Sony “zrobiło swojego Mario” i zrobiło go co najmniej tak dobrze, jak Nintendo – takie podsumowanie cisnęło mi się na usta po kilku godzinach spędzonych z Astro Botem.
Gdy Team Asobi na długo przed premierą wypowiadało się w superlatywach o Astro Bocie i na każdym kroku starało się podkręcić atmosferę, myślałem sobie, że to czcze przechwałki. Nie sądziłem, że rozwinięcie gry, która była “jedynie” technologiczną demonstracją możliwości kontrolera DualSense (Astro’s Playroom), może okazać się przebojem. Ale się myliłem. Astro Bot to platformówka, która od pierwszej chwili wywołuje uśmiech, który nie schodzi z twarzy przez całą rozgrywkę. To przyjemność w najczystszej, nieskażonej niczym postaci.
Astro Bot to niesamowita podróż w świat pełen kolorowych, zaskakujących poziomów, które zachwycają pomysłowością i wciągają na całe wieczory. Gra łączy w sobie wiele elementów, które pokochaliśmy w platformówkach, ale dodaje do tego coś od siebie – ogromny ładunek nostalgii związanej z marką PlayStation. To hołd dla wszystkich poprzednich konsol Sony oraz gier, które definiowały dzieciństwo wielu graczy (między innymi moje). Jeśli dorastałeś z DualShockiem w ręku, zrobi ci się ciepło na widok znajomych twarzy i miejsc.
Astro Bot to ekscytująca wyprawa, podczas której za każdym rogiem czeka na ciebie nowa atrakcja. Każdy poziom jest zupełnie inny i nie pozwala nudzić się nawet przez chwilę. Gra w wyjątkowo pomysłowy sposób wykorzystuje możliwości PlayStation 5. Kontroler DualSense jest tu jak dodatkowa warstwa komunikacji z grą. Kiedy pada deszcz, czujesz lekkie wibracje w dłoniach, a gdy Astro używa swoich specjalnych rękawic do huśtania, wyraźnie czujesz opór na spustach kontrolera. Grę dosłownie czuć w rękach.
Ale wróćmy do samej rozgrywki. Twórcy skrupulatnie zaprojektowali każdy etap i wypchali go po brzegi detalami, które bawią i cieszą oko. Gdziekolwiek się nie udamy, czujemy atmosferę przygody i doceniamy pomysłowość twórców. Każdy poziom skrywa mnóstwo sekretów, a te najtrudniejsze ukryto w sposób, który nagradza nas za cierpliwość i chęć eksploracji. Twórcy przygotowali także wiele dodatkowych etapów, które odblokowujesz, zbierając ukryte elementy na każdym z poziomów. Z jednej strony mamy poczucie swobody, a z drugiej czujemy, że warto wracać w odwiedzone już wcześniej miejsca.
Gra wprowadza też stale nowe umiejętności dla Astro, które dają nam więcej możliwości, ale też zmuszają do coraz intensywniejszego kombinowania. W wielu miejscach widzimy pomysły ze wspomnianego Astro’s Playroom, ale oczywiście rozwinięte i/lub wzbogacone o nowe elementy. Jest więc nieco podobnie, ale o wtórności nie ma mowy. Astro Bot wręcz tętni pomysłami.
Nie można też zapomnieć o przeciwnikach, z którymi przyjdzie się zmierzyć. Na początku wydaje się, że są dość standardowi – ot, skaczesz, uderzasz, unikasz. Ale z czasem pojawiają się coraz bardziej kreatywne wyzwania. Przeciwnicy zaczynają się maskować, używać ciekawych mechanik, a każdy kolejny boss to osobna, przemyślana walka, której nie da się przejść na autopilocie.
Astro Bot ma poczucie humoru i dystans do samego siebie. Znajdziesz tu mnóstwo zabawnych odniesień do innych gier Sony. Przykładowo w jednej z lokacji spotykasz Kratosa, który pomaga ci przebrnąć przez śnieżne poziomy. Ale jest też masa mniejszych, bardziej subtelnych nawiązań, jak chociażby małe cameo postaci z Ape Escape. Oczywiście spotykamy też wiele innych postaci z exclusive’ów z innych, takich jak Solid Snake (Metal Gear Solid), Ratchet (Ratchet & Clank), Leon Kennedy (Resident Evil), a nawet… Pyramid Head z Silent Hilla. Wszystkich cameo jest w sumie 17 … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS