Rozpoczęte lata 20. obecnego stulecia coraz bardziej przypominają przeklęte lata 20. stulecia ubiegłego, których konsekwencją była sześcioletnia wojna światowa, a po niej bieda i mozolna odbudowa. Błyskawiczny postęp technologiczny, zmiany kulturowe, migracje dużych grup i kryzysy gospodarcze wzbudzają bardziej lub mniej uświadamiany strach. Zagubieni w problemach współczesności ludzie uciekają od odpowiedzialności i coraz chętniej chronią się pod skrzydła władzy autorytarnej. Wierzą przy tym naiwnie, że mogą bezpiecznie złożyć w ręce wybranego człowieka swój los i przyszłość swoich dzieci. Nie ucząc się na błędach przodków, sami popełniają wielki błąd.
Niedobrze, że dzieje się to na wszystkich szczeblach władzy i w każdym zakątku świata. Zwycięstwo Donalda Trumpa, wysokie poparcie Marine Le Pen, niesłabnące poparcie dla Władimira Putina czy Victora Orbana są na to najlepszym dowodem. U nas niewątpliwie duża część społeczeństwa wiarą i zaufaniem obdarza Jarosława Kaczyńskiego. Opozycja, która tego nie rozumie, nie jest w stanie swoją napuszoną retoryką przebić się do większości elektoratu, a swoimi działaniami konsekwentnie go zraża. Zbyt widoczny pęd do władzy dla samej władzy, wewnętrzne spory, unikanie odpowiedzialności i żonglerka stołkami nie przysparzają popularności i tylko umacniają wiarę w prezesa. Bo tylko on – niczego nie chce, stanowiska go nie obchodzą, splendory także, pracuje i poświęca się wyłącznie dla narodu.
W skali samorządowej jest podobnie. Wprowadzenie wyborów bezpośrednich na wójtów, burmistrzów i prezydentów spowodowało wysyp lokalnych kacyków i watażków, tak naprawdę przez nikogo niekontrolowanych. Są oczywiście samorządy, którym szczęśliwie przewodzą ludzie mądrzy, oddani swoim miastom czy gminom, szanujący mieszkańców i radnych, a czasem nawet obdarzeni wizją i konsekwencją. Bywały też przypadki tak skrajne, że wójt gminą zarządzał zza krat i większości mieszkańcom to wcale nie przeszkadzało. Ten rodzaj rządów i karier świetnie uchwycili realizatorzy Rancza w osobie wójta Pawła Kozioła, później senatora. Wilkowyj jest w kraju znacznie więcej, scenariusz „Bigda idzie” też się ziścił, a Nikodemów Dyzmów nie zliczysz.
Zdarza się też coś pośredniego, takiego ni pies, ni wydra. Na podobieństwo arbuza, jak w czasach komuny określano ZSL – na zewnątrz zielony, w środku czerwony. To taki twardy autokratyzm ukryty pod skorupką demokracji. Im twardszy, tym efekt bardziej tragikomiczny. To akurat niestety widać też w naszym mieście.
Najbliższy przykład – pogotowie socjalne. Część radnych w rozmowach prywatnych przyznawała, że nie chcieli uchwalać jego likwidacji w tak nagłym trybie, ale…. Gdy wojewoda podjętą uchwałę zakwestionował, prezydent przypomniał jedynie, że przecież to nie on likwiduje pogotowie, tylko radni. W sumie prawda, więc reakcji nie było.
Wielokrotnie podobne odpowiedzi padały na pytania dotyczące budżetu miasta – to nie prezydent, to radni tak decydują. To, że radni nieporadni nie potrafią sami uzgodnić i wprowadzić zmian w proponowanym przez prezydenta budżecie – to fakt. Sami są sobie winni, że mogą najwyżej grzecznie o jakieś duperele poprosić, o czym potem radośnie informują mieszkańców. Za to na ostatniej komisji finansowo-budżetowej i komisji zdrowia mistrzostwo świata osiągnęli wiceprezydent Nowak Janusz z sekretarzem Arturem Zielińskim, wyprowadzając z równowagi radną Halinę Sałatę. A to już wyższa sztuka, bowiem udało im się osobę wyjątkowo taktowną, ugodową i spokojną zamienić w walczącą tygrysicę. Na zadane przez siebie rozsądne pytania usłyszała bowiem odpowiedzi, że to przecież radni wydatki budżetowe ustalają, więc wiedzą, na co, a do płac w miejskich jednostkach niech się nie wtrąca, bo to nie jej sprawa i nie posiada kompetencji.
Prezydent zapowiedział brak 50 mln w budżecie i planowane zwiększenie zadłużenia, ale nie zainteresowało to ani komisji gospodarki, ani finansowo-budżetowej. Radni koalicyjni KO-KW WW zagłosują i tak jednomyślnie, jak im autorytet nakaże, więc zasadniczo nie wiadomo, po co tylu ich tam przychodzi. Wystarczyłby jeden z głosami pozostałych. Jeden KW WW-KO, jeden niezależny Tołwiński, i trzy głosy Prawica – bo oni różnie (Opaczewski – pistolet z Porozumienia – jeden, Fedorczyk – okrakiem na barykadzie – drugi i pozostali – trzeci). Pięciu radnych, mniej gadania, więcej pieniędzy w budżecie, reszta do domu. Pierwsze oszczędności są. A i twarz przy tym można zachować, bo podporządkowywanie wszystkiego wojnie z PIS-em staje się trudne do zaakceptowania. Tak jak obrzydliwa jest nagonka na ministra Szumowskiego i jego rodzinę prowadzona przez świętoszków, którzy niedawno rozdzierali szaty nad brukaniem marszałka Grodzkiego.
Szkoda, że tak się dzieje, kiedy PO ma szansę powalczyć o prezydenturę kraju. Chociaż chyba powinna popracować nad sklonowaniem Trzaskowskiego, bo ten w pojedynkę wszystkiego nie ogarnie. Warszawę ratował, teraz Polskę, dalej UE? Rafał Trzaskowski niewątpliwie jest dobrym kandydatem, ale niesmak po rozstaniu PO z poprzednią kandydatką pozostał. Wybitne osiągnięcia tej partii na lokalnym forum, jak zdobycie stanowiska w ratuszu za pełne podporządkowanie się interesom PSL, popularności i zaufania Platformie też nie przysparzają. A jeżeli radni KO milcząc zgodzą się na obniżenie najniższych pensji elbląskiej administracji oświatowej, twarzy już nie odzyskają. Nigdy.
Nic jednak nie trwa wiecznie. Jak dosadnie ujął to Gandhi „patrząc na historię świata widzimy, iż tyrani, jakkolwiek okrutni i bezmyślni, zawsze w końcu upadają. Zawsze”. Można im w tym czasami pomóc, chociażby artykułując swoje zdanie i swoją odrębność. Podporządkowaniem tylko się ich hoduje, utwierdza i umacnia. A potem tragedia i tłumaczenie: bo ja nie wiedziałem. To pora się rozejrzeć i dowiedzieć. Zanim będzie za późno. Powiada się co prawda, że miasta, osiągając pewną wielkość, stają się niejako nieśmiertelne. Elbląg tej wielkości nie osiągnął i już wiadomo, że nie osiągnie. Nie jest nieśmiertelny. Może zginąć.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS