Gdy Polska walczy z najgorszą pandemią od lat, prezydent kraju jest prawie nieobecny. Po wizycie na budowie szpitala tymczasowego na Stadionie Narodowym, gdzie – jak się później okazało – naraził ludzi, bo miał koronawirusa, Duda zniknął z mediów.
– To jest prezydent bezobjawowy. On, który bardzo lubił pokazywać się publicznie, nawet nie miał jakiegoś poważniejszego wystąpienia od wyborów, a to już jest, dzięki Bogu, pół roku – mówi były prezydent Aleksander Kwaśniewski. – Aż mi się wierzyć nie chce, by przyjął taką koncepcję na drugą kadencję. Chyba że pozazdrościł żonie, bo ona przez pięć lat nie mówiła prawie nic.
Zobacz więcej: Nie ma szans, by Polska po wyjściu z UE pozostała państwem demokratycznym. Kaczyński, Ziobro, Duda czy Morawiecki o tym wiedzą
Nieoczekiwanie o głowie państwa przypomniał minister rozwoju Jarosław Gowin, który przyznał w Polsacie, że to Duda zadzwonił do niego z informacją, że nie zaakceptuje zamknięcia stoków narciarskich. Na czym brak akceptacji miałby polegać, nie wiadomo, ale Gowin zmiękł i jednak będzie można w górach poszusować.
W PiS spekulują, że minister chciał odwrócić uwagę od swojego zastępcy Andrzeja Guta-Mostowego, gdy wyszło na jaw, że prowadził negocjacje z operatorami wyciągów, a sam jest udziałowcem stacji narciarskiej.
Duda chciał zaś pokazać, że dba o przedsiębiorców, a zarazem udobruchać tych górali, którzy zapowiedzieli, że nie wpuszczą go na Podhale. Prezydent miałby problem nie tylko z szusowaniem pod Tatrami, ale też z odebraniem wyróżnienia Honorowego Członka Związku Podhalan. W uzasadnieniu nominacji oddział ZP w Poroninie przekonuje, że prezydent „nie tylko kocha górali, on sam czuje się góralem i okazuje to w sposób bezpośredni i oficjalny”. Nie wszyscy są jednak w tej sprawie jednomyślni. Część Podhalan przypomina, że tytuł Honorowego Członka Związku Podhalan przyznano m.in. księdzu Józefowi Tischnerowi i Lechowi Wałęsie, a Duda nie pasuje do tego grona.
Nawet w PiS przyznają, że jeśli prezydent chciał dowieść, że przejmuje się losem przedsiębiorców, to mógł wybrać każdą inną branżę, ale nie właścicieli wyciągów.
– Od razu było wiadomo, że znany ze słabości do nart Andrzej zostanie posądzony o prywatę. To jest zupełny brak poczucia rzeczywistości. Powinien się kogoś poradzić, ale do kogo miał się zwrócić? – pyta były współpracownik prezydenta, narzekając na coraz większą słabość kancelarii.
***
Coraz więcej do powiedzenia w pałacu ma Marianna Rowińska, szerzej nieznana producentka filmowa, która – według moich rozmówców – stoi za ostatnimi decyzjami głowy państwa. W kampanii 2015 roku odpowiadała ona za dobór strojów dla prezydenta, potem dla jego żony. Pomagała też Beacie Szydło w kampanii. To ona wymyśliła broszki, które stały się znakiem rozpoznawczym szefowej rządu. A potem – jak mówi bliski współpracownik Andrzeja Dudy – było jej coraz więcej, a ambicje zaczęły wykraczać poza garderobę. To ona miała doradzić prezydentowi, by wyszedł z inicjatywą ustawy, która miała złagodzić decyzję Trybunału Julii Przyłębskiej w sprawie aborcji. Duda na to przystał, choć kilka dni wcześniej mówił w mediach, że jest przeciwnikiem „aborcji eugenicznej”, jak prawica określa usuwanie ciąży z powodu ciężkiego uszkodzenia płodu. Projekt aborcyjny prezydenta nie został nawet poddany pod głosowanie, bo PiS nie potrafiło znaleźć dla niego większości w Sejmie.
Część współpracowników Dudy uważa, że za sprawą Rowińskiej prezydent tak bardzo skupia się na ocieplaniu wizerunku, że w kampanii dał się namówić na „hot 16 challenge” i rapował o „walce z ostrym cieniem mgły”, stając się internetowym memem. Rowińska wymyśliła także, by Kancelaria Prezydenta założyła na Twitterze mniej formalne konto, na którym będzie publikować zdjęcia i filmy z życia prezydenckiej pary. Teraz konto zajmuje się głównie reklamą polskich firm, choć trudno powiedzieć, jaki jest klucz wyboru tych biznesów i co to ma wspólnego z kompetencjami prezydenta.
– Andrzej ma wystarczająco ocieplony wizerunek. Potrzebuje więcej merytoryki – zżyma się jeden z rozmówców w kancelarii. Awans Rowińskiej jest dla niego typowym przykładem sytuacji, gdy kierowca staje się doradcą politycznym swojego szefa, bo zapewnia mu komfort psychiczny: – W kampanii 2015 roku Andrzej był chwalony za to, że dobrze wygląda, ona tego pilnowała. Wkupiła się w łaski prezydentowej, stała się przyjaciółką rodziny. Można powiedzieć, że weszła na salony kuchennymi drzwiami, ale przecież ona nie zna się na polityce – narzeka współpracownik głowy państwa.
Zapytaliśmy Kancelarię Prezydenta, czym konkretnie zajmuje się Marianna Rowińska i jakie dostaje za to wynagrodzenie, ale nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Dostaliśmy za to pismo z kancelarii prawnej reprezentującej Rowińską, że nazywanie jej szarą eminencją narusza jej dobra osobiste.
***
Po wygranych ponownie wyborach współpracownicy Dudy mówili, że w kancelarii będą zmiany i zostanie wzmocniona. Kilka kluczowych postaci z otoczenia prezydenta od dłuższego czasu chciało się ewakuować na bardziej intratne posady. Krzysztof Szczerski, odpowiedzialny za kwestie polityki zagranicznej, bez powodzenia aplikował na kilka międzynarodowych stanowisk. Za plecami Dudy dogadywał z Jarosławem Kaczyńskim start do europarlamentu, ale prezes PiS nie chciał dać mu jedynki na liście, więc Szczerski wystraszył się i nie wystartował. Szefowa kancelarii Halina Szymańska marzyła o Europejskim Trybunale Obrachunkowym, ale nic z tego nie wyszło. Duda liczył, że Szymańska i prezydencki minister Paweł Mucha, autor klapy z referendum konstytucyjnym Dudy, wejdą do rządu, ale Kaczyński ich zablokował. Ostatecznie Szymańską zastąpiła Grażyna Ignaczak-Bandych, dotychczasowa dyrektorka generalna kancelarii.
Na sekretarza stanu w kancelarii prezydent powołał Piotra Ćwika, byłego wojewodę małopolskiego, a na doradcę – 28-letniego byłego posła PiS Łukasza Rzepeckiego. Społecznym doradcą został też oficjalnie były poseł PiS Marcin Mastalerek, któremu prezydent dziękował już w wieczór wyborczy za pomoc w kampanii. Zwykle nominacje w Kancelarii Prezydenta są sygnałem, w jakim kierunku może zmierzać polityka głowy państwa. Jednak trudno powiedzieć, jaka myśl będzie przyświecać drugiej kadencji Andrzeja Dudy. Nominaci nie są ekspertami ani w polityce obronnej, ani międzynarodowej, czyli w kompetencjach prezydenta. Szefowa kancelarii nie jest politykiem, tylko urzędnikiem, jej funkcja będzie więc czysto techniczna. Pozostałą trójkę nowych współpracowników łączy zaś to, że każdy naraził się prezesowi PiS i przez to wylądował na marginesie polityki. Mastalerkowi Kaczyński do dziś nie może zapomnieć, że nie odebrał od niego telefonu. Rzepecki z hukiem wyleciał z PiS, bo głośno sprzeciwił się ustawie o Funduszu Dróg Samorządowych, która zakładała podwyższenie tzw. opłaty paliwowej. Mówił, że 68-letni wówczas Kaczyński powinien odejść z polityki, bo wiek emerytalny mężczyzn to 65 lat. Teraz ma doradzać Dudzie w sprawach ludzi młodych, organizacji pozarządowych i sędziów pokoju (tym projektem ma się zająć córka prezydenta, która również została jego społeczną doradczynią). Współpracownicy Dudy mówią jednak, że Rzepecki nie miał pracy i Duda zatrudnił go na prośbę Mastalerka. Z kolei Piotr Ćwik – zaufany Beaty Szydło – został odwołany ze stołka wojewody małopolskiego, bo – jak mówią w PiS – zorganizował spotkanie samorządowców sprzyjających byłej premier, co bardzo nie spodobało się Kaczyńskiemu. Duda obiecał Szydło, że przygarnie Ćwika.
Czytaj: Prof. Marek Migalski: Jarosława Kaczyńskiego coraz łatwiej odpalić
– W kancelarii powstał salon odrzuconych, ale to nie jest ekipa, z którą można robić politykę czy budować własne środowisko – ocenia dobry znajomy Dudy. Jedynie Mastalerek zna się na polityce, ale woli z doskoku doradzać Dudzie, bo pieniądze zarabia we własnej firmie, jest też wiceprezesem piłkarskiej Ekstraklasy SA.
Posadę dyrektora biura prasowego stracił Marcin Kędryna, przyjaciel Dudy jeszcze z czasów krakowskich, jeden z nielicznych, którzy mieli odwagę mówić prezydentowi prawdę w oczy. Ale darł koty z Ignaczak-Bandych, która awansowała właśnie na szefową kancelarii, rzecznikiem Dudy Błażejem Spychalskim, a także ze „stylistką” Rowińską. Według moich rozmówców Kędrynie zaszkodził wywiad, w którym opowiadał Piotrowi Witwickiemu, jak pałac prezydencki zmienia ludzi. „Już chyba cała Warszawa nabija się z człowieka, któremu kawę muszą przynosić kelnerzy. Co prawda ma ekspres obok siebie. Ale woli, by kelner niósł ją ze sto metrów. Choć może chodzi o to, że lubi zimne espresso” – kpił dyrektor biura prasowego. O Dudzie złego słowa nie powiedział, ale to go nie uratowało.
***
Przed wyborami Duda obiecywał, że druga kadencja będzie inna, bo „odpowiada już tylko przed narodem, Bogiem i historią”. Wielu odebrało to jako sugestię, że wreszcie będzie prezydentem niezależnym od PiS, patrzącym na ręce rządowi. Na razie nic na to nie wskazuje.
W wakacje odpoczywał po kampanii wyborczej, pływał w Juracie na skuterze wodnym. Ale według Aleksandra Kwaśniewskiego od września powinien się obudzić. Tym bardziej że tyle się dzieje.
– Jedna sprawa to pandemia, nie w rozumieniu tych wszystkich sztabów, ale kontaktu z obywatelami, apelowania o właściwe zachowania, przestrzeganie reżimu sanitarnego, o szacunek i solidarność z medykami. Takie psychologiczne zachowania prezydenckie są potrzebne i budowałyby popularność Andrzeja Dudy. A on jest całkowicie nieobecny w tej kwestii. Słyszałem jednego z ministrów, który mówił, że Duda się spotyka, rozmawia, ale tak się nie buduje pozycji prezydenta, gdy wszystko jest zakulisowe – podkreśla Kwaśniewski.
Drugą kwestią, w którą powinien zaangażować się prezydent, jest sytuacja na Białorusi. Od kilku miesięcy trwają tam protesty obywateli przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich. Duda mógł rozmawiać z liderami innych państw, zgłaszać inicjatywy. Jednak oddał pole premierowi, choć współkształtowanie polityki zagranicznej należy do jego kompetencji.
Jeden z moich rozmówców z otoczenia prezydenta przyznaje, że Duda był namawiany do większej aktywności w sprawie Białorusi. Jednak minister Szczerski doradził mu, żeby się nie wychylał.
W polityce zagranicznej Duda jest zagubiony. To Szczerski miał go też namówić, by ograniczył się do pogratulowania Joe Bidenowi jedynie „udanej kampanii” i podkreślenia, że wynik nie jest oficjalny, choć światowi przywódcy gratulowali mu wyboru na prezydenta USA. Ten zachowawczy ton został zauważony przez światowe media, tym bardziej że cztery lata temu polski prezydent nie czekał na formalną nominację Donalda Trumpa, tylko od razu pospieszył z „najgorętszymi gratulacjami”.
– Duda nie ma z kim uprawiać polityki. W kancelarii po oczach bije słabość – mówi mój rozmówca z kancelarii. – W rządzie też nie ma sojuszników. Z Mateuszem Morawieckim relacje ma poprawne, ale to nie jest mocny sojusz polityczny. Podobnie ze Zbigniewem Ziobrą, który nie może mu zapomnieć, że gdy został wyrzucony z PiS, Duda nie odszedł razem z nim. Z Gowinem prezydent ma niezłe relacje, ale to nie jest trwały alians. Gowin zyskuje w oczach Dudy tym, że okazuje mu szacunek, a nie jak Kaczyński ostentacyjnie wychodzi, gdy wszyscy ustawiają się do zdjęcia albo nie podaje mu ręki.
Z prezesem PiS ostatni raz widzieli się w cztery oczy jeszcze przed kampanią prezydencką, gdy Duda chciał odwołania Jacka Kurskiego z funkcji prezesa TVP. Jak mówią w PiS, Kaczyński nisko ocenia kwalifikacje polityczne Dudy, uważa, że jest chwiejny, raz posłucha żony, innym razem ojca, który ma na niego duży wpływ. Prezes nie ma też dobrego zdania o pierwszej damie. Pamięta jej zapewnienie z kampanii w 2015 r.: „Panie prezesie, ja się pana nie boję”. To było uzgodnione ze sztabem i miało być sygnałem samodzielności Dudów, zarazem miało ocieplić wizerunek Kaczyńskiego, przekonać ludzi, że nie jest tak groźny, jak niektórzy sądzą. Jednak prezes odebrał to jako impertynencję.
Współpracownicy i znajomi Andrzeja Dudy pytani, czy prezydent ma jakiś pomysł na drugą kadencję, rozkładają ręce. – Nie dorósł do tej roli. Może wygrać wybory, ale nic więcej nie jest w stanie zrobić. To jest kwestia charakteru. Najpierw pręży muskuły jak wtedy, gdy zawetował ustawy sądowe, by za chwilę się ugiąć. Chciał zrobić referendum konstytucyjne, ale PiS go wystawiło. Dojrzały polityk pomyślałby: OK, skoro dostałem w zęby, to następnym razem muszę wyżej trzymać gardę, ale Andrzej się poddał. Poszedł w pozy, egzaltowane przemówienia i w strefę komfortu – latem skuter w Juracie, zimą narty w Wiśle, zagraniczne wyjazdy, luksusowe hotele. On w tym naprawdę zasmakował. Polityka go nudzi, potrafi za to z prawdziwym zapałem rozprawiać o siedzeniach zamieniających się w łóżko w prezydenckim samolocie – opowiada dobry znajomy Dudy.
Bliski doradca prezydenta przekonuje, że oczekiwanie, iż prezydent będzie teraz bardziej aktywny niż w pierwszej kadencji, jest nadinterpretacją wypowiedzi Dudy z kampanii.
– Mówiąc, że teraz będzie odpowiadał już tylko przed Bogiem, historią i narodem, Andrzej miał na myśli to, że naród już go nie wybierze na trzecią kadencję, bo nie może. W historii i tak się zapisze jako drugi po Kwaśniewskim prezydent wybrany po raz drugi, a więc teraz może wszystko. Chce otwarcia stoków, to żąda. Chce zrobić konferencję o zbawiennym wpływie witaminy D na odporność w walce z COVID-19, to robi i nikt mu nic nie powie – przyznaje otwarcie mój rozmówca. To oznacza, że aktywności prezydenta w poważnej polityce nie należy się raczej w ciągu pięciu lat spodziewać. Pozostaje pytanie, co Andrzej Duda zrobi, gdy prezydentura się skończy? Będzie miał zaledwie 53 lata, a to zbyt młody wiek na polityczną emeryturę. Po tym jak łamał konstytucję, na Uniwersytet Jagielloński nie wróci. Z zagranicznymi wykładami raczej nie będzie jeździł po świecie, jak to robią Kwaśniewski i Wałęsa, bo nie ma się czym pochwalić.
– Zawsze będzie mógł zwrócić się do swojego przyjaciela Donalda Trumpa, który prowadzi rozliczne biznesy, żeby znalazł mu jakieś miejsce – podsuwa pomysł Aleksander Kwaśniewski.
Czytaj także: PiS myśli o zmianie premiera. Kto mógłby zastąpić Morawieckiego?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS