A A+ A++

fot. © PHOTO GOMEZ SPORT2021 / Itzulia Basque Country

Siedem podjazdów na 112 kilometrach, ale Primoz Roglic pod zwycięską akcję podpiął się na zjeździe. Słoweniec pewnie przetrwał chaos na baskijskich szosach, pogubił rywali i triumfował w wyścigu Itzulia Basque Country, na mecie w ładnym geście oddając jeszcze zwycięstwo pracującemu z nim Davidowi Gaudu.

Wąskie drogi, strome podjazdy, krótki dystans i potencjał na ugranie czegoś dla siebie wobec zajmowania pozycji lidera wyścigu przez stosunkowo mało doświadczonego zawodnika. Finał Wyścigu Dookoła Kraju Basków nie zapowiadał się na łatwy, ale sobotnia rywalizacja zaraz po starcie przypominać zaczęła ostatnie etapy Criterium du Dauphine w Alpach.

Spuszczeni ze smycze górale mieli przed sobą trzy godziny ścigania, co na kalkulowanie nie pozostawiło czasu. Początkowo kontrolowanie rozróby nieźle szło ekipie UAE Team Emirates, ale gdy na zjeździe z Elosua-Gorla do ataku ruszyli zawodnicy Astana-Premier Tech, wyścig stanął na głowie. Pod akcję podpiął się Roglic, który zbliżać się zaczął do silnej ucieczki. Brandon McNulty i Tadej Pogacar zostali w drugiej grupce i na stromej wspinaczce w połowie etapu mieli problemy: Amerykanin z utrzymaniem tempa, Słoweniec z zorganizowaniem pogoni.

Roglic do ostatniego etapu Itzulia Basque Country przystępował jako wicelider wyścigu i do ataku ruszył na niecałe 70 kilometrów przed metą. O różnicy, ze wszystkich możliwych na górskim etapie czynników, zdecydowało pokonanie zjazdu.

“Mieliśmy trochę szczęścia, ale pojechaliśmy dobrze” – ocenił na mecie kolega Roglica, Jonas Vingegaard, który wyścig zakończył jako drugi. Roglic istotnie do ataku wybrał dobry moment: na zjeździe powstała różnica, liderowi wyścigu, Brandonowi McNulty’emu zaczęło zaś brakować pomocników. Amerykanina prowadził główny rywal Roglica, Tadej Pogacar, niemogący w tym punkcie myśleć o przeskoczeniu i opuszczeniu swojego lidera. Roglic podpiął się pod silną ucieczkę, a na stromej wspinaczce pod Krabelin zdołał utrzymać się na czele. Pogacar rozpoczął tu pogoń, po tym jak wspinaczka zmogła McNulty’ego, ale w grupce goniącej nikt nie zamierzał dać mu zmiany.

Liczyliśmy, że pójdzie nam nieco inaczej. Próbowaliśmy kontrolować, ale kiedy Astana zaatakowała, straciliśmy kilka pozycji. Kolarz Ineosu puścił koło, powstała wyrwa. Było za późno, by to zaspawać. Marc [Hirschi] i ja próbowaliśmy, ale potem wjechaliśmy na najtrudniejszy podjazd dnia, który nie za bardzo odpowiadał Brandonowi. Został nam wyścig o trzecie miejsce na ostatnich 40 kilometrach

– przyznał lider UAE Team Emirates.

Można zaryzykować więcej na zjeździe, ale po co tak ryzykować? Zapytałem Brandona co mam robić: jechać na niego czy próbować samemu. Musieliśmy podjąć decyzję. Próbowałem, ale to był jeden z najbardziej wymagających etapów jakie przejechałem, pod względem fizycznym i psychicznym. Nie jest łatwo, gdy w tak niewielkiej grupce w żadnym terenie nie masz wsparcia i cały czas tracisz czas do prowadzących

– uzupełnił 22-latek.

Roglic tymczasem naciskał i do mety już nie zwolnił. Z ucieczki odjechał z Hugh Carthym (EF Education-Nippo) i Davidem Gaudu (Groupama-FDJ) i przewagę trzymał w okolicach minuty, a na wspinaczce do sanktuarium w Arrate został tylko z Francuzem. Ten wcześniej pozwolił mu wygrać lotny finisz i zebrać bonifikatę i wiedział, że Słoweńca nie interesowała wygrana etapowa. Na mecie nie było niedomówień i pazerności na wygraną: tradycyjny podział “ty etap, ja generalkę” zwieńczony został gestami zwycięstwa obu kolarzy.

100 kilometrów, krótko i słodko. Jestem po prostu szczęśliwy. Zawsze lubiłem się tu ścigać, tu jest zawsze trudno. Dobrze się tu bawiliśmy w tym tygodniu

– podsumował na mecie lider Jumbo-Visma.

Duet na metę dojechał 35 sekund przed grupą Pogacara, który drugie miejsce w wyścigu przegrał jeszcze z Vingegaardem.

Wszyscy mówili o nim [Pogacarze] i o mnie, ale to nie tylko my się ścigamy tu jest wielu mocnych zawodników

– zaznaczył Roglic.

31-latek po raz drugi w karierze wygrał Itzulia Basque Country. Kolarz Jumbo-Visma triumfował już w 2018 roku, co jest jego pierwszą wygraną w wyścigu etapowym cyklu WorldTour.

©PHOTO GOMEZ SPORT 2020

Słoweński kolarz nie robi wrażenia przesądnego i trudno go posądzić, by wierzył, że wyższe siły próbują przeszkodzić mu w odnoszeniu sukcesów na ostatnich etapach wyścigów. Roglic w ostatnich latach wygrywał wyścigi seryjnie, ale trzy duże wygrane wymknęły mu się po problemach właśnie na ostatnim lub przedostatnim etapie. W 2020 roku kraksa przeszkodziła mu w wygraniu Criterium du Dauphine, a słabszy dzień na czasówce Tour de France kosztował go zwycięstwo. W tym roku dwa upadki na ostatnim etapie Paryż-Nicea także przekreśliły szansę na przypieczętowanie triumfu.

W Kraju Basków zawsze czuł się dobrze i sobotni etap nie stanowił wyjątku.

Dziś poszło mi o wiele lepiej niż na ostatnim etapie Paryż-Nicea. Nigdy nie miałem poczucia, że ostatnie etapy są dla mnie problemem, ale pech mnie jakoś dopadał. Z drugiej strony, [ze względu na pozycję w wyścigu – przyp. red.] wszyscy widzą, kiedy mnie się to przytrafia. Super, że dziś obyło się bez problemów, mogłem jechać á bloc

– tłumaczył.

Ekipa Jumbo-Visma z Kraju Basków wyjeżdża także z potwierdzeniem, że inwestycja w Jonasa Vingegaarda była krokiem jak najbardziej wskazanym. Duńczyk, który po uczestnictwie w akcji na trzecim etapie plasował się wysoko w klasyfikacji ogólnej, dziś finiszował szósty i wobec strat rywali zajął 2. miejsce w wyścigu, na podium rozdzielając Roglica i Pogacara.

Myślę, że w tym roku wykonałem spory krok naprzód. Jestem bardzo szczęśliwy z drugiego miejsca. Byłem bardzo zawiedziony, że nie udało mi się wygrać etapu, miałem szansę w dniu, gdy moja córeczka skończyła 7 miesięcy. Bardzo chciałem wywalczyć dobry wynik i go zadedykować mojej rodzinie

– wspominał 24-latek.

Vingegaard, który pokazać się ma też w ardeńskich klasykach, za sobą ma już udane starty: w lutym triumfował na etapie UAE Tour, a w marcu zgarnął dwa odcinki Settimana Coppi e Bartali i klasyfikację generalną włoskiej etapówki. Podium w Kraju Basków to jego pierwsza tak wysoka lokata w wyścigu etapowym najwyższego szczebla.

Na trasie Itzulia Basque Country Roglic i Pogacar w formule wieloetapowej mierzyli się po raz pierwszy od ubiegłorocznego Tour de France. Poziom prezentowali bardzo podobny, aczkolwiek kilka różnic można po sześciu dniach wychwycić.

Dla Roglica to dopiero drugi start w sezonie, co zwiastuje dobrą formę na ardeńskie klasyki, Pogacar natomiast zdążył wygrać już dwie etapówki, a po Kraju Basków czekał będzie z pewnością na okres odpoczynku. Ekipa Jumbo-Visma, w mniej doświadczonym składzie, zdołała poradzić sobie w starciu z mocnym garniturem zawodników UAE Team Emirates, m.in. dzięki świetnej postawie Antwana Tolhoeka czy Tobiasa Fossa i Sama Oomena. Szanse dostali młodzi pomocnicy: dla Brandona McNulty’ego i Jonasa Vingegaarda były to cenne doświadczenia i wyniki podbudowujące, aczkolwiek nie bez wpływu na przebieg zmagań. Sytuacja Duńczyka nie wiązała rąk Roglicowi, natomiast przejęcie prowadzenia przez McNulty’ego nie pozwoliło Pogacarowi na błyskawiczną odpowiedź w krytycznym momencie rywalizacji.

Jeśli znalazłeś w artykule błąd lub literówkę prosimy, daj nam o tym znać zaznaczając błędny fragment tekstu i używając skrótu klawiszy Ctrl+Enter.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułFrancja i Niemcy potwierdzają, że nie ma nadrzędności prawa UE nad krajowym
Następny artykułDzieci na ulicach Katowic, Sosnowca i Chorzowa. Można im pomóc, wspierając Dom Aniołów Stróżów