Górnikiem Andrzej Dymek był przez 26 lat. Swoimi doświadczeniami z pracy w kopalni dzielił się z dziećmi z klasy zerowej Szkoły Podstawowej w Czarnej.
Pod ziemią pracował od osiemnastego roku życia. Zaczynał w Bytomiu, skąd pochodzi, w kopalni Szombierki. Zjeżdżał codziennie tysiąc sto metrów w dół, by wydobywać węgiel kamienny.
– To była bardzo wyczerpująca praca, pod ziemią wytrzymują tylko najtwardsi – podkreśla.
Cały czas grał również w piłkę nożną. To, gdzie pracował zależało od tego, w jakim klubie grał. Na początku były to oczywiście Szombierki Bytom. Później trafił do Bolesławca i stał się górnikiem miedzi w kopalni Konrad.
Kiedy został piłkarzem Zagłębia Lubin, z którym dotarł do półfinału Pucharu Polski, zaczął pracę w Zakładach Górniczych Lubin. W kontynuowaniu kariery piłkarskiej przeszkodziła mu kontuzja kolana. Przeszedł wtedy na niższy poziom do Górnika Polkowice, którego był grającym trenerem.
Zatrudnienie znalazł w ZG Polkowice i ZG Sieroszowice. W tych kopalniach pracował najdłużej. Trzy lata przed przejściem na emeryturę pierwszy raz przyjechał do Czarnej. Wiedział, że z tej miejscowości pochodzi jego teściowa Maria Kubicka, która po wojnie przeprowadziła się do Rudy Śląskiej.
Żona Urszula, kiedy była mała, często przyjeżdżała do Czarnej na wakacje. Opowiadała mu o tych terenach, a Andrzejowi Dymkowi te opowieści się podobały.
– Kiedy pojechałem z nią, stwierdziłem, że chcę tu wybudować dom i zamieszkać. Przekonało mnie czyste powietrze i lasy, które uwielbiam – opowiada.
W Czarnej mieszka już ponad 20 lat. Do szkoły przybył ubrany w galowy mundur i górniczą czapkę. Przywiózł z sobą lampy i kaski, w których kiedyś pracował. Miał też górniczą szpadę i co odważniejszym pozwalał ją potrzymać w rękach. Dzieci nie tylko oglądały i słuchały, ale też pytały. Choćby o to, jak ciężka jest praca górnika i ile trwała. Dowiedziały się, że jest zarówno bardzo ciężka, jak i ryzykowna.
– Ja pracowałem tylko na pierwszej zmianie, gdyż pracę zawodową musiałem pogodzić z grą w piłkę. Po ośmiu godzinach pod ziemią, musiałem jeszcze iść na trening – mówi Andrzej Dymek.
Padło też pytanie, czy miał jakiś wypadek w pracy. Odpowiedział, że raz w życiu przeżył chwile grozy, kiedy to na kilka godzin został odcięty od świata. Zawaliła się część tunelu. Do dziś pamięta to zdarzenie i nikomu nie życzy, by coś takiego przeżył.
– W kopalni zginęli trzej moi przyjaciele, jeden na moich oczach – stwierdza.
O zmianie zawodu jednak nie myślał. Bo w jego typowo górniczej rodzinie była to tradycja. Pod ziemią pracowali jego dziadek, ojciec i wszyscy bracia. Jest dumny z tego, że był górnikiem.
Autor: Janusz Grajcar
/ Debica24.eu
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS