w trening. Dlatego też dozujemy te obciążenia. Może nie są to typowe urazy mięśniowe poza jedną zawodniczką. Z treningu na trening wyglądamy coraz lepiej. Na pewno treningów brakuje, bo tak jak liczyliśmy, to przez te dwie kwarantanny straciliśmy prawie miesiąc pracy w hali. To bardzo dużo, ale każdy to ma, więc nie narzekamy tylko musimy, to nadrobić.
Po porażkach w Lidze Mistrzów przyszła pierwsza w TAURON Lidze. Czy to oznacza, że zespół dopadł jakiś kryzys?
– Myślę, że trzeba troszkę z dystansem na to wszystko spojrzeć z tego względu, że trzeba znaleźć genezę tego wszystkiego. Nie wróciliśmy na ten poziom, który prezentowaliśmy po tej pierwszej kwarantannie. Z pierwszej tak naprawdę od razu wpadliśmy w drugą, bo nie było tam długiej przerwy. Dlatego my cały czas szukaliśmy tego swojego najwyższego poziomu grania. Potrzebujemy czasu, żeby na ten poziom wrócić. Zespół z Kalisza złapał nas w takiej dyspozycji, a nie innej i wygrał oczywiście zasłużenie. My też po tym turnieju we Włoszech szukamy trochę siebie i formy, którą mieliśmy przed tymi dwoma kwarantannami. Takie są fakty. Treningów nam brakowało, co zresztą widać też po Chemiku Police, który przeszedł dwie kwarantanny i też ich gra faluje. Po drugiej kwarantannie mieliśmy 4 treningi, w tym tylko jeden w szóstkach. Nie wszystkie dziewczyny były w stanie pracować. Na tyle ile mogliśmy, to zagraliśmy, ale nie dało to punktów. Nie płaczemy z tego powodu, bo wiemy gdzie był problem i staramy się z niego wydostać. Uważam, że nam się to uda.
Liga Mistrzyń, to dla Developresu na tę chwilę poziom nieosiągalny?
– Nie zgodzę się z takim stwierdzeniem, to nie jest prawda. Absolutnie uważam, że jest to poziom dla nas osiągalny. Wiadomo, że nie pokazaliśmy we Włoszech swojej siatkówki, poza trzema setami z Busto Arsizio. Naprawdę mieliśmy tam swoje problemy, których było bardzo dużo. Chwilę przed wylotem, we Włoszech i jak się okazało po turnieju. Ta głowa nie do końca była na turnieju. To są takie rzeczy, które czasami są niezależne od dziewczyn ani od sztabu szkoleniowego. Mam nadzieję, że tego już nie będzie. Oczywiście, że jest nam przykro, że nie pokazaliśmy tam lepszej siatkówki, bo jestem przekonany, że stać nas na to, żeby rywalizować z tym trzema zespołami. Na pewno nie chcemy przegrywać w taki sposób jak to miało miejsce w meczach ze Schwerinem czy Scandicci. Ilość problemów jakie tam nas spotkały pozwoliła nam zagrać tylko ten drugi mecz z wielkim sercem i niewiele brakło, aby udało się go wyszarpać. Później już na Scandicci zabrakło nam przede wszystkim sił, bo dużo sił fizycznych i mentalnych włożyliśmy w te dwa pierwsze mecze. To jest już za nami. Mamy rewanż w Niemczech i bardzo byśmy chcieli pokazać tam naszą siatkówkę, nawet jeśli te szanse na wyjście z grupy są iluzoryczne czy matematyczne. Chcielibyśmy pokazać się tam z bardzo dobrej strony, tym bardziej, że wszystkie zespoły podchodziły do nas z dużym szacunkiem, a samo to, że gospodarz Scandicci wzięło nas jako ostatniego rywala w terminarzu o czymś świadczy. Chyba nas traktowali jako potencjalnie najtrudniejszego przeciwnika i postaramy pokazać na turnieju w Niemczech, że mieli rację.
W styczniu czeka was sporo grania w tym z zespołami, które wam depczą po piętach…
– Nie narzekamy i dobrze, bo będziemy grali z mocnymi przeciwnikami przed wyjazdem na LM. Ten poziom będzie wysoki, a grania jest bardzo dużo, bo musimy dokończyć rundę meczem z Chemikiem. Po drodze są eliminacje do Pucharu Polski. Pozytywnie podchodzimy do tego, im więcej grania, to lepiej dla nas żeby być w rytmie meczowym. Oby wszystkie zespoły już to przechorowały i żeby nie było przekładania meczów.
Przez I rundę TAURON Ligi, mimo że sporo pauzowaliście, zgromadziliście wystarczającą ilość punktów, bo wciąż utrzymujecie się na pierwszym miejscu, mając mniej meczów od rywali…
– Dla nas to było bardzo istotne. Przed każdym meczem mówiliśmy sobie, że nie chcemy gubić punktów i co się da chcemy wygrywać. Też zeszły sezon nauczył nas pewnych rzeczy, bo przegraliśmy mistrzostwo Polski jednym punktem. W tym roku chcemy zrobić wszystko, mając w głowie to co działo się w poprzednim, żeby po prostu grać bezpiecznie, w tym znaczeniu, żeby nie tracić głupio punktów i liczyć później na kogoś. Najlepiej jest zawsze liczyć na siebie. Piłka jest po naszej stronie. Mimo tego, że przegraliśmy ostatni mecz za trzy punkty, to w tabeli nie wydarzyło się nic dramatycznego dla nas. Myślę, że to jest najważniejsze tym bardziej, że wychodzimy z założenia, że jak mamy zdobyć mistrzostwo Polski, Puchar Polski czy wygrać co się da, to trzeba każdego przeciwnika pokonać. Staramy się grać mecz po meczu i nie myśleć co będzie w kwietniu, tylko o tym co jest teraz. Na razie dla nas najważniejsze jest to, żeby wrócić do najlepszej dyspozycji jaka jest możliwa. Trzeba wrócić i poprawić naszą grę, a myślę, że wtedy będzie bardzo dobrze.
Jaki był ten miniony 2020 rok dla Developresu?
– Był dziwny. Do finałowego turnieju Pucharu Polski w Nysie było tak naprawdę wszystko okej. Tydzień później przerwaliśmy rozgrywki z dnia na dzień, co było troszkę taką przykrą sytuacją. Kibice jak i my sami nastawialiśmy się na rywalizację z Chemikiem o złoto. Oczywiście najpierw trzeba było do niej doprowadzić, ale każdy sobie ostrzył apetyt na taki finał. Stało się jak się stało. Na pewno osiągnęliśmy najlepszy wynik w historii klubu, bo wicemistrzostwo Polski i gra w finale Pucharu Polski. Myślę, że sportowo ten rok był dla nas piękny, bo też przez rok byliśmy niepokonanym zespołem w Tauron Lidze i dopiero tuż przed świętami Kalisza nas zatrzymał. Oceniam pozytywnie rok. Nie jestem z tych narzekających i staram się raczej szukać zawsze więcej plusów niż minusów. Tym bardziej w sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy dołowanie się nie ma większego sensu. Trzeba być pozytywnym i zaczynać oceny od siebie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS