O prawdziwym drogowym cudzie mówić można w kontekście “kolizji”, jaka wydarzyła się 1 sierpnia nieopodal Nowego Miasta nad Wagiem na Słowacji. Hyundai i30 uderzył w przydrożne drzewo i rozpadł się na dwie części. Przód pojazdu – po kilku piruetach w powietrzu – zatrzymał się kilkadziesiąt metrów od tyłu auta. Sam kierowca wyszedł z samochodu bez większych obrażeń.
Takiego popisu kaskaderskiego nie powstydziliby się twórcy kinowych hitów pokroju Mission Impossible czy przygód Jamesa Bonda. Koziołkujące auto rozrywa się na strzępy, a główny bohater wychodzi z tego jedynie z rozwichrzonymi włosami..
Takie właśnie sceny rozegrały się we wtorek w okolicach słowackiego Nowego Miasta nad Wagiem. Nietypowe zdarzenie, które w policyjnych statystykach zakwalifikowane zostało jako kolizja, miało miejsce 1 sierpnia około godziny 16.
Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że kierowca nie dostosował prędkości do warunków i na łuku drogi stracił panowanie nad pojazdem. Prędkość – istotnie – musiała być imponująca, bo tył pojazdu zatrzymał się na przydrożnym drzewie, a reszta auta, wraz z kierowcą – koziołkując – pokonała jeszcze kilkadziesiąt metrów
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS