Patrzę w lustro i sama z siebie się śmieję, że dekadę temu słowa „architektka” nie było w moim leksykonie słów użytecznych, a teraz sformułowanie „pani architekt” brzmi w mych ustach, jakbym żuła kawałek drewna. Jeszcze jakiś czas temu „gościni” stanowiła dla wielu podejrzany twór, „reżyserka” – było to jeno pomieszczenie w teatrze, „pilotka” mogła znajdować się tylko na głowie pilota (swoją drogą, jeśli po przeczytaniu powyższych słów coś się komuś jakoś bezecnie skojarzyło, to znaczy, że feminatywy radzą sobie coraz lepiej!).
Potem pomyślałam jednak: o nie, napiszę tu tekst o żeńskich końcówkach, a redakcja nie będzie mogła nadążyć z kasowaniem hejterskich postów o mordowaniu polszczyzny, o feministycznej ofensywie. Bo to właśnie coraz większe sukcesy feminatywów budzą tak potężny opór. Gdyby chirurżki, marszałkinie, psycholożki nie wchodziły nam coraz bardziej w krew, konserwatywni obrońcy wyimaginowanej czystości mowy polskiej nie musieliby aż tak strasznie się nadymać i pokrzykiwać, że zdrada i że do językowego więzienia z nimi, z tymi babami. Przywykamy, osłuchujemy się i czasem po prostu dochodzimy do wniosku, że może fajnie jest mieć płeć w swoim zawodzie, nie być już kobietą reżyserem ani kobietą malarzem, bo, przyznajcie, brzmi to jak osobliwość – coś w stylu psa łyżwiarza, stworzenia sięgającego w rejony naturalnie rezerwowane nie dla piesków.
A jednak jest, rzecz jasna, ów opór wobec żeńskich końcówek jakoś zrozumiały, gdy spojrzy się wokół na seksizm nasz powszedni, na strukturę społeczną, w jakiej przychodzi nam funkcjonować. Nie ma bowiem problemu z tworzeniem feminatywów w przestrzeniach dotyczących spraw i zawodów mało prestiżowych, gorzej płatnych, często kojarzonych z funkcjami opiekuńczymi, sprawowanymi tradycyjnie przez socjalizowane do tego kobiety. Przeciwko sprzątaczce (versus reżyserce), dozorczyni (versus marszałkini), pielęgniarce (versus chirurżce) nie widać masowych protestów w prawicowych pismach. Tam, gdzie zaczynają się prestiż i pieniądze, tam ewentualnie kobieta reżyser, pies łyżwiarz, czyli po prostu baba z brodą.
Język polski pełen jest zresztą zwrotów, idiomów czy przysłów, w których to, co kobiece, jest z gruntu gorsze, słabe, złe. Od „ba … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS