A A+ A++

Duże zmiany czekają uczniów w roku szkolnym 2024/2025. Historia i Teraźniejszość znika ze szkół, podobnie jak jedna lekcja religii w tygodniu. Obowiązkowe będą za to zajęcia z pierwszej pomocy – to tylko niektóre ze zmian w szkołach od 1 września 2024 r. Ministra Barbara Nowacka zdecydowała też, że od tego roku szkolnego w klasach IV-VIII, ale też liceach, technikach i branżowych szkołach I i II stopnia obowiązuje odchudzona o 20 proc. podstawa programowa (nie dotyczy to klas I-III i przedmiotów zawodowych w szkołach ponadpodstawowych). Okrojona zostaje również lista lektur szkolnych.


Zobacz wideo

Jak oceniają Jarosław Szulski i prof. Bogusław Śliwerski w rozmowie z tokfm.pl, zmiany w rozpoczętym właśnie roku szkolnym to przede wszystkim działania pod publikę.

– Barbarze Nowackiej daję trzy plus, bo miałem, jak wiele moich koleżanek i kolegów, większe oczekiwania wobec nowej minister edukacji. Liczyłem na więcej odwagi, w tym podjęcie działań, które rozwiążą najważniejsze problemy w edukacji, a nie będą nakierowane bezpośrednio na zadowolenie wyborców. Weźmy choćby nośną zmianę pod hasłem: ratujemy dzieci przed pracami domowymi, które same w sobie nie są złe. Problem leży w ich ilości i jakości – mówi Jarosław Szulski, autor książki “Nauczyciel w Polsce”.  

Innym przykładem odpowiadania na potrzeby elektoratu – bez pogłębionego namysłu – jest, jego zdaniem,  wprowadzanie nowych przedmiotów i traktowanie ich jako panaceum na wszystkie problemy edukacji. – Ostatnio mowa jest też o AI, edukacji patriotycznej, promocji zdrowia, czy np. edukacji klimatycznej. I co jeszcze?! – pyta retorycznie. 

Czy z AI powinien być osobny przedmiot nie jest pewien także Dariusz Kulma, Nauczyciel Roku 2008, autor książki “Jak zdać maturę z matematyki”. – Tych kierunków jest już i tak dużo. Z drugiej strony, a dlaczego nie zajęcia z kryptowalut? Technologia block chain? Dlaczego też nie o tym? Przecież uczniowi odnaleźć się w rynkach finansowych jest bardzo trudno – zastanawia się.

Oceny Barbarze Nowackiej wystawiać nie chce. Przekonuje za to, że jeśli założenie jest takie, że podstawą programową zmienimy świat, to nie tędy droga. – Choć i tak każdy rząd, a jestem nauczycielem 30 lat, upatruje w tym panaceum. Ale nie! To tylko powoduje chaos, poza tym dla mnie nic z tego nie wynika – dodaje.  

Podkreśla, że nie chodzi też o to, by ciąć podstawę bez opamiętania, jak się komuś przyśni. – Trzeba być przy tablicy, być z uczniem, zobaczyć, czy i jakie są podręczniki. Przy czym książki to też nie wszystko. Bo co uczeń ma siedzieć z informatorem i się zastanawiać: “Ale zaraz, ale czy to jest na maturze?”. To przecież parodia – ocenia. 

Prof. Bogusław Śliwerski zastrzega z kolei, że o konkretną ocenę dla Barbary Nowackiej trudno, bo ministra jest dopiero po pierwszym semestrze. – Ona nawet roku szkolnego jeszcze nie ukończyła – żartuje profesor pedagogiki z Uniwersytetu Łódzkiego.

– A jak jej poszło po pierwszym semestrze? – dopytuję.

– Fatalnie. To kompromitacja dla ministerstwa – ocenia krótko.

Od razu dodaje, że widzi przede wszystkim chaos, jaki panuje w resorcie. Prawdopodobnie wynikający z tego, że Barbara Nowacka nie mogła wymienić kadr na swoje. – Stąd dużo wewnętrznych prowokacji typu: niezadawanie prac domowych, dążenie do likwidacji egzaminów państwowych albo chociaż uczynienie ich łatwiejszymi, w tym matury i egzamin dla ósmoklasisty w przyszłym roku. Bo już za rok może będzie trudniejszy. Tylko pytanie, czemu to wszystko służy?! – zastanawia się.

W jego ocenie, szkoła według zapowiedzi Nowackiej jest szkołą anty-Czarnka. – Polityka ministry jest co do zasady polityką inwersyjną. Powiedziałbym nawet, że kontrofensywą, bo przecież nie kontrrewolucją. Tu nie ma żadnej rewolucji – podkreśla, wskazując, na odejście od HiT, czyli ulubionego przedmiotu Przemysława Czarnka i zmniejszenie liczby godzin religii w szkołach. 

– Inna rzecz, że w ogóle polska szkoła, i to od roku 1993, jest quasi-szkołą publiczną. Jest szkołą publiczną tylko i wyłącznie, jeśli chodzi o zarządzanie infrastrukturą i zatrudnianie kadr kierowniczych, bo za to odpowiadają samorządy. Nie jest szkołą publiczną w sensie programowym, metodycznym, bo każda obejmująca resort edukacji ekipa realizuje ideologię partii władzy – podkreśla.

 “Czy to nie jest policzek dla ministry edukacji?”

W ocenie moich rozmówców noty Barbary Nowackiej zaniża dodatkowo kilka innych czynników, w tym przede wszystkim brak wyraźnej i zrozumiałej strategii rozwoju edukacji. – Reformy przemyślanej systemowo nie widać. To jak na razie tylko punktowe działania, a nadzieje związane z tym rządem są przecież wciąż ogromne – mówi Jarosław Szulski.

Wtóruje mu prof. Bogusław Śliwerski: – Najgorsze jest to, że nadal nie ma fundamentalnej zmiany, która uwzględniłaby tak prognozy demograficzne – idzie niż, jak też naukowy punkt widzenia – wizję komu i czemu ma służyć edukacja. Polityka oświatowa w Polsce jest nadal prowadzona w sposób nienaukowy, populistyczny, pozbawiony standardów i rozwiązań obowiązujących w dydaktyce na świecie. Ale jeżeli zarządza się oświatą sondażami, by nie utracić władzy albo ją utrzymać, to o jakich sukcesach my tu możemy mówić? – pyta retorycznie.

Wskazuje przy tym, że np. na Ukrainie powołano Narodową Akademię Nauk Pedagogicznych nie po to, by dowartościować profesorów, docentów czy doktorów. Powołano ją po to, by o wszelkich reformach i zmianach edukacji decydowały gremia, które wiedzą, czym jest proces kształcenia, jak musi się zmieniać i jak należy kształcić kadry nauczycielskie. – Byłem kilka tygodni temu na konferencji metodologicznej, okazało się, że sekretarz naukowa Ukraińskiej Akademii Nauk Pedagogicznych wspólnie z uczonymi już opracowała nową strategię dla edukacji w Ukrainie ze względu na warunki wojenne. A my co robimy? My nie mamy żadnej strategii! Poza tym u nas to szef resortu obrony Władysław Kosiniak-Kamysz składa projekt ustawy o wychowaniu patriotycznym. Czy to nie jest policzek dla ministry edukacji? O czym my tu mówimy? O jakim Ministerstwie Edukacji? – punktuje.

“Konflikty i negatywny klimat”  

Inne błędne decyzje ministry? Zdaniem prof. Śliwerskiego to kwestia pozostawienia oceny z zachowania, bo to nic innego jak podtrzymanie tego, co miało miejsce w państwie autorytarnym. – Oceniamy zachowania, czyli podporządkowujemy je normom ustanowionym przez dorosłych, których dorośli nie muszą absolutnie przestrzegać. To hipokryzja – ocenia.  

Do tego, jak uzupełnia, dochodzi przymus nauki dla dzieci uchodźców z Ukrainy. – W systemie klasowo-lekcyjnym nie ma możliwości edukacji międzykulturowej. Stąd przyjęte rozwiązanie będzie tylko powodować konflikty i tworzyć negatywny klimat – tłumaczy.

Jak dodaje Jarosław Szulski, błędem ministry jest także uciekanie od pogłębionej merytorycznej dyskusji, np. przy wspomnianym już odejściu od prac domowych. – Nie poprzedziła tego żadna debata. A wtedy byłaby szansa wykazać, że problem leży gdzie indziej. Dziś do liceów przychodzą dzieci, które nie potrafią rachować, bo nie ćwiczą rozwiązywania zadań. A muszą przecież zdać obowiązkową maturę z matematyki, więc ta staje się źródłem cierpień dla wielu młodych ludzi. To realne problemy w polskich szkołach! – wskazuje.

“Stutonowa kula na szklanej rurce”

A co się Barbarze Nowackiej udało w oświacie? Choć prof. Śliwerski zastrzega, że trudno o konkretne przykłady, to po chwili wskazuje na ustanowienie programu “Doposażenie szkół w środki higieny np. mydło, papier toaletowy, ręczniki, podpaski dla dziewcząt”. – Kwestia kultury zdrowotnej i szacunku dla uczennic jako dojrzewających kobiet jest tutaj niesłychanie ważna. Tak, bardzo mi się to podoba – mówi, ale od razu zastrzega, że to drobna zmiana, “kamyczek zaledwie”.

Nauczyciel Roku 2008 na plus ocenia samą ideę zmniejszenia ilości materiału (podstawy są przeładowane), podobnie jak odejście od pracy domowych. – Chyba, że mówimy np. o poziomie rozszerzonym. Ale przywołanie wiedzy na lekcjach, w takim przedmiocie jak mój, w zupełności wystarczy – zapewnia.

Popiera też pomysł odejścia od wliczania oceny z religii do średniej na świadectwie, w myśl zasady: światopogląd nie powinien być oceniany, a także zmniejszenie godzin religii. – Pamiętam historię, kiedy religia z pierwszego semestru została przełożona na drugi, bo nie było katechety. Maturzyści w jednym semestrze mieli potem cztery religie tygodniowo. Dużo, nawet sama katechetka mówiła: “Możecie na części moich lekcji robić, co chcecie”. Brali więc ode mnie zadania, a religia stawała się dodatkową matematyką – opowiada.

Także Jarosław Szulski chwali decyzje Barbary Nowackiej dotyczące religii – Jestem zwolennikiem tego, że szkoła jest od uczenia, a kwestie światopoglądowe, a do tych zaliczyłbym religię, powinny być realizowane poza placówką przeznaczoną dla wszystkich – tłumaczy, zastrzegając, że to jednak jego osobiste zdanie.

A co z nauką pierwszej pomocy w szkołach? Wydaje się to najmniej kontrowersyjnym pomysłem ministry. Prof. Śliwerski i Dariusz Kulma chwalą tę zmianę. Jarosław Szulski podkreślił z kolei, że pomysł choć dobry, to jednak pojawia się pytanie, kto go będzie realizował. – Współpraca z Organizacjami Pozarządowymi w rodzaju WOŚP i wykwalifikowanymi ratownikami wydaje się dobrym tropem, ale czy do zrealizowania w tak ogromnej skali? Nie wiem. Szkoły nie mają zasobów, by uczyć tego wszystkiego, co politycy wymyślą. Zresztą, widzimy to na przykładzie innego przedmiotu, czyli “Biznes i zarządzanie”. Tu także nie ma kompetentnych osób, a jeśli są, to mają duży próg wejścia – trzeba zrobić półtoraroczne studia podyplomowe z przygotowania pedagogicznego. Żaden z doświadczonych prezesów nie będzie pewnie chciał wziąć na siebie takiego obciążenia tylko po to, by pouczyć kilka godzin w szkole – mówi. Pozostają studia on-line w małym ośrodku akademickim, gdzie uprawnienia do nauczania BiZ można realnie zdobyć w kilka miesięcy.

Zastrzega też, że wszystko to powoduje, że koniec końców zmiany zaproponowane przez Barbarę Nowacką za bardzo nie różnią się od tego, co proponowali jej poprzednicy. – W ministerstwie jest za mało praktyków, którzy mogliby doradzić obecnej władzy i dlatego cierpi na tym wiarygodność całej ekipy MEN – tak diagnozuje główny problem. Od razu zastrzega, że nie chodzi o “jakiekolwiek doświadczenie w edukacji”.

– Podam przykład: pani, która u nas uczy psychologii, przeprowadziła setki szkoleń dla nauczycieli i wychowawców. Po roku pracy w szkole zmieniła jednak swoje myślenie. Poczuła się jak architekt w relacji z budowniczymi. Architekt wymyśla sobie, jak postawić stutonową, betonową kulę na szklanej rurce, a potem budowlańcy drapią się po głowie, jak to zrobić. Ktoś kto to wymyślił, nie zna realiów, nie pomierzył, nie wie jak, po co, z kim. Czytaj: nie wie, jak młodzież funkcjonuje w szkole i przed jakimi dylematami stoją nauczyciele itd. – kwituje.

To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj ze specjalnej oferty. Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułУ ВСУ есть успехи под Покровском – ISW
Następny artykułAtak na Kuczmierowskiego. Prezes PiS: Chcą zbrukać