Daniel Czyżewski, Energetyka24.com: Pani koledzy partyjni często powtarzają, że rezolucje PE nie mają żadnego znaczenia. Czemu w przypadku Pani rezolucji ma być inaczej?
Anna Zalewska, europoseł PiS: Rezolucje nie mają znaczenia prawnego. Nie są od razu do zastosowania, natomiast mobilizują i zobowiązują Komisję do działań. Komisja wydaje różnego rodzaju decyzje, najczęściej w porozumieniu z Radą Europejską i te działania mogą przełożyć się na konkretny rezultat. W tym momencie chodzi o to, żeby zatrzymać Nord Stream 2. W kuluarach Parlamentu Europejskiego dyskutuje się na ten temat, że Nord Stream 2 powinien być zatrzymany.
Zresztą bywały już rezolucje na temat samej Rosji gdzie też wspominano o Nord Stream 2…
Ale miały one jakieś realne konsekwencje?
Nie, dlatego że to był dodatek do rezolucji na różnego rodzaju tematy. W związku z tym, że mamy taką a nie inną sytuację w sensie zagrożenia na granicy polsko-biąłoruskiej a w dodatku szalejące ceny gazu i przykręcanie kurka z tym surowcem, tak było choćby w ubiegły piątek, kiedy przesył do Europy spadł o 40%. W Niemczech nie mają zapasów, więc zrobiło się nerwowo.
Wydaje się, że to może być jedyna i ostatnia okazja żeby poświęcić rezolucję tylko i wyłącznie budowie Nord Stream 2. W kontekście tego, że oni nie dostali certyfikacji, Niemcy jednak nie dali certyfikatu, wstrzymali proces, ponieważ zgodnie z dyrektywą gazową wydobycie, przesył i dystrybucją muszą być od siebie niezależne. W dodatku ta spółka, która będzie odpowiedzialna za niemiecki odcinek gazociągu, powinna być właśnie stamtąd.
Pięć dużych europejskich spółek uczestniczy w tym projekcie, więc zrobią sobie joint venture, które będzie teoretycznie niezależnym operatorem Nord Streamu 2 i sprawa załatwiona.
Właśnie, teoretycznie. Dlatego tak ważne jest, żeby to wybrzmiało. Od kwietnia prosimy jako EKR, aby rezolucja została wprowadzona do porządku obrad. Przewodniczący poszczególnych frakcji, w tym EPP, gdzie szefem jest Donald Tusk, po prostu blokowały tę rezolucję. A ponieważ my już jesteśmy wszyscy na sali, wróciliśmy z obrad zdalnych do normalnego funkcjonowania parlamentu, jest taki zapis w regulaminie, że grupa posłów przed rozpoczęciem uchwalaniem porządku posiedzenia zgłasza na Sali wniosek do wpisania do porządku posiedzenia. Ja po prostu z tego chcę skorzystać, nie ukrywam, że ważne jest jak w tej sprawie zagłosują Polacy, ponieważ też o tym mówią, też wspierają pomysł, żeby zablokować Nord Stream 2.
EPP blokowała rezolucję ws. Nord Streamu?
Tak. EPP i socjaliści.
Wspomniała Pani o cenach gazu. Po informacji o wstrzymaniu certyfikacji Nord Stream 2 automatycznie ceny gazu na rynkach w Europie wzrosły o dwucyfrowe wartości procentowo i przekroczyła 100 euro/MWh (17 listopada – przyp.red.). W pewnym sensie udało się Putinowi powiązać Nord Stream 2 i kwestię jego uruchomienia z tymi cenami. Europa ma niedobór gazu, więc na informacje o wstrzymaniu Nord Streamu 2 rynek reaguje tak, że ceny idą drastycznie w górę. Jak z tego pata wyjść?
To nie musi być reakcja na wstrzymanie certyfikacji. Systematycznie przykręcany jest kurek z gazem. To alarm dla UE, która właśnie widzi jak to będzie wyglądało w przyszłości – że Putin będzie miał realny wpływ na politykę Unii Europejskiej. To jest powód wahań. Proszę zauważyć, że po szczycie klimatycznym w Glasgow o 7 euro wzrosły ceny uprawnień do emisji CO2 i doszły do 67 euro.
Wiele było apeli i prób ze strony polskich, europejskich czy amerykańskich polityków w celu zatrzymania Nord Streamu 2, ale czy to nie jest już musztarda po obiedzie, czy nie jest za późno na zatrzymanie gazociągu, który jest przecież gotowy.
Nie jest za późno. Na każdym etapie warto i trzeba przeciwdziałać. Trzeba pokazać jedność Unii i świata, która nie pozwoli na dyktaturę i szantaż Putina.
Czy sytuacja na naszej wschodniej granicy ma związek z Nord Streamem 2, czy to jakaś forma odciągnięcia uwagę czy próby nacisku?
Myślę, że to jeden z wielu powodów. Są trzy powody dla których widzimy duże zaangażowanie Putina. Po pierwsze destabilizacja Unii Europejskiej, zawsze to robił, drugie – destabilizacja NATO, bo przecież 3 kraje zastanawiają się nad powołaniem się na art. 4 Traktatu, który mówi o działaniu wspólnym NATO, jeżeli jest naruszana integralność granic. I oczywiście Gazprom. Tym bardziej, że pewnie wydawało się Putinowi, po spotkaniu z Angelą Merkel, kiedy ona kończyła kadencję , że właściwie sprawa jest już zamknięta. Zresztą Angela Merkel nie kryje, że ona jest zwolennikiem uruchomienia Nord Stream 2.
To prawda, wspierała ten projekt od początku. Widzimy jak wielki wpływ ma Rosja na europejski rynek gazowy i w konsekwencji energetyczny, dostarcza ok. 40% całego konsumowanego w UE gazu. Nawet jeśli bój o Nord Stream 2 ostatecznie zakończy się porażką, to jak w przyszłości uniezależniać Europę w przyszłości od Kremla?
Pan redaktor słusznie zauważył coś, co jest wpisane wręcz w traktaty unijne mówiące o solidarności energetycznej, o dywersyfikacji…
Polska jest dobrym przykładem na to, jak dywersyfikować dostawy gazu.
…o tym, żeby nie być zależnym od jednego dostawcy, ale mało w tym względzie zrobiła. Niemcy, jeśli chodzi o swój miks energetyczny są kompletnie w ślepej uliczce. Do 2022 roku mieli wyłączać elektrownie jądrowe, w ostatni weekend mieli protest przeciw temu w Berlinie. Niemcy próbowały budować z Danią i Austrią taką antynuklearną koalicję, to się nie udało. Postawili an elektrownie wiatrowe, wiatr nie wieje. Sięgają w tej chwili po węgiel, bo muszą zabezpieczyć energetycznie swój własny kraj i rzeczywiście uzależniają się od Rosji, ale to nie jest problem Niemiec, tylko Unii Europejskiej, dlatego że ilość tłoczonego gazu będzie taka, że Niemcy mogą stać się hegemonem, który będzie dyktował ceny gazu w całej Unii Europejskiej. A przy takich niedoborach, przy tak szalejących cenach ETS to jest ogromne zagrożenie dla obywateli krajów UE, którzy sobie nie poradzą z obciążeniami.
Na razie uważam, że trzeba robić wszystko, żeby ten Nord Stream 2 się nie uruchomił. Natomiast trzeba podnieść energetyczny alarm i powinna odbyć się debata na ten temat w PE. Mam nadzieję, że przekonam pana premiera Mateusza Morawieckiego żeby na Radzie Europejskiej podniósł ten temat dlatego że to, co się dzieje na rynku nijak się ma do absolutnie absurdalnych zapisów pakietu Fit for 55.
Ten pakiet będzie jeszcze bardziej pogłębiał kłopoty z energią. Powiem złośliwie, że Fransowi Timmermansowi nie udało się nikogo przekonać do rozwiązań takich jak jakaś globalna forma ETS, bo takie miał ambicje.
Ale w jaki sposób możemy przeprowadzić tę dywersyfikację jak UE, żeby mniej gazu od Rosji czerpać, być mniej zależnym?
Na pewno nie powinniśmy rezygnować z elektrowni jądrowych. To jest kwestia podstawowa dla całej Unii Europejskiej, choć Niemcy też będą mieć kłopot, bo prawdopodobnie dogadywana jest koalicja z Zielonymi a ci są przeciwni atomowi, ale też są przeciwko Nord Streamowi 2. To jedna z niewielu rzeczy, która nas łączy z niemieckimi Zielonymi. Trzeba zastanowić się, czy aby na pewno wycofujemy się z węgla. Cały świat teraz kupuje węgiel.
Powinniśmy robić również wszystko, żeby wychwytywać dwutlenek węgla. Na COP26 odbyłam wiele spotkań z różnymi firmami, które mają technologię wychwytywania CO2…
Ale na szerszą skalę tego nie ma jeszcze.
To nowa technologia. Dyskutowano o tym na COP26, ale nie wprowadzono do konkluzji. Pojawiły się tylko pochłaniacze naturalne. UE podchodzi do wychwytywania z dystansem, dlatego że woli swoje technologie sprzedawać, np. elektrownie wiatrowe. Niemniej wychwytywanie CO2 wydaje się bardzo obiecujące.
Odbyła się też rozmowa nt. skumulowanych emisji od 1850 roku. W Europie są to oczywiście Niemcy.
W skali świata bodaj liderem są Stany Zjednoczone.
Tak, jest też Rosja w czołówce. Wedle zestawienia, na 16. miejscu jest Polska, co mnie zdziwiło, bo od 1850 roku, my byliśmy niepodlegli tylko przez chwilę, na naszym terenie inwestowały i emitowały Niemcy i Rosja. Na COP26 nie udało się przeprowadzić takiej dyskusji, ma się odbyć na następnym, ale wniosek był taki, że ci którzy byli największymi emitentami, najwięcej zaszkodzili, nie mogą wymagać od całego świata, żeby wszyscy po równo ponosili taką samą odpowiedzialność. Po raz pierwszy w dyskusji pojawiły się odszkodowania. Te państwa, które historycznie najwięcej wyemitowały, były najbardziej zobowiązane realizować swoje obowiązki w zakresie dekarbonizacji i jednocześnie wspierać kraje rozwijające się, które nie mają na to pieniędzy.
Indie powiedziały, że potrzebują absolutnie absurdalnych kwot a Chińczycy mówili w kuluarach do eurodeputowanych, bo pojechaliśmy tam delegacją, że „przecież to wy przenieśliście swoją produkcję do Chin, a dodatkowo po pandemii zwiększacie zamówienia dwa, trzy razy”.
Jesteśmy w historycznym momencie jeśli chodzi o bezpieczeństwo energetyczne, dywersyfikację, zmiany w miksach energetycznych. Energia odnawialna – tak, ale w takim reżimie szacunku do człowieka, bo np. w Niemczech pojawiają się zapisy podobne do naszej ustawy 10H. Rynek elektrowni wiatrowych ma też kłopot z produkcją, która jest bardzo emisyjna.
No tak, ale nasza ustawa odległościowa należy do jednej z trzech najbardziej restrykcyjnych w UE i zatrzymała rozwój tej gałęzi OZE. Były pomysły na liberalizację, które na razie nie weszły w życie.
Jestem przeciwniczką liberalizacji. Jak Pan dobrze wie to ja odpowiadam za tę ustawę odległościową. Z prostego powodu – ponad milion obywateli wypowiedziało się na ten temat. Przez 6 lat odwiedziłam właściwie większość powiatów w Polsce i nie może być tak, że elektrownia o mocy 2,5 megawatów staje 500 m od domu. I mówią to zarówno tradycyjni mieszkańcy wsi, jak i młodzi, którzy wyprowadzają się z miast po to, żeby mieć określony krajobraz i żyć w spokoju. Polska wieś nie może stać się miejscem, gdzie będziemy stawiać tylko panele fotowoltaiczne i elektrownie wiatrowe, bo ktoś musi produkować żywność.
Tylko w projekcie liberalizacji za którym stała była minister rozwoju Jadwiga Emilewicz podejście było raczej ostrożne – aby to gmina i lokalna społeczność decydowała czy odległość mniejsza niż 10H, czyli zwykle ok. 1,5 km, jest dopuszczalna. Czy to nie jest kompromisowe rozwiązanie?
Tak samo było przed liberalizacją, mieliśmy absolutną patologię dlatego że mieszkańcy dowiadywali się o glosowaniu swoich radnych prawie w momencie rozpoczęcia budowy. To byłby powrót do tych patologii, które były wcześniej. To nie jest rozwiązanie. Wystarczy, że wójt, burmistrz dogada się z inwestorem, ma swoją większość, która przegłosuje zmiany i mamy taką sytuację jak przed tymi rozwiązaniami.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS