SZLAKIEM PRZEMYSKICH NIEDŹWIADKÓW. Materiał przygotowany dla mediów.
Prowadzicie z żoną Anią największą firmę branży motoryzacyjnej w Przemyślu i jedną z największych na Podkarpaciu. W którym roku rozpoczęliście działalność gospodarczą?
– W 1987. Początkowo nie była to firma motoryzacyjna, lecz cukiernia z lodami włoskimi.
W tym małym lokalu przy dawnym przemyskim Polmozbycie?
– Tak, przy Zana 3. Przez jakiś czas mieliśmy równocześnie sklep przy Grunwaldzkiej i na Bohaterów Getta, a główną siedzibę firmy przy Mickiewicza 65 w Przemyślu wybudowaliśmy w 2001.
Dlaczego zdecydowaliście się na zmianę branży?
– Lody to był niewypał z dużymi stratami, ale z pierwszym doświadczeniem biznesowym. Szybko zorientowaliśmy się z Anią, że jednak cukierników z nas nie będzie i w 1991 założyliśmy Auto-Moto, po roku lub dwóch powstał Auto- Fan. Stąd hasło reklamowe AutoMotoFan – napędzamy najlepszych.
Czyli okręt flagowy Waszego biznesu.
– Tak. Zaczynaliśmy od firmy rodzinnej. Obecnie zatrudniamy 61 osób w Przemyślu i naszych oddziałach w Lubaczowie, Narolu, Radymnie. Zajmujemy się głównie sprzedażą hurtową, detaliczną części motoryzacyjnych, serwisem i obsługą serwisów. Naszymi kontrahentami są największe firmy polskie i światowe branży motoryzacyjnej, takie jak chociażby Castrol, Moto-Profil, Jenox Bosch, Valvoline , Goodyear.
Skąd pomysł na taką właśnie branżę?
– Osoba, od której wynajmowaliśmy lokal, gdy dowiedziała się, że rezygnujemy z lodów włoskich, rzuciła pomysł: a może sklep motoryzacyjny? Pomysł podjąłem, nie mając żadnego doświadczenia w tej branży, dysponując bardzo małym kapitałem. Zacząłem od części do takich marek, jak Fiat 125 p, Poloneza, „,maluch” i Łada, a w niedługim czasie sprzedawałem już części do Polmozbytu w Rzeszowie.
Przypomnijmy młodszemu czytelnikowi, co kryje się za słowem „łada”?
– W latach siedemdziesiątych i w początkach lat osiemdziesiątych był to bardzo popularny samochód produkowany w ZSRR. I co zaskakujące, jak na tamte czasy, całkiem dobry.
Od ładnych kilku lat obserwuję Twoje działania biznesowe. Zawsze stawiasz sobie najwyższe cele. Jesteś człowiekiem, który nie lubi kompromisowych rozwiązań. Czy to warunek sukcesu firmy?
– Praca z ludźmi, klientami wymusza czasami kompromis, ale staram się, aby moja główna strategia, którą obrałem kilkadziesiąt lat temu, się nie zmieniała. Wiarygodność, rzetelność, uczciwość i lojalność wobec klientów. Być może to okazało się warunkiem sukcesu. Ale bez naszych pracowników – byłych i obecnych – nie osiągnąłbym go.
Jakim jesteś szefem? Zarządzasz firmą twardą ręką, jednoosobowo, czy raczej delegujesz obowiązki na osoby odpowiedzialne za poszczególne działy twojej firmy?
– (długie milczenie) Trudne pytanie. Znasz mnie. Jestem człowiekiem energicznym, czasami wybuchowym. Lubię działać na kilku polach biznesowych jednocześnie. Początkowo rzeczywiście zdecydowaną większość decyzji podejmowałem sam lub po konsultacji z Anią. Dynamiczny rozwój firmy wymusił na mnie jednak zmianę podejścia. Zarządzanie dużą firmą jednoosobowo jest bardzo trudne, w praktyce niemożliwe. Czy zarządzam twardą ręką? Myślę, że nie. W swoich decyzjach biznesowych jestem konsekwentny. Efekty konsekwencji przychodzą po pewnym czasie. Jeżeli są korzystne dla firmy, to nie tylko dla właścicieli, ale przede wszystkim dla naszych pracowników. Czy deleguję obowiązki? Od trzech lat jest z nami dyrektor operacyjny. Bardzo dużo wniósł do firmy.
Przed podjęciem kluczowych decyzji kierujesz się chłodną kalkulacją, czy stawiasz na biznesowy instynkt, wyczucie chwili?
– Kalkulacja, owszem, ale w 80 procentach biznesowy instynkt.
Czy po czterdziestu latach prowadzenia biznesu wspominasz jakieś najważniejsze wydarzenie w historii firmy?
– Na pewno budowa nowej siedziby, przejście w sprzedaży z części do samochodów krajowych i marki “Łada” na części do samochodów zachodnich. Otworzył się potężny rynek. To w tym okresie nastąpił bardzo dynamiczny rozwój naszej firmy. I niestety trudnym momentem w historii Moto-Fana był nieszczęsny pożar nowej siedziby w 2011.
Jak poradziłeś sobie mentalnie w tamtych chwilach?
– (długie milczenie). Oczywiście, jak każdy, przejmuję się różnymi przykrymi wydarzeniami, ale jednocześnie szybko staram się je wypierać. W tamtym okresie miałem możliwość dość szybko się podnieść. Kontrahenci okazali się wyrozumiali. Po dwóch miesiącach spaloną część oddałem do użytku. Niej bałem się o finanse. Bardziej o to, że odejdą klienci. Lamentowanie i stagnacja w takich chwilach nie pomagają.
Bardzo mocno zaangażowałeś swoją firmę w pomoc uchodźcom po wybuchu wojny w Ukrainie. Uruchomiłeś na terenie swojej firmy miejsca noclegowe. Dlaczego zdecydowałeś się na taki gest solidarności?
– Było zimno, a ludzie stali na dworcu.
Biorąc pod uwagę wszystkie przeszkody biznesowe, które musiałeś pokonać, to jednak odniosłeś sukces, sukces w regionie, który uchodzi za Polskę B. Więc można. Czy masz jakąś złotą radę dla młodych ludzi, którzy chcą związać swoją przyszłość z tym terenem?
– Każdy na swój sposób sam musi znaleźć swoją drogę i w życiu, i w biznesie. Nie ma innej możliwości. A co bym sugerował? Na rynku dramatycznie brakuje fachowców. Wszędzie. W dużych czy małych miejscowościach. W każdej branży. Może to jest droga dla młodych ludzi?
Przez wiele lat Życie Podkarpackie organizowało wydarzenia charytatywne dla dzieci potrzebujących wsparcia materialnego. Nigdy nie odmówiłeś pomocy. Wpierasz różne instytucje charytatywne, kulturalne, stowarzyszenia, konkretne osoby, rodziny, kluby sportowe. Skąd u Ciebie taka otwartość na innych?
– Lubię sport, kiedyś uprawiałem piłkę nożną. Widzę, z jakim problemem zmaga się przemyski sport, więc zaangażowałem się. Jeżeli chodzi o pomoc charytatywną. Ponoć jedną dziesiątą trzeba oddać potrzebującym. Gdzieś o tym jest napisane w Biblii.
Podobno jesteś królem parkietu podczas spotkań towarzyskich. Jak oceniasz swoje umiejętności taneczne?
– Zacznijmy od obiektywnej oceny mojej żony: „Ty tańczyć nie umiesz, dlatego ja cię muszę prowadzić”. Ja się z taką opinią Ani zdecydowanie się nie zgadzam.
Rzadko widywałem Cię – jak by to powiedzieć oględnie –wkurzonym –ale bardzo często widziałem Cię w bardzo pogodnym nastroju. Z uśmiechem od ucha do ucha.? Masz jakiś patent na dobry humor?
– Zły humor i negatywne nastawienie bardzo człowieka dołują i wyniszczają. Nie wszystko w życiu idzie tak, jak byśmy chcieli. Każdy dzień rodzi problemy, które trzeba rozwiązywać. Zamykanie się, bycie człowiekiem pochmurnym nic nie daje. U mnie to nie jest pozór. Jestem człowiekiem uśmiechniętym i otwartym.
O czym marzy Robert Żero?
– Moje marzenia dotyczą rodziny. W życiu ważne jest zdrowie własne, zdrowie i szczęście w rodzinie. Firma sobie poradzi.
Kim chciałbyś być, gdybyś nie był tym, kim jesteś?
– Chcę dalej poznawać świat – podróżnikiem.
Rozmawiał Artur Wilgucki
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS