Dzik jest dziki, dzik jest zły, dzik ma bardzo ostre kły… Kto spotyka w lesie dzika, ten na drzewo zaraz zmyka. Dzik na którego ja natrafiłem 3 dni temu w lesie przestraszyć nikogo nie mógł, ponieważ… po prostu nie żył. Sądząc po rozmiarach, zwierzę, dosyć młode, leżało przy jednym z leśnych duktów. Powiat tomaszowski znalazł się niedawno w żółtej strefie zagrożenia ASF, ponadto w pobliskiej Dąbrowie znajduje się hodowla trzody chlewnej, konieczność uprzątnięcia i zbadania padliny wydawała się więc oczywista… Okazuje się jednak, że nie dla każdego
Pierwszy telefon wykonałem do tomaszowskiej Straży Miejskiej. Kilka razy w podobnych sprawach już mi pomagali. Tutaj jednak pojawił się problem. Teren należy nie tylko dl Lasów Państwowych ale znajduje się także w obrębie gminy Tomaszów. Mimo to, uczynny Strażnik skierował mnie do dyżurnego tomaszowskiej komendy powiatowej policji.
Sam również do niego zatelefonowałem, ale… wcale nie jest to takie proste. Dotychczasowy numer 7261000 jest już nieaktualny, więc nie pozostawało nic innego jak skorzystać z alarmowego 112. Operator numeru chyba pierwszy raz miał do czynienia z podobną sytuacją, więc nie zwlekając podał mi numer bezpośrednio do Tomaszowa.
Porozmawiałem z dyżurnym, który jak się trafnie ocenił potencjalne zagrożenie epidemiczne i obiecał, że zgłosi problem do Nadleśnictwa Smardzewice. Oddzwonił też do mnie po kilkunastu minutach z informacją, że mój numer telefonu przekazał leśnikom, bym mógł wskazać im dokładne miejsce, w którym dzik się znajdował. Do końca dnia nikt się ni odezwał. Kolejny dzień to święto, więc pewnie i leśnicy świętowali, ale dzisiaj zacząłem się niepokoić, że ktoś temat zlekceważył.
Postanowiłem więc osobiście zatelefonować do Nadleśnictwa Smardzewice. Faktycznie, zainteresowania martwym zwierzęciem jakiegoś specjalnego nie wyczułem. Za to Pan, z którym rozmawiałem zaczął mnie odsyłać do koła łowieckiego “Niebieskie Źródła”, które dzierżawi na potrzeby łowieckie tę część lasu. No do jasnej…. cholery.
Zapytałem więc, czy nie lepiej może zgłosić do Powiatowego Lekarza Weterynarii. Usłyszałem, “że może i lepiej”.
Wykonałem więc kolejny telefon. Tym razem sympatyczna Pani zapisała sobie mój numer telefonu i obiecała, że jak tylko któryś z weterynarzy wróci “z terenu” zaraz się do mnie odezwie. I tak się faktycznie stało. Po około godzinie zadzwonił Pan, z którym umówiłem się w lesie. Obejrzał dzika, stwierdził, że leży tu już zapewne ponad tydzień, że weźmie próbki do analizy i uprzątnie truchło.
Przy okazji dowiedziałem się, że ktoś będzie musiał za tę usługę zapłacić i że będę to najprawdopodobniej ja, bo to ja zachowałem się w sposób niesfornie obywatelski i wykonałem zgłoszenie. W sumie mnie to za bardzo nie zniechęci. Trudno, trzeba będzie pójdę do Sądu. Tylko, że jeśli faktycznie taki proceder się u nas praktykuje, to coś chyba stoi tutaj na głowie.
To taka mała “rodzajowa” scenka, ale pokazuje ona doskonale jak papierowym państwem jest Polska. Walkę z ASF wojewoda Bocheński toczy poprzez wydawanie papierowych zarządzeń i wygradzanie metalowymi siatkami lasów. Kiedy trzeba podjąć interwencję, Nadleśnictwo, które gospodaruje lasami w imieniu Skarbu Państwa, nie jest w stanie samodzielnie wykonać prostych działań w postaci telefonu do osoby właściwej do konkretnej interwencji.
Obywatel odbija się od biurokratycznych murów i zaczyna zastanawiać się czy może w życiu rzeczywiście lepiej jest nie mówić, nie widzieć, nie słyszeć
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS