318. Dywizjon Współpracy, bo pod taką nazwą go stworzono, nie należy do najbardziej znanych polskich jednostek lotniczych drugiej wojny światowej. Z racji charakteru pełnionych zadań „318” nigdy nie przyciągał uwagi mediów tak jak „302” czy „303”. Z tego powodu każda praca poruszająca ten temat zasługuje na szczególną uwagę. Niestety, dwutomowa książka będąca przedmiotem niniejszej recenzji czyni w moim odczuciu więcej złego niż dobrego.
Kiedy w moje ręce trafia praca, którą mam poddać ocenie, zazwyczaj staram się znaleźć w niej cechy zarówno pozytywne, jak i negatywne, tak by przedstawić Czytelnikom i Czytelniczkom zrównoważony obraz danej publikacji. W tym wypadku, niestety, nie mogę tego zrobić. Ta książka jest po prostu, w mojej ocenie, zła na każdym możliwym poziomie. Żeby pomóc w zrozumieniu źródeł mojej dość jednoznacznej opinii, pozwolę sobie na podzielenie niniejszej recenzji na poszczególne segmenty tak, by ułatwić Państwu lekturę i wyrobienie sobie własnego zdania.
Ilustracje
Zacznijmy od podstaw. Pierwszy tom liczy 240 stron, drugi – 464, co daje łącznie 704 strony, łącznie ze wstępem, spisem treści etc. W obu tomach znajdziemy liczne ilustracje umieszczone na numerowanych stronach. Pierwszy z nich zawiera łącznie 155 zdjęć (plus pięć barwnych sylwetek samolotów), drugi 102 fotografie (plus sześć barwnych sylwetek samolotów). Wygląda to tak, jakby Autor chciał zmieścić w swej pracy całą kolekcję zdjęć Józefa Krzywonosa ze zbiorów Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie.
O ile sam zamiar zasługuje na pochwałę, o tyle sposób jego realizacji nie. Jaki ma przecież sens publikowanie zdjęć zredukowanych (w skrajnych wypadkach) do rozmiarów niewiele większych od znaczka pocztowego? W rekordowej, jak mi się wydaje, sytuacji fotografię normalnych przecież rozmiarów zaprezentowano w książce w wymiarach 25 na 34 mm. Owszem, znajdują się tu także ilustracje większych rozmiarów i czytelniejsze. Szkoda jednak, iż Autor i wydawnictwo nie zdecydowali się na większą selekcję materiału ilustracyjnego, dążąc do przedstawienia Czytelnikom i Czytelniczkom wartościowego i przystępnego materiału wizualnego, zamiast pogoni za ilością.
Podpisy pod ilustracjami również potrafią zaskoczyć. Na s. 229 znajdziemy dwie fotografie rozbitego B-26 Maraudera z wyraźnie widocznymi brytyjskimi znakami rozpoznawczymi. Mimo to (i mimo wyraźnych różnic w budowie) Autor podpisał je jako „wrak zestrzelonego samolotu bombowego Luftwaffe typu Junkers Ju-88”. Strona 130 przynosi nam z kolei Hurricane’a podpisanego jako Spitfire. Co ciekawe, zaprezentowana tam fotografia pochodzi z dłuższej serii zdjęć, pokazanej już na s. 119. Tam znajdziemy ten sam samolot, podpisany jednak prawidłowo jako Hurricane. Co się zmieniło pomiędzy wykonaniem jednego a drugiego zdjęcia? Porucznik Krzywonos, stojący na samolocie, trochę się przesunął.
Bibliografia
Po dokonaniu pobieżnej wizualnej inspekcji tomów warto zapoznać się z bibliografią, umieszczoną pod koniec drugiego z nich. Także i tu czeka nas jakże nieprzyjemne rozczarowanie.
Zacznijmy od archiwaliów, szanując kolejność przedstawiania źródeł zaprezentowaną przez Autora. Na pierwszy ogień idą więc londyńskie The National Archives, placówka znana wielu badaczom z pokaźnych zasobów i przyjaznego nastawienia do odwiedzających ją użytkowników, także tych zagranicznych.
W bibliografii (dot. TNA) znajdziemy teczkę AIR 28/193 („ORB” bazy w Detling) i „Operations Record Book” dywizjonu, przedstawione tu jako teczka „AIR 27”. Problem w tym, iż jest to nieprecyzyjna sygnatura, odnosząca się jedynie do większego działu z dokumentami dotyczącymi rozmaitych dywizjonów. Właściwymi odnośnikami w wypadku „318” byłyby AIR 27/1710/2 (załączniki) i AIR 27/1711, właściwy „ORB” dywizjonu, podzielony na mniejsze części. Zarówno 1710, jak i 1711 są dostępne za darmo (po założeniu darmowego konta) w katalogu TNA. Łącznie zajmują około 210 MB.
Mając za sobą własne poszukiwania dotyczące historii „318” w TNA, muszę stwierdzić, iż Autor nie wykorzystał wszystkich źródeł dostępnych w tym archiwum. Przede wszystkim nie ma w bibliografii teczki poświęconej w całości kwestii odznaki dywizjonu (AIR 2/6837) ani sporządzanych przez F/Lt. Kraszewskiego, oficera medycznego dywizjonu, sprawozdań dotyczących kwestii medycznych (AIR 49/258). Są tam także inne dokumenty, pomocne każdemu zajmującemu się historią „318” – akta jednostki, z której pochodzili żołnierze zabici na ziemi w wypadku z 19 kwietnia 1943 roku (AIR 29/90/2), dokumenty dotyczące różnych jednostek przeszkolenia operacyjnego, w których szkolili się polscy piloci, czy też „Standard Syllabus for Fighter Reconnaissance Training” (AIR 20/1355), zawierające wytyczne do szkolenia pilotów w jednostkach myśliwsko-rozpoznawczych. A to i tak zaledwie wierzchołek góry lodowej.
Jeszcze osobliwiej przedstawia się sytuacja w odniesieniu do materiałów pozyskanych z zasobów Instytutu Sikorskiego w Londynie, placówki zarządzanej przez niezwykle miły i pomocny personel, o czym miałem okazję się osobiście przekonać. Autor podaje tu tylko jedną sygnaturę, mającą odnosić się do dywizjonowej Kroniki – Lot. A. V./52/16. To rodzi dwa pytania.
Przede wszystkim – dlaczego podał niewłaściwą sygnaturę? Kronika 318. Dywizjonu znajduje się w zasobach Instytutu pod sygnaturą LOT. A. V. 62/16. Ten sam błąd popełnił w przypisach, więc trudno mówić tu o przypadkowym omsknięciu się palca. Idąc dalej – dlaczego nie wykorzystał całego zasobu akt „318” dostępnych w Instytucie? Cały zespół „318 Dywizjon Myśliwski” (nazwa nieprawidłowa) rozciąga się od „1” do „18”, a biorąc pod uwagę rozbicie niektórych teczek na części, otrzymujemy łącznie 23 teczki i albumy. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego ktoś piszący pracę „z historii” Dywizjonu zdecydował się na pominięcie akt organizacyjnych, operacyjnych, personalnych czy wyszkoleniowych. Gwarantuję, te materiały tam są, to nie są tylko puste sygnatury. Byłem – widziałem. Warto też zauważyć, iż niektóre materiały mające związek z „318” są także opublikowane na stronie internetowej Instytutu, choćby A.XII.1/43, zawierająca miesięczne raporty dot. działalności bojowej lotnictwa polskiego.
Dział „Archiwalia” zamyka teczka (Teczka 7) z zasobów Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie. Nie ma tu śladu kwerendy wykonanej w zasobach Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie, gdzie znajdują się pamiątki po Janie Jakubowskim, pilocie „318”, który zginął we wspomnianym już tragicznym wypadku z 19 kwietnia 1943 roku. Z bibliografii nie dowiemy się także, czy Autor zajrzał do warszawskiej Centralnej Biblioteki Wojskowej (pamiątki po mechaniku Henryku Michalczyku) albo wrocławskiego Ossolineum, by zapoznać się ze wspomnieniami pilota Lwa Kuryłowicza. Co więcej, w dalszej części bibliografii nie znajdziemy choćby artykułu (dostępnego online!) Wojciecha Zmyślonego „W tiurmie i stalagu: kapitan Lew Kuryłowicz w niewoli u dwóch wrogów”, zawierającego część owych wspomnień.
Jak więc podsumować omówienie tej części bibliografii? Autor przeprowadził dalece niewystarczającą kwerendę archiwalną. Nie ma tu mowy o pełnym wykorzystaniu ani zagranicznych, ani krajowych źródeł, a wykazane braki są po prostu niewytłumaczalne i nie dają się usprawiedliwić w żaden racjonalny sposób. Co oczywiste, takie podejście prowadzi nie tylko do zubożenia narracji, ale też do powstania błędów. Na s. 26 Autor twierdzi, iż „29 VI 1943 nazwę jednostki z 318. Dywizjonu Współpracy (DW) zmieniono oficjalnie na 318.DM-R «Gdański»”. Gdyby przeprowadził pełniejszą kwerendę i zajrzał np. do teczki LOT. A.V. 62/1a, wiedziałby, iż dywizjon nazwano „Gdańskim” dopiero 27 lipca 1943 roku (318. Dyon Rozpoznawczy Gdański), a historia zmian nazwy jednostki była trochę bardziej zawiła, niż przedstawia to Autor.
Przejdźmy więc do kolejnej części, czyli „Opracowania zwarte”. Autor wylicza całkiem dobrze prezentujący się zbiór 18 książek. Ale i tu są zauważalne deficyty. Autor zauważa wspomnienia Władysława Nycza i Mieczysława Galickiego. Czemu jednak ominął, opublikowane drukiem, wspomnienia Zdzisława Rygusika („Lot do Wolności”), Stefana Knappa („Kwadratowe słońce”), Jana Preihsa (w zbiorze „Czyż mogli dać więcej”) czy Zdzisława A. Uchwata (w zbiorze „Wspomnienia. Ostatni Mohikanie szkół podchorążych lotnictwa przedwojennej Polski”)?
Równie zagadkowo prezentuje się sprawa pominięcia w bibliografii części tych książek, które Autor sam wymienia we wprowadzeniu. Skoro porusza kwestię przedstawienia historii „318” w „Destiny can wait” z 1949 roku czy w „Polish wings over Britain. For your freedom and ours” z 1943, to czemu nie wymienił ich w spisie istniejącym przecież konkretnie do wykazania, z jakich źródeł korzystał autor danej publikacji? To, czy zasadne jest wytykanie braku historii dywizjonu utworzonego w 1943 roku w książce z 1943 roku, stanowi odrębne zagadnienie. W tym momencie liczy się co innego; jeśli Autor skorzystał z danej publikacji, powinien ją wykazać w bibliografii. Dla porządku wypada również wspomnieć, iż omawiana część książki nosi nazwę „Bibliografia”, a nie „Wybrana Bibliografia”.
Ostatnim elementem bibliografii są „Artykuły, prasa i netografia”. Także i tu, niestety, pojawiają się niedociągnięcia. Nie ma tu niestety artykułów z „Dziennika Żołnierza APW” z 1943 roku, na którego łamach „318” pojawiał się przynajmniej trzykrotnie – w numerach 36, 39 i (najszerzej) w 42. Wzmianka o dywizjonie pojawiła się także w gazecie „Orzeł Biały. Polska Walcząca na Wschodzie”, a dokładnie w numerze 48 z 5 grudnia 1943 roku. Jestem zresztą przekonany, iż – podobnie jak wypadku wspomnień – pogłębiona kwerenda wykazałaby jeszcze większą liczbę różnego rodzaju artykułów, związanych mniej czy bardziej z historią „318”.
Patrząc na to, co Autor wykazuje w tej części bibliografii, warto zauważyć, iż przekręca czasami tytuły artykułów opublikowanych w „Skrzydłach”. Zamiast „Nasza robota bez poezji i lipy” w książce znajdziemy „Nasza robota bez poezji i bez lipy”, a artykuł „Gdzie pomarańcze kwitną” zmienił się w „Gdzie kwitną pomarańcze”. Co ciekawe, pierwszy ze wzmiankowanych artykułów opublikowano 15 kwietnia 1945 roku; Autor przesuwa go na 1944.
Jak więc widać, Szanowni Czytelnicy i Czytelniczki, baza źródłowa przedstawiona przez Autora wykazuje liczne deficyty w każdym zakresie. Mamy tu braki w sferze zarówno materiału archiwalnego, jak i literatury wspomnieniowej. Co więcej, nie można ich usprawiedliwić w żaden sposób. Zbiory TNA i IPMS, nieodzowne dla badacza interesującego się historią „318”, są dostępne dla każdego na jasno określonych zasadach, a wiele innych materiałów jest dostępnych on-line bez żadnych opłat, nie wspominając już o stacjonarnych zasobach polskich bibliotek. Pisząc wprost, Autor przeprowadził niewystarczającą kwerendę, co szalenie obniża już na początku wartość jego publikacji.
Zanim przejdziemy do omówienia samej treści, warto zwrócić uwagę na przypisy, którymi Autor okrasza przede wszystkim pierwszy tom. Nie mam tu zamiaru odnosić się do stylu czy liczby przypisów, traktuję to jako wyraz osobowości i wykształcenia ich Twórcy. Trzy z nich przyciągnęły jednak moją uwagę.
Pierwszy znajdziemy na s. 10. Andrzej Olejko pisze tam, odnosząc się do teczki 7 z MLP, iż jej autor „podał błędnie, że dywizjon wszedł w skład 208. Squadronu Myśliwsko-Rozpoznawczego RAF”. Zaglądając jednak do tego źródła, znajdziemy: „No.318 Squadron took over on the 1st May 1944 from No.208 (British) Fighter-Reconnaissance Squadron…”. Autor najwyraźniej źle przetłumaczył tenże fragment (do tego problemu jeszcze wrócę). Kolejny znajduje się na s. 21, gdzie Autor, opisując wypadek z 19 kwietnia 1943 roku, twierdzi, jakoby w kronice bazy w Detling brakowało zapisu o tym wydarzeniu. Nic bardziej mylnego. Zdarzenie jest tam odnotowane (dokładnie na s. 5 ORB bazy za kwiecień), jak również w teczce 2768 Squadronu, do której Autor nie dotarł. Uważny Czytelnik, spoglądając na przypis ze s. 26, zauważy z kolei, iż Autor, powołując się jednocześnie na polskojęzyczne i anglojęzyczne wydanie drugiego tomu słynnej pracy Jerzego B. Cynka, popełnił niewielki błąd. Odnosząc się do pewnej informacji z „The Polish Air Force”, dał numery stron z polskiego wydania.
Pozostając w temacie przypisów, warto odnotować jeszcze jedną rzecz. Przypisy są numerowane w obrębie rozdziałów, za każdym razem zaczynając od „1”. Jest to decyzja Twórcy książki, i jako taką trzeba ją uszanować. W takiej sytuacji praktyczniej byłoby jednak – jak mi się wydaje – gdyby Autor rzeczywiście zaczynał je od początku, bez „op.cit.” w już pierwszych przypisach z nowego rozdziału, zamiast tego podając pełne dane bibliograficzne. Co zrozumiałe, taką samą metodę przyjęto w tomie drugim, co sprawia jednak, iż już w pierwszym przypisie na s. 9 drugiego tomu znajdziemy: „W. Nycz, op.cit”, co może wywołać lekki dyskomfort u Czytelnika.
Treść
Jeśli jeszcze jesteście tu, Szanowni Czytelnicy i Czytelniczki, dziękuję Wam za wytrwałość. Powyższa część była niezbędna dla pełnej oceny recenzowanej pracy. Czas jednak na omówienie zasadniczej treści obu tomów.
Sposób, w jaki Autor zaplanował budowę książki, staje się bardzo jasny już po pobieżnym jej przejrzeniu. Podstawą jest ORB dywizjonu (AIR 27/1711) i występujące tam dwa rodzaje dokumentów: „R.A.F. Form 540”, koncentrujące się na bieżących wydarzeniach z życia jednostki, i „R.A.F. Form 541”, zawierający informacje na temat konkretnych lotów. Pierwszy tom oparty jest przede wszystkim na informacjach zawartych w pierwszym rodzaju formularzy, przetykanych wstawkami ze wspomnień, dywizjonowej kroniki i innych materiałów. Od s. 152 Autor zaczyna zamieszczać tabele zawierające informacje zaczerpnięte bezpośrednio z „541” (maj 1944, początek lotów bojowych), podzielone na poszczególne miesiące. Tom drugi to już zasadniczo informacje z obu formularzy, uszeregowane naprzemiennie miesiącami, tj. wydarzenia z „540” z danego miesiąca, potem loty z „541”, następnie wydarzenia z kolejnego miesiąca przepisane z „540”, potem loty z „541”, i tak do końca.
Tak znaczące oparcie się na materiale anglojęzycznym stawia Autorowi wymóg bezbłędnej znajomości tego języka i dogłębnego poznania specjalistycznej terminologii. Niestety, porównując fragmenty książki z materiałem oryginalnym (przypominam – dostępnym online), można znaleźć pewne istotne różnice, wypaczające sens niektórych wypowiedzi. Te znalezione przeze mnie występują wyłącznie w pierwszym tomie, gdzie mamy więcej różnego rodzaju wiadomości ogólnych i rozważań. Tom drugi, rozpoczynający się od lipca 1944, ma już inny charakter, bardziej związany z dywizjonową monotonią. Chciałbym przy tym zaznaczyć, iż nie dokonałem porównania 100% materiału zaczerpniętego przez Autora z ORB z materiałem oryginalnym, koncentrowałem się jedynie na elementach, które, z różnych przyczyn, przyciągnęły moją uwagę.
„Nad Lewantem i Italią” | „Operations Record Book” |
(s. 59) „31 X 1943 r. 80% samolotów wymagało po ćwiczeniach serwisowania”. | „Normal routine. Aircraft serviceability for this month was 80.6 %” [chodzi o odsetek maszyn sprawnych i zdolnych do lotu]. |
(s. 64) „24 XI 1943 r. jeden samolot dywizjonu wykonał lot na fotografowanie zasięgu artyleryjskiego…”. | „One aircraft photographed the Artillery Range…” [range to poligon]. |
(s. 70) „(…) 16 XII 1943 r., zaś mechanicy zamontowali na samolotach dywizjonowych typu Hawker „Hurricane” Mk. II B cztery foto kamery, jakie trafiły do jednostki ze specjalistycznego 158. MU, i cztery niezmodyfikowane samoloty wykonywały loty na zmianę. Kolejnych sześć fotokamer pozwoliło na modyfikację kolejnych samolotów (…)”. | „Four camera modified Hurricanes were collected from 158 M.U. Four non-modified were flown there in exchange. The Squadron has now six camera modified aircraft altogether” [cztery samoloty zmodyfikowane wymieniono za cztery niezmodyfikowane – i łącznie dywizjon miał ich sześć]. |
(s. 71) „27 XII 1943 r. kontynuowano szkolenie pionowego foto-rozpoznania pozycji artylerii (użyto 20 fotokamer)”. | „Pilots commenced training in vertical and oblique photography from high altitudes with 20’’ cameras” [obiektywy miały 20-calową ogniskową]. |
(s. 89) „(…) 3 I 1944 r. (…) tego dnia lotnicy otrzymali służbowe pistolety oraz pistolety maszynowe typu Sten”. | „Revolver and Sten gun practice was also carried out by pilots” [ćwiczyli z, nie otrzymali]. |
(s. 91) „14 I 1944 r. (…) Ćwiczono niskie loty w formacji z użyciem broni maszynowej i aparatów fotograficznych podczas atakowania celów naziemnych”. | „Low flying in formation. In the afternoon camera gun practise” [camera gun to fotokarabin]. |
(s. 93) „(…) 20 I 1944 r. dział techniczny (OPREPS) zwrócił się do HQ RAF Middle East z prośbą o tygodniową przerwę dla dywizjonu w pracy operacyjnej, jednak dowództwo uznało, że nie jest to konieczne”. | „A request for OPREPS since the arrival of the Squadron in the Middle East /19th August/ having been received from Operations Records, H.Q. R.A.F. Middle East, these are now being compiled retrospectively and weekly until the Squadron becomes operational. As the Squadron is still in training and is still non-operational, these had not previously been requested” [poproszono o uzupełnienie dokumentacji] |
(s. 95) „2 II 1944 r. (…) Tego dnia dwa samoloty dywizjonu miały awarie – Supermarine „Spitfire” Mk. V C (MH 584) oraz Hawker „Hurricane” Mk. II B (HL 957)”. | „Two new aircraft were today delivered to the Squadron – one Spitfire VC No. M.H. 584 and one Hurricane IIB No. H.L. 957” [zostały dostarczone]. |
(s. 96) „5 II 1944 r. (…) Pod wieczór miała miejsce «potańcówka» w pobliżu kantyny NAAFI (…).”. | „In the evening a Squadron dance was held at a nearby N.A.A.F.I. and was attended by all ranks” [w pobliskiej kantynie]. |
(s. 96) „7 II 1944 r. rankiem dywizjonowy Inteligent [sic! – przyp. rec.] Oficer w swoim wykładzie zaprezentował zebranym pilotom dywizjonu sprzęt latający używany na froncie północno-afrykańskim przez Luftwaffe i Regia Aeronautica (…).”. | „A lecture was given by the I.O. on Aircraft Recognition, this period being devoted to revision of Italian types in use with the German Air Force” [była to powtórka materiału o włoskich samolotach używanych przez Luftwaffe]. |
(s. 99) 17 II 1944 r. (…) Dowódca dywizjonu kpt. (S/Ldr) L. Wielochowski odznaczył w kasynie dywizjonowym oficerów z Brytyjskiej Sekcji Językowej ręcznie wykonanymi metalowymi odznakami jednostki, co odbyło się w bardzo przyjacielskiej atmosferze”. | „A happy tribute was paid to the British Liaison Section when the Squadron C.O., S/Ldr. Wielochowski, presented the officers and men each with a handworked Polish Air Forces badge in metal” [były to odznaki PSP, nie jednostki]. |
(s.106) „26 III 1944 r. dywizjon otrzymał dwa samoloty myśliwskie typu Supermarine „Spitfire” Mk V C, wyposażone w osiem kamer skośnych każdy oraz do komunikacji lotniczej z sąsiadami jeden samolot typu Miles „Magister”. | „A further 2 Spitfires VB fitted with mountings for 8’’ oblique cameras arrived for the Squadron, and the loan of 1 Magister which will be used for Communication purposes”. [ponownie chodzi o ogniskową, a Magister został wypożyczony] |
Jak więc widać, tłumaczenie dokonane przez Autora nie zawsze odpowiada stanowi faktycznemu, co ma negatywny wpływ na treść całej pracy. Warto także zwrócić uwagę na fragment „Supermarine «Spitfire» Mk V C, wyposażone w osiem kamer skośnych każdy”. W rzeczywistości zamontowanie tylu aparatów fotograficznych na tym samolocie było technicznie niemożliwe.
Na osobny komentarz zasługuje sposób prezentowania danych pozyskanych z formularzy „541”. Dla lepszego zobrazowania tematu, pozwolę sobie na zamieszczenie niewielkiej tabeli porównującej fragment wpisów dotyczących lotów z 4 maja 1944.
ORB | Operation No.1 do. VB ES190 F/L W.Berezecki /P.0209/ do. 0630 0720 TAC/R of roads to SanBenedetto. Mission do. VC JG789 F/O B.Gaworski /P.1687/ do. 0625 0725 not completed, owing to engine trouble. |
Książka | Supermarine „Spitfire” Mk. V B ES 190 – por. (F/Lt) W Bereżecki – lot na taktyczne rozpoznanie nad terenem nieprzyjaciela – droga w kierunku San Benedetto. Supermarine „Spitfire” Mk. V C JG 789 – por. (F/O) B. Gaworski – lot na taktyczne rozpoznanie nad terenem nieprzyjaciela – droga w kierunku San Benedetto. |
Skrót „do.” (ditto) pełni tu funkcję naszego „jak wyżej”, w pierwszym wypadku chodzi o słowo „Spitfire”, w drugim „pilot”, znajdujące się na samej górze stronnicy.
Jak widać, kopiując tekst, Autor pominął kilka informacji, resztę przedstawiając w zmodyfikowany sposób. Ominął też jeden „detal” – misja zakończyła się niepowodzeniem z powodu kłopotów z silnikiem. Nie jest to zresztą przypadkiem, jako że Autor pomija tego typu informacje dodatkowe (awarie, ostrzał artylerii przeciwlotniczej, zła pogoda etc.) za każdym razem, kiedy korzysta z „541”.
W tym momencie, Szanowni Czytelnicy i Czytelniczki, pozwolę sobie na mały wtręt. Sprawdzając wyrywkowo tabele z tomu drugiego, znalazłem ciekawy detal na s. 206 książki, w tabeli poświęconej lotom z 2 grudnia 1944 roku, zaczynającej się na stronie poprzedniej. Autor, w zaprezentowany powyżej sposób, wypisuje wszystkie loty zgodnie ze źródłem (dokładnie AIR 27/1711/16), aż w pewnym momencie… część lotów znika. Na samej górze s. 206 mamy szósty już lot tego dnia (Operation No.3), gdzie znajdziemy zapis „Supermarine «Spitfire» Mk. V B ER 512 – ppor. (P/O) A. Rudomino-Dusiacki – lot na współpracę z artylerią nad terenem nieprzyjaciela”. Problem tkwi w tym, że tego dnia na tej maszynie jako boczny w tej misji leciał F/L Bereżecki. Choć trudno to zrozumieć, Autor zestawił w jednej linijce maszynę z szóstego lotu w tym dniu, dopisując do niej pilota z 14. wylotu, a potem kontynuował listę jakby nigdy nic. I tak 2 grudnia 1944 r. dywizjon wykonał 24 loty, a według Autora zaledwie 16. I na dodatek pilot Dusiacki jest określony w „541” jako F/O, a nie „P/O”, jak podaje Autor. Proszę zwolnić mnie z obowiązku przeglądania wszystkich wpisów opartych na „541” zamieszczonych w „Nad Lewantem…”. W mojej opinii już jedna taka wpadka każe traktować wszystkie pozostałe informacje z dalece posuniętą ostrożnością.
Pozostała część tekstu również zasługuje na uwagę. Autor stara się w niej być jak najbardziej dokładny i precyzyjny, co samo w sobie zasługuje na pochwałę. To, w jaki sposób objawia w praktyce swe przywiązanie do detali, jest już mniej chwalebne. Dla przykładu: przedstawienie ścieżki awansu Włodzimierza Bereżeckiego jako „por./kpt./ (F/O/F/Lt/Sldr), czy M. Sawickiego jako „ppor./por. (P/O/F/O)” bez jakichkolwiek wyjaśnień jest nieczytelne dla niezorientowanego Czytelnika. W innych wypadkach, pewnego rodzaju „mania” Autora do zamieszczania wyjaśnień sprawia, iż fragmenty przytaczanych wspomnień i relacji zaczynają wyglądać dosyć… osobliwie. Dla przykładu (s. 13):
Co robić? Zaczynam próbować: z pleców nagły odwrót, stawianie na ogonie i przepadanie, beczki z nagłym stopowaniem obrotu w położenie normalne. Nic… – [por. (F/Lt) O.] Sęp [-Szarzyński] informuje: – Masz jeszcze 2 minuty czasu. Zejdź i spróbuj na tej linii kolejowej. Robię to, co [por. (F/Lt) O.] Sęp [-Szarzyński] sugeruje, z tym że wyciągam z piki bardzo brutalnie, kilka sekund trwało zamroczenie, potem słyszę głos [por. (F/Lt) O.] Sępa [-Szarzyńskiego] (…).
Na s. 283 też znajdujemy interesujący fragment:
W napięciu nacisnąłem dźwignię podwozia – lekki wstrząs i samolot [Supermarine „Spitfire” Mk. IX] zaczął przepadać – wepchnąłem dźwignię gazu na pełne obroty. Cała maszyna [Supermarine „Spitfire” Mk. IX] trzęsła się od wibracji lotek i ślamazarnie chwiała się i ślizgała jak sanie na lodzie, z trudem utrzymując kierunek, grożąc lada moment zwaleniem się na skrzydło. Osiągnąłem krytyczny stan lotności maszyny [Supermarine „Spitfire” Mk. IX] (…).
Jak to się czasem mówi, do trzech razy sztuka. Fragment s. 327:
Biały i czarny dym wydobywał się z silnika [Rolls Royce „Merlin”]. Podciągnąłem rozpędzoną maszynę [Supermarine „Spitfire” Mk. IX MH 702 LW-B] do góry i dostałem znowu kilka pocisków – dwa w silnik [Rolls Royce „Merlin”] i parę w kabinę (…). Wysokość samolotu [Supermarine „Spitfire” Mk. IX MH 702 LW-B] malała gwałtownie, gdyż [Supermarine] Spitfire [Mk. IX MH 702 LW-B] bez asysty silnika [Rolls Royce „Merlin”] (…).
Dążenie do zapewnienia Czytelnikowi jak najszerszego kontekstu jest mile widziane w praktycznie każdej publikacji, niemniej tu, jak się wydaje, Autor poszedł za daleko. Pojawia się też pytanie, dlaczego tego zjawiska nie wychwyciła sama redakcja.
Czy cała powyższa litania usterek i pomyłek zamyka listę uwag, które uważny recenzent może (i powinien) mieć do tej pracy? Nie, z pewnością nie. Znajdziemy jeszcze samochody pancerne „Stagehound” zamiast „Staghound”, ćwiczenia „Tussale” zamiast „Tussle”, dodawanie słowa „wrogich” za każdym razem, gdy w dokumentach jest mowa o nauce rozpoznawania sylwetek samolotów, i tym podobne. Autor przemianował nawet „2nd Light A/A Regiment” (co można przełożyć jako 2. pułk lekkiej artylerii przeciwlotniczej) na „lekki 2. pułk artylerii”, a na kartach książki pojawia się także „4. Brygada Pancerna Australian Army Service Corps”; w dokumentach znajdziemy jedynie „4.A.A.S.C.”, a sama australijska 4 BPanc. walczyła na Dalekim Wschodzie.
Przed przejściem do podsumowania chciałbym przedstawić jeszcze jedną, jeśli mogę tak to nazwać, ciekawostkę. 2 września 1944 roku F/Lt Michniewicz został zaatakowany przez dwa Fw 190. Na szczęście ostrzał był dość niecelny, a pilot zdołał wrócić lekko uszkodzoną maszyną do bazy. W książce to zdarzenie pojawia się jednak w sierpniu (!) 1944 roku (s. 61/62, tom II). Na dodatek sam sposób opisania tej sprawy jest dość kuriozalny. Żeby niczego nie przeinaczyć, pozwolę sobie na kolejny cytat. Mamy w nim zdanie wprowadzające fragment relacji Galickiego i początek fragmentu jego wspomnień: „Por. (F/O) M. Galicki tak opisał swe spotkanie z sojuszniczym samolotem myśliwskim, będąc wziętym za samolot Luftwaffe: Jeszcze gorszy wypadek wydarzył się na początku sierpnia [1944 r.] por. [F/O M.] Michniewiczowi. Poleciał on z nowo przybyłym pilotem…”.
Jak widać z początku samego cytatu, Galicki w tym locie nie uczestniczył. Autor nie powinien więc pisać „opisał swe spotkanie”, bo to po prostu nie jest prawdą. Co więcej, sam Galicki błędnie datuje to wydarzenie, rozgrywające się na początku nie sierpnia, lecz września 1944 roku. Sam Autor się jednak tym nie przejmuje.
Najpierw opisał wspomniane wydarzenie z perspektywy Galickiego, umieszczając je w sierpniu, a chwilę później (s. 101, tom II) opisuje je raz jeszcze, tym razem bazując na ORB i dywizjonowej kronice, prawidłowo umieszczając zdarzenie we wrześniu. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Autor nie zauważył błędu Galickiego lub też dlaczego nie porównał wspomnianej relacji z ORB dywizjonu.
Podsumowanie
Najwyższy już czas na podsumowanie. Myślę, iż nie zaskoczę nikogo, pisząc, że w mojej opinii książka „Nad Lewantem i Italią” jest złą, jeśli nie szkodliwą, publikacją. Żaden z jej elementów nie zasługuje na pochwałę, a liczba błędów i usterek jest wprost porażająca. Baza źródłowa zgromadzona przez Autora jest dalece niewystarczająca, a sposób wykorzystania materiałów dostępnych Autorowi zasługuje jedynie na słowa krytyki. Jest to tym bardziej szokujące, iż mamy tu do czynienia z pracą napisaną przez doktora habilitowanego.
Osobne słowa chciałbym skierować w tym momencie do dwóch osób wymienionych w „stopce” jako recenzenci naukowi książki – prof. dra hab. Macieja Franza i prof. nadzw. Piotra Semkowa. Czy, w świetle powyższej recenzji, jesteście Panowie przekonani, że dobrze wykonaliście swoją pracę? Nie liczę na odpowiedź (a może jednak?), niemniej lektura omawianej książki każe mi, jako recenzentowi, takie pytanie postawić.
Pisząc już zupełnie krótko: jeśli ktoś chce zapoznać się z historią „318”, to – w mojej ocenie – lepiej omijać „Nad Lewantem i Italią” szerokim łukiem. Zamiast tego proponuję lekturę wspomnień (np. „W powietrznym zwiadzie” Władysława Nycza) i zapoznanie się z dokumentami dostępnymi online, a potem – jeśli taka Państwa wola – wycieczkę do Londynu. Wyjdzie Wam to na zdrowie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS