Rozmiary An-225, który nieprzerwanie od 1988 roku dzierży miano najcięższego samolotu świata, dają wyobrażenie o skali ostatniego wielkiego radzieckiego programu kosmicznego. Przy pracach nad wahadłowcem Buran i rakietą Energia nie szczędzono funduszy. Był to jeden z tych programów, które wydatnie przyczyniły się do zapaści gospodarczej ZSRR.
Jego historia jest dla mnie osobiście fascynująca. Ma w sobie coś z opowieści o wielkich dziełach zaginionych cywilizacji, które można nadal podziwiać gdy nieużywane i nikomu niepotrzebne obracają się w pył.
Poniżej fragment dłuższego nagrania wykonanego przez grupę eksploratorów pod szyldem “Exploring The Unbeaten Path”, którzy w 2017 roku włamali się do jednego z budynków na Bajkonurze.
Dogonić i przegonić USA
Tak jak wiele innych wielkich radzieckich programów zbrojeniowych i kosmicznych, Buran/Energia zrodził się z chęci dorównania oraz przyćmienia osiągnięciom Amerykanów. Ci od początku lat 70. coraz intensywniej pracowali nad zupełnie nową koncepcją lotów w kosmos – na pokładzie dużego pojazdu kosmicznego wielokrotnego użytku. Miał to być sposób na znaczne ułatwienie podróży na orbitę i uczynienie jej tanią. Efektem były dobrze znane promy kosmiczne NASA.
Dzisiaj wiemy, że z punktu widzenia swoich pierwotnych założeń były to nieudane pojazdy. Imponujące technicznie, ale bardzo drogie, zbyt skomplikowane i stosunkowo niebezpieczne. Radzieckie przywództwo w latach 70. nie mogło jednak tego wiedzieć. Wiedziało natomiast tyle, ile przekazał wywiad i ile wyczytano z mediów zachodnich – Amerykanie intensywnie pracowali nad statkiem kosmicznym zupełnie nowego rodzaju.
Zgodnie ze standardowym zimnowojennym trybem myślenia, Moskwa uznała promy kosmiczne za poważne zagrożenia militarne. Było przy tym faktem, że początkowo w pracach nad nimi dużą rolę odgrywało amerykańskie wojsko. Radzieccy wojskowi uznali, że Amerykanie mogą używać swoich wahadłowców jako kosmicznych bombowców czy do wynoszenia orbitalnych dział laserowych.
Naukowcy i inżynierowie radzieckiego przemysłu kosmicznego mieli być bardzo sceptycznie nastawieni do alarmistycznych wizji związanych z promami kosmicznymi (wiedzieli, że to przesada), ale to nie oni decydowali. W 1976 roku kierownictwo ZSRR wydało dekret nakazujący stworzenie odpowiedzi na amerykańskie “zagrożenie”. Zgodnie z wieloletnią radziecką tradycją, partia i wojsko oczekiwało czegoś bardzo podobnego do amerykańskiego pierwowzoru, tylko lepszego.
Wygląda prawie tak samo, ale są różnice
Naukowcy i inżynierowie mieli więc mocno związane ręce. Przyszły prom Buran (ros. burza śnieżna) w efekcie wyglądał bardzo podobnie do swoich amerykańskich odpowiedników. Miał robić co do zasady to samo, więc musiał być prawie taki sam. Fizyki nie da się oszukać.
Początkowo ambicjonalnie próbowano stworzyć coś bardziej oryginalnego na podstawie prawie dwóch dekad prac w biurze konstrukcyjnym MiG nad małymi samolotami kosmicznymi (program Spiral). Jednak analiza dostępnych informacji zgromadzonych przez wywiad na temat amerykańskich promów kosmicznych wykazała, że przyjęty przez Amerykanów ogólny układ jest bliski ideałowi więc trudno go poprawić. Tradycyjnie dumni z osiągnięć ZSRR Rosjanie lubią jednak dzisiaj podkreślać, że Buran nie był kopią i wymieniają szereg różnic.
Podstawową był inny układ zestawu rakieta-statek. W radzieckim wydaniu to potężna rakieta nośna Energia odpowiadała w całości za dostarczenie promu na orbitę. Amerykanie zdecydowali się na hybrydowe rozwiązanie i w samym promie zainstalowali trzy duże silniki generujące znaczną część mocy. Dzięki temu były wielokrotnego użytku. Radzieccy konstruktorzy chcieli w przyszłości uczynić całą główną część rakiety wielokrotnego użytku, jednak nigdy do tego nie doszli. Energia miała być też uniwersalna i służyć do przenoszenia innych ładunków niż Buran, takich jak satelity czy stacje kosmiczne. Rakieta nośna amerykańskich promów kosmicznych służyła tylko i wyłącznie do jednego zadania.
Dzięki brakowi dużych silników Buran był lżejszy i mógł zabrać większy ładunek. 30 ton w porównaniu do 27 ton. Od początku projektowano go też do opcjonalnych lotów bezzałogowych. Amerykanie nigdy takiej możliwości nie rozpatrywali. Planowano też zamontować w promach Buran chowane silniki odrzutowe, które znacznie poprawiłyby bezpieczeństwo lądowania. Bez nich zarówno amerykańskie promy jak i ich radzieckie odpowiedniki latały jak “szybujące cegły”. Radzieccy konstruktorzy byli też przekonani, że ich system osłon termicznych umożliwiających statkowi wejście w atmosferę był lepszy. Ogólnie ich zdaniem cały ich układ był bezpieczniejszy i miał mniej słabych punktów. Nie sposób jednak tego obiektywnie stwierdzić. Rozpoczęty z rozmachem program Buran/Energia nie doczekał się godnego finału.
Łabędzi śpiew programu kosmicznego ZSRR
Gwałtownie pogarszająca się sytuacja gospodarcza ZSRR w połowie lat 80. sprawiła, że koszmarnie drogi program promu kosmicznego i wielkiej rakiety znalazł się na celowniku ekipy reformatorów Michaiła Gorbaczowa. Zwłaszcza, że rzekome śmiertelne zagrożenie ze strony wahadłowców NASA okazało się grubą przesadą. Amerykańskie wojsko do połowy lat 80. faktycznie wycofało się z programu. Radzieckie wojsko tak właściwie też nie miało pomysłu do czego mogłoby użyć Burana. Wykorzystanie go do wynoszenia na orbitę ładunków cywilnych również mijało się z celem. Mająca podobne możliwości rakieta Proton transportowała 20 ton na niską orbitę okołoziemską około 50 razy taniej.
Program był już jednak zaawansowany. Do 1988 roku powstało dziewięć egzemplarzy testowych i badawczych. Powstała wielka infrastruktura na kosmodromie Bajkonur, będąca w znacznej mierze modernizacją i rozbudową tego co pozostało po nieudanej wielkiej rakiecie księżycowej N1. Ukończono budowę pierwszego pełnoprawnego orbitera, któremu nadano nazwę własną Buran. To za jego sprawą cały program jest teraz tak nazywany, choć oryginalnie określano go jako MKS, co jest skrótem rosyjskiego określenia na “system kosmiczny wielokrotnego użytku”.
Czując wiszący im nad głowami miecz Demoklesa szefowie programu i popierający ich decydenci zdecydowali się na przysłowiowy “rzut na taśmę” – pokazowy lot Burana. 15 października 1988 roku radziecki prom kosmiczny wystartował po raz pierwszy i ostatni. Buran odbył krótki lot bezzałogowy. W jego trakcie dwa razy okrążył Ziemię i automatycznie wylądował na Bajkonurze. Dużo zdjęć z tego wydarzenia jest w galerii na początku tekstu. Jak zawsze warto kliknąć w niebieski przycisk “Galeria” pod zdjęciem tytułowym.
Krótki film dokumentalny rosyjskiej państwowej korporacji Roskosmos na temat promu Buran. Dużo ciekawych zdjęć archiwalnych.
Lot był wielkim sukcesem z technicznego i propagandowego punktu widzenia. Nie na wiele się jednak zdał. Jeszcze w tym samym roku program został de facto zamrożony. W tym momencie drugi prom o nazwie własnej Pticzka (ros. Ptaszek) był już niemal ukończony. Trzeci, nigdy nienazwany, może w połowie. Dwa kolejne we wstępnej fazie budowy.
Cały program Buran/Energia został zatrzymany w czasie. Nic nie posuwało się naprzód, ale też nic nie złomowano. Kierownictwo programu miało nadzieję, że nadejdą lepsze czasy, albo chociaż uda się znaleźć jakieś ładunki komercyjne dla rakiety Energia. Wszystko jednak na marne. W 1993 roku Borys Jelcyn formalnie zakończył program, który i tak faktycznie był już martwy. Do tego czasu miał kosztować ZSRR w zależności od źródeł od 16 do 20 miliardów ówczesnych rubli.
Rdzewiejące ślady potęgi
Dzisiaj najbardziej widocznym wspomnieniem programu Buran/Energia jest samolot An-225, który miał służyć do przewozu samych promów jak i części rakiety z fabryk w europejskiej części na kosmodrom Bajkonur. Na samym kosmodromie pozostały dwa wielkie budynki służące do montażu i obsługi promów oraz rakiet. Do tego dwie wyrzutnie. Poza jednym budynkiem wszystko pozostałe rdzewieje i się rozpada.
Sam prom Buran doczekał się tragicznego końca. Przez ponad dekadę stał w głównym hangarze zamontowany na makiecie rakiety Energia. W 2002 roku podczas prac remontowych zawalił się nad nim zardzewiały dach. Zginęło ośmiu robotników, a prom i makieta rakiety zostały zmiażdżone.
Pticzka i jeden z egzemplarzy testowych stoi do dzisiaj w pobliskim budynku, który miał służyć do tankowania przed startem. Wrót do hangaru już od dawna nikt nie serwisuje, więc tak naprawdę jest to ich sarkofag. Grupa “Exploring The Unbeaten Path” dostała się tam w 2017 roku i poza wspomnianym wcześniej filmem, wykonała wiele zdjęć.
Tak współcześnie wyglądają szczątki programu Buran Fot. Exploring The Unbeaten Path
Ogólny widok na miejsce spoczynku promu Pticzka Fot. Exploring The Unbeaten Path
Nieukończony kokpit promu kosmicznego Pticzka Fot. Exploring The Unbeaten Path
Niewykończona ładownia promu Pticzka Fot. Exploring The Unbeaten Path
Otoczenie hali mieszczącej prom Pticzka. Jak widać, większość infrastruktury popadło w ruinę. Na horyzoncie główny budynek, w którym został zniszczony w 2002 roku prom Buran Fot. Exploring The Unbeaten Path
Tutaj znajdziesz więcej zdjęć.
Trzeci nieukończony prom jest wystawiony w Moskwie. Czwarty i piąty w końcu zezłomowano. Kilka egzemplarzy testowych można zobaczyć w różnych miejscach na świecie. Najbliżej Polski w niemieckim muzeum techniki w Speyer.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS