A A+ A++

W ubiegłym sezonie miłośnicy turystyki narciarskiej mogli wreszcie legalnie wybrać się na Babią Górę. Dyrekcja Babiogórskiego Parku Narodowego dopuściła taką możliwość po raz pierwszy od ponad trzech dekad. Miał to być tak zwany sezon pilotażowy. Co z niego wynikło?

Poczynione w jego trakcie obserwacje miały pomóc podjąć decyzję, czy w kolejnych latach narciarze również będą mogli wędrować zimą po masywie Babiej Góry, czy też BPN ponownie zakaże im tam wstępu?
Przypomnijmy – Babia Góra to najwyższy beskidzki szczyt i zarazem najwyższa, poza Tatrami, góra w Polsce. Od zawsze kusiła narciarzy. Ale na początku lat 90. wprowadzono całkowity bezwzględny zakaż poruszania się po Babiej Górze (wcześniej w jej masywie istniały nawet znakowane szlaki narciarskie). Wprowadzono go w celu ochrony przyrody, a zwłaszcza babiogórskiej fauny, w tym objętych ścisłą ochroną głuszców i innych kuraków zamieszkujących stoki. W okresie zimowym odbywają one swoje gody. Narciarze wkraczający do mateczników płoszą bytujące tam ptaki, co może doprowadzić do sytuacji, iż w danym roku pary nie doczekają się lęgów.
Środowisko narciarskie krytykowało zakaz, zwłaszcza teraz, gdy skitury stały się bardzo popularną formą zimowej aktywności. Podnoszono między innymi, że w Tatrach – to też park narodowy – turystyka narciarska jest dozwolona (na określonych warunkach) oraz że zimą bezpieczniej jest się poruszać w trudnym górskim rejonie na nartach niż piechotą. Tymczasem piesi turyści mogą zimą wędrować po babiogórskich szlakach (z wyłączeniem tak zwanej Perci Akademików). Przez wiele lat argumenty te nie przemawiały do władz Parku, które były nieugięte i na żadne ustępstwa pójść nie zamierzały, kwestię ochrony przyrody traktowały bezkompromisowo.
Mimo to wielu narciarzy-turystów ignorowało zakaz (wielu pewnie nawet nie zdawało sobie sprawy, że taki zakaz obwiązuje) i urządzało narciarskie wycieczki na jeden z najpiękniejszych beskidzkich szczytów.
W końcu władze parku doszły do wniosku, że skoro narciarze i tak na Babiej się pojawiają i jest ich coraz więcej, to trzeba jakoś uporządkować ten ruch. Odbywał się bowiem nie tylko nielegalnie, lecz także poza jakąkolwiek kontrolą BPN. A jeśli nic nie wolno, to wszystko wolno – ta niepisana zasada zdobywała coraz więcej zwolenników wśród skiturowców odwiedzających Babią. Co gorsza osoby na nartach pojawiały się nie tylko na pieszych szlakach turystycznych, lecz także w miejscach objętych ścisłą ochroną.
Ubiegłoroczna decyzja była więc próbą ucywilizowania turystyki narciarskiej na warunkach ustalonych przez BPN. Na nartach można się było poruszać wyłącznie po wyznaczonych do tego szlakach w określonym przez władze parku czasie. Tym sposobem pierwszy sezon narciarski na Babiej trwał mniej więcej od początku lutego do końca marca. W tym okresie pracownicy parku przyglądali się temu, jak zachowują się narciarze i czy faktycznie przestrzegają narzuconych zasad. Od tego w dużej mierze miało zależeć, czy w kolejnych latach „eksperyment” będzie kontynuowany. Dlatego pojawiło się mnóstwo apeli, zarówno ze strony administracji parku, jak i środowiska skiturowego, aby narciarze dostosowali się do obowiązujących zasad i nie wypuszczali się poza wyznaczone dla nich trasy, bo inaczej pierwszy sezon narciarski na Babiej może okazać się ostatnim.
Co pokazało życie? Tomasz Pasierbek, dyrektor Babiogórskiego Parku Narodowego przyznaje, że ostateczna decyzja w sprawie narciarzy jeszcze nie zapadła. Właśnie trwają konsultacje i rozmowy na ten temat z osobami odpowiedzialnymi za ochronę przyrody, ratownikami górskimi i innymi specjalistami. Wszystkie za i przeciw są analizowane. Z wypowiedzi dyrektora można wnioskować, że sprawa nie jest jeszcze przesądzona. – Wciąż się wahamy, a decyzja nie jest prosta – przyznaje Tomasz Pasierbek.
Okazuje się bowiem, że wbrew apelom bardzo wielu narciarzy nie przestrzegało ustalonych zasad i docierało w rejony, gdzie być ich nie powinno. Dotyczyło to zwłaszcza południowych stoków Babiej Góry, rejonu występowania głuszca, które były całkowicie wyłączone z jakiejkolwiek aktywności narciarskiej. – Problem wciąż więc istnieje i wymaga jeszcze bardziej kompleksowego podejścia – mówi dyrektor. Nie ukrywa przy tym, że presja ze strony środowiska narciarskiego na udostępnienie Babiej Góry skiturowcom wciąż jest ogromna. – Uważam, że rzeczą podstawową jest dotarcie do narciarzy z informacją, dlaczego tak naprawdę tak wiele obszarów Parku musi być wyłączonych spod tego typu aktywności. Muszą zrozumieć, że możemy stracić nasze najcenniejsze chronione obiekty, jeśli zbyt swobodnie na taką aktywność się zgodzimy – tłumaczy.
To, że amatorzy „dzikich” szusów nie zawsze zostali przyłapani na gorącym uczynku nie oznacza, że służby parkowe nie wiedziały o tych wyczynach. I nie chodzi tylko o to, że na śniegu pozostawiali swoje ślady. Taka nielegalna aktywność była też dobrze widoczna dzięki śledzeniu danych z logowania do telefonii komórkowej. Dlatego też dyrektor nie był jeszcze w stanie powiedzieć, czy w kolejnym roku na Babią Górę będzie się można wybrać na nartach. Decyzja w tej sprawie powinna zapaść w pierwszej połowie grudnia. Co prawda na szczycie Babiej już leży śnieg, lecz dobre warunki do uprawiania narciarstwa – tak wynika z doświadczenia poprzednich lat – będą dopiero w połowie stycznia. Do tego czasu wszystko będzie już wiadomo.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWaloryzacja to nie podwyżka. Co naprawdę negocjują firmy z sektora ochrony?
Następny artykuł[Z REGIONU] Terytorialsi kluczem do sukcesu firm