Sięgając po „Zaskocz, zabij, zniknij”, myślałem, że będzie to jedna z kolejnych książek o siłach specjalnych, akcjach poza liniami wroga, przesadzonym amerykańskim bohaterstwie, wytrwałości żołnierzy na morderczych treningach. Przyznam: nie czytałem zapowiedzi, zaufałem tytułowi. I – na całe szczęście – się zdziwiłem. Mimo że nie zabrakło niemal wszystkich tych aspektów, okazało się, że jest w książce wartość dodana.
Publikację podzielono na cztery zasadnicze części poprzedzone prologiem i zakończone epilogiem. Każda z części skupia się na ściśle określonych operacjach specjalnych prowadzonych na całym świecie, każda z nich traktuje o czymś innym, ale wszystkie opowiadają o tak zwanej trzeciej drodze, czyli akcji sił paramilitarnych w przypadku, gdy zawiedzie dyplomacja. Jacobsen ukazuje nie tylko działania na miejscu, w bezpośrednim starciu z przeciwnikiem, ale także cały proces decyzyjny prowadzący do uzyskania błogosławieństwa amerykańskiego prezydenta.
Istotny wpływ na powołanie do życia Wydziału Operacji Specjalnych wraz z ulokowaną w jego strukturze Sekcją Lądową miało istnienie poprzednika Centralnej Agencji Wywiadowczej – Biura Służb Strategicznych, a szczególnie jego Oddziału Operacji Specjalnych. Był to korpus walki partyzanckiej, którego zadaniem było zabijanie nazistów i prowadzenie operacji sabotażowych w celu obalenia Trzeciej Rzeszy. Dewizą tej jednostki było: „Zaskocz, zabij, zniknij”, co również stało się wyznacznikiem działań operatorów CIA.
Zorganizowana likwidacja niewygodnych ludzi sięga prezydentury Dwighta Eisenhowera. Decyzje w tym przedmiocie zapadały podczas debat jego doradców w ramach Komisji Zmian Zdrowotnych (Health Alteration Committee), a jednocześnie sposób w jaki przeprowadzano zabójstwa miał pozwolić na zaprzeczenie amerykańskiemu udziałowi. Od prób likwidacji przeciwników politycznych nie cofnął się John F. Kennedy, ale w tym przypadku stały się one bronią obosieczną, gdyż sam JFK stał się ofiarą zabójstwa celowanego, za które odpowiedzialnych do tej pory w pełni nie ustalono. W czasie pełnienia przez niego funkcji szefa Białego domu sformalizowane zabijanie nazwano „akcją wykonawczą” (executive action).
Za Ronalda Reagana eliminacja terrorystów, zanim będą zdolni uderzyć, zyskała miano „neutralizacji zapobiegawczej” (pre-emptive neutralization). Najmniej odważnym i najczęściej odmawiającym akcji bezpośrednich wymierzonych w terrorystów był Bill Clinton. Kolejne zmiany i większe zaangażowanie to kadencja George’a W. Busha. Operacje nazywano wówczas „akcją bezpośrednią ze skutkiem śmiertelnym” (lethal direct action). W czasach Baracka Obamy – laureata Pokojowej Nagrody Nobla – zabijanie określano mianem „zabójstwa celowanego” (targeted killing). W sprzeczności stały ze sobą przemówienie w Sztokholmie i podejmowane decyzje odnośnie do tak krytykowanego poprzednika na stanowisku. Obama zdecydował o anulowaniu programu przesłuchań rozszerzonych, ale przyspieszył drugi – akcji bezpośrednich, czy to poprzez oddziały paramilitarne czy ataki uzbrojonych dronów.
Zabicie przywódcy lub wpływowej osoby na rozkaz prezydenta jest legalne na mocy działu 50 Kodeksu Stanów Zjednoczonych. Co więcej, Autorka dotyka problemu tak zwanego rozszerzonego prawa każdego narodu do samoobrony, które Amerykanie wyinterpretowali z treści art. 51 Karty Narodów Zjednoczonych. Przygląda się również sprawiedliwej wojnie, czyli moralnie usprawiedliwionym działaniom wojennym w celu obrony integralności i suwerenności.
Szerokie ujęcie tematu było możliwe dzięki wysiłkowi, który Autorka włożyła w poszukiwanie materiału źródłowego, a także spotkaniom z dużą liczbą osób, w tym z agentami bezpośrednio zaangażowanymi w prowadzenie tajnych operacji na różnych kontynentach. Obszerny materiał faktograficzny pozyskała dzięki zapytaniom na podstawie ustawy o dostępie do informacji (Freedom of Information Act) i pracom nad odtajnieniem akt. Pisanie książki ułatwił dostęp do przechowywanych w National Archives tysięcy stron dokumentów CIA, departamentów obrony i stanu oraz innych agencji rządowych.
Do strony redakcyjnej nie można się przyczepić. Dodatkową zaletą jest wplecenie w tekst kilkunastostronicowego wkładu zdjęciowego. Zawiera on nie tylko fotografie przedstawiające osoby uczestniczące w działaniach wywiadowczych, ale także te pozyskane z archiwów kolejnych prezydentów – osób odpowiedzialnych za wydawanie poleceń likwidacji przywódców innych państw i bardziej wpływowych terrorystów.
Książkę czyta się z zapartym tchem. Mogę ją z czystym sumieniem polecić osobom szczególnie zainteresowanym działalnością amerykańskich tajnych służb od drugiej wojny światowej aż do czasów walki z terroryzmem po atakach na World Trade Center oraz wojen w Afganistanie i Iraku. Niewątpliwie jej zaletą jest sięgnięcie do rozmów z osobami, które były zaangażowane w bezpośrednie działania, były na miejscu w wielu rejonach zainteresowania operacyjnego Stanów Zjednoczonych, od Kuby przez Nikaraguę i Wietnam, a na Bliskim Wschodzie kończąc. Czytelnik wykładający dość pokaźną sumę pieniędzy jak za książkę wydaną w miękkiej oprawie nie będzie zawiedziony. Na pewno może liczyć na wartką akcję przy bardzo dokładnym opisie procesu decyzyjnego uruchamiającego agentów tajnych służb.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS