Do incydentu doszło w nocy z 13 na 14 sierpnia. Jak podaje trojmiasto.pl, mężczyzna wracał składem SKM ze zgrupowania zawodników MMA. Jak wynika z relacji funkcjonariuszy Służby Ochrony Kolei, nie chciał zasłonić ust i nosa, bo – jak tłumaczył – “nie będzie się głupio zachowywał i niczego nie zasłoni”. Nie miał zamiaru też się wylegitymować i wyjść z pociągu, aby sprawę przejęli gdańscy policjanci. Strażnicy użyli więc siły.
– Mężczyzna stawiał czynny opór, więc po jego wyprowadzeniu konieczne było założenie mu kajdanek – relacjonuje Tomasz Złotoś, rzecznik prasowy SKM. – W trakcie interwencji, która trwała kilkanaście minut, mężczyzna był agresywny i stawiał opór. Dopiero po założeniu kajdanek uspokoił się i czekał wraz z patrolem na przybycie funkcjonariuszy policji, którzy na miejscu go ukarali.
Koronawirus. Interwencja w SKM oburzyła denialistów
Interwencja SOK stała się pożywką dla koronawirusowych denialistów. Przekonują w mediach społecznościowych, że funkcjonariusze użyli siły nieadekwatnej do sytuacji.
Komentują: “Żądałbym wysokiego odszkodowania za naruszenie mojej nietykalności cielesnej. Każdemu z osobna zrobiłbym taką sprawę”, “Brak słów, zabierają godność człowiekowi. Ktoś tu za dużo ogląda telewizji. Jestem za nienoszeniem kagańców”.
Komentarze z grupy ‘Pandemia to ściema’ facebook
Złotoś broni SOK. – Mają prawo, tak jak np. policjanci, użyć chwytów obezwładniających wobec osób, które nie stosują się do ich poleceń – zaznacza rzecznik trójmiejskiej kolei.
Za brak maseczki w miejscu publicznym policjanci mogą ukarać mandatem w kwocie do 500 zł.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS