Dość zawstydzających rzeczy dokonywali w Gdyni gospodarze meczu. Już w otwierających spotkanie 10 minutach popełnili dziewięć strat. Uznali najwyraźniej, że w żmudnej koszykówce nie mają z mistrzami Polski szans, i zaryzykowali. Ich statystyki po pierwszej kwarcie były dziwne: 6/7 za trzy i żadnego trafienia za dwa przy tylko jednej oddanej próbie. W meczu piłkę stracili 23 razy, wielokrotnie w bardzo głupi sposób. Ale dopóki „siedziało” zza łuku, dopóty grali z Zastalem na styku. Na koniec pierwszej kwarty przegrywali minimalnie 20:21. Grało im się przyjemniej, bo na ławce odpoczywał podstawowy zielonogórski środkowy Geoffrey Groselle (drobny uraz, mógłby grać, ale nie było konieczności – Zastal ma pewny awans do play-off z pierwszej pozycji), za którego wyszedł Krzysztof Sulima. „Żubr” bardzo się stara, ale często nie nadąża.
Widać, że zastalowcy formują się jeszcze jako zespół. W pierwszej fazie miewali problem z uporządkowaniem gry, ale tu bezcenny obok Łukasza Koszarka i całkiem dobrze radzącego sobie Skylera Bowlina (13 pkt, trzy asysty) był Nikos Pappas, który zgodnie z naszymi przewidywaniami wiele czasu grał na piłce jako kreator. Grek rozumieniem gry, sposobem poruszania się po boisku – z piłką i bez piłki – jest po prostu w innej lidze. Czasem czuje się aż zbyt pewnie, z czego wynikają potem kłopoty, ale grę potrafi zrobić z niczego. Dzisiaj zapisał na koncie 18 pkt (9/10 z linii wolnych), pięć asyst, cztery przechwyty.
To właśnie Pappas pociągnął Zastal w drugiej kwarcie. Odjechać poważnie się nie udało, ale gospodarzom spadła skuteczność i na koniec pierwszej połowy wynik brzmiał 48:40 dla Zastalu. Do tego momentu obrona zielonogórzan fragmentami wyglądała naprawdę kiepsko. Owszem, gracze wpasowują się jeszcze do systemu, ale z pewnymi rzeczami musimy się pogodzić: Pappas, Brembly czy Koszarek szybsi na nogach już nie będą. Bowlin to pracuś, ma dobry wpływ na całą drużynę, ale defensywnie poziomu Iffego Lundberga, Marcela Ponitki czy obecnego nadal Krisa Richarda nie sięgnie. Bozia nie dała warunków.
To właśnie obrona będzie największym zmartwieniem zielonogórskiego klubu w finałowej fazie bieżącego sezonu. Do sprawy trzeba podejść jednak wyrozumiale. Trener zbudował doskonały skład, który rozmontowano mu w środku sezonu. Odeszły filary, nie zastąpisz ich ot tak.
W ataku będzie dobrze. Jest wielu doświadczonych graczy, świetny kreator Pappas, obok niego mnóstwo strzelców, klasowy center i paru cennych zmienników. Przekonała się o tym Arka, która po siedmiu minutach trzeciej kwarty przegrywała już 52:70. A potem było jak zawsze. Zastal cisnął do końca, rywale zwiesili głowy.
Bardzo dobry występ zaliczył Filip Put (15 pkt), na deskach znów fantastyczny był Janis Berzins (15 pkt i siedem zbiórek w ataku!), dobrą formę potwierdził Łukasz Koszarek (12 pkt, cztery asysty). Oczy zielonogórskich kibiców skierowane były jednak na Davida Brembly’ego. My powiedzielibyśmy, że to taki zawodnik, który po trochu potrafi wszystko, ale w niczym specjalnie się nie wyróżnia. Martwi, że nie może wstrzelić się z dystansu, ale pokazał kilka niezłych penetracji w kierunku kosza i być może to jest droga, którą powinien podążać.
Enea Zastal już w piątek podejmuje u siebie Anwil Włocławek. Mecz rozpocznie się o godz. 17.35.
ASSECO ARKA GDYNIA 76:104 ENEA ZASTAL BC ZIELONA GÓRA
Kwarty: 20:21 | 20:27 | 15:28 | 21:28.
ARKA: Wadowski 1, Vragović 5 (1), Wołoszyn 13 (2), Dylewicz 10 (1), Hrycaniuk 1 oraz Kobel 13 (2), Witliński 13, Malczyk 8 (2), Kołodziej 7 (1), Kaszowski 5 (1).
ZASTAL: Bowlin 13 (2), Richard 11 (3), Brembly 6, Berzins 15 (1), Sulima 8 oraz Koszarek 12 (2), Pappas 18 (1), Put 15 (2), Freimanis 6 (2).
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS