A A+ A++

Niedawno ujawniliśmy w „Wyborczej”, że ośrodek dla cudzoziemców z warszawskiego Targówka, musi być zlikwidowany. Teren kupił koncern Panatoni i w myśl zawartego porozumienia, ośrodek ma się wynieść w ciągu pół roku. Ani Urząd ds. Cudzoziemców ani prowadząca ośrodek komercyjna firma nie mają jeszcze pomysłu na nową lokalizację. Dopiero po naszym artykule UdSC otrzymał oficjalne potwierdzenie sprzedaży działki. A także zapewnienie, że placówka będzie mogła działać do końca sierpnia 2021 roku.

Uczą się życia w Polsce

Co dalej? Martwią się o to m.in. pracownice Przystanku Świetlica prowadzonego w ośrodku na Targówku przez Fundację dla Wolności. To miejsce, w którym dzieci w wieku 6-18 lat spędzają czas po szkole, odrabiają lekcje, opiekunki pomagają też ich mamom załatwiać formalności, zdobyć pracę. Bo ośrodek na Targówku przeznaczony jest tylko dla samotnych kobiet z dziećmi.

– W dużej mierze to Czeczeni, ale są także uchodźcy z Kirgistanu, Tadżykistanu, Ukrainy, Białorusi, pojedyncze osoby z Konga, Iraku, Kurdyjki – opowiada Maja Ratyńska z Fundacji. Bardzo często to rodziny wielodzietne. Jedna z mieszkanek miała nawet 9 dzieci, średnio mają po czworo – dodaje  Martyna Łukaszewska.

Obecnie z przystanku korzysta 31 dzieci, ale bywało że było ich nawet 50. – Ostatnio dołączyła do nas Amina (imię zmienione), bo skończyła sześć lat. Wcześniej często przychodziła pod salę, prosiła żeby ją wpuścić, bo chciała dołączyć do starszych. Mamy zasadę, że maluchy mogą przychodzić z mamami. Gdy Aminie udawało się namówić mamę, pękała z dumy – opowiada Maja.

Pracownice Świetlicy o likwidacji ośrodka też dowiedziały się w wieczór poprzedzający naszą publikację. Wciąż nie wiedzą, czy będą mogły działać w nowym miejscu. – Naszą zaletą jest stałość. Dzieci wiedzą, że trzy razy w tygodniu mogą do nas przyjść na kilka godzin. Zawsze najpierw mamy warsztaty na jakiś temat, potem odrabiamy lekcje. Jesteśmy od tego, żeby dopasowywać się do potrzeb dzieci. Wiemy, że są wrażliwe i indywidualnie podchodzimy do każdego – opowiada Martyna.  W ostatnich miesiącach z powodu pandemii zajęcia odbywają się zdalnie, ale pracownice fundacji mają cały czas kontakt z podopiecznymi. Rozmawiamy online późnym wieczorem, ale słyszę, że w ich komunikatorach cały czas odzywają się dzieci z różnymi pytaniami.

Formalnie ośrodek przysługuje uchodźczyniom w trakcie procedury uzyskania ochrony międzynarodowej. Ta powinna trwać do sześciu miesięcy. Praktyka jest o wiele smutniejsza. – Bywa że uchodźczynie czekają po kilka lat. Rekordzistka, uchodźczyni z Ukrainy, czeka na prawo pobytu już sześć lat, właśnie odwołuje się od decyzji o deportacji – mówi Maja.

Mural (a właściwie rural) w pobliżu ośrodka na Targówku poświęcony uchodźcom materiały Fundacji Sowa

W przypadku małych dzieci, jak Amina, oznacza to że większość życia spędziły już w Polsce. Ojczyznę pamiętają słabo albo wcale. – Tutaj dorastają, poznają rówieśników, zawierają przyjaźnie. To wszystko dzieje się w Polsce. Mówią równie dobrze po polski, jak w ojczystych językach. Chodzą do polskich klas, na polskie place zabaw – mówi Martyna Łukaszewska. – A cały czas nie mogą poczuć się u siebie, bo sprawa jest w toku. Wciąż mają świadomość, że mogą być odesłane do kraju, którego już nie znają – mówi Maja Ratyńska i dodaje: – Co bardzo ważne, poznają świat dostępny dla obu płci, co w ich ojczyznach nie jest oczywiste. Bywa że tam 16-latce szukają męża, a nie liceum. A w najlepszym przypadku każą się zajmować młodszym rodzeństwem.

Większość mieszkańców ośrodka to muzułmanie. – Wśród uchodźczyń, tak jak wśród Polaków, są wierzący i praktykujący, oraz tacy którzy o religii przypominają sobie tylko od święta – mówi Maja Ratyńska .

Na tym tle nie dochodzi do konfliktów, poza jednym przypadkiem, gdy przejeżdżający obok rowerzysta zwyzywał kobiety z ośrodka. Został zatrzymany przez policję, usłyszał zarzuty, okazał się militarystą amatorem.

Pracownice Przystanku Świetlica w ośrodku dla cudzoziemców na Targówku: Martyna Łukaszewska , Maja Ratyńska oraz Iza OrłówPracownice Przystanku Świetlica w ośrodku dla cudzoziemców na Targówku: Martyna Łukaszewska , Maja Ratyńska oraz Iza Orłów ADAM STĘPIEŃ

Ośrodek musi zostać na Targówku

W adaptacji dzieciom uchodźców pomaga Szkoła Podstawowa nr 58 im. Tadeusza Gajcego. Powstały tu specjalne klasy przygotowawcze, które w pierwszym roku stawiają na naukę języka. Po nim dzieci posługują się językiem polskim bez problemów, mówią znacznie lepiej niż ich mamy. Co ważne, do nietypowych uczniów przyzwyczajeni są już nauczyciele. Są też w stałym kontakcie z pracownicami fundacji, mówią, nad czym konkretne dzieci muszą pracować w świetlicy.  

O los uchodźczyń i ich dzieci upomniały się też w interpelacji radne Dorota Łoboda (Rada Miasta) i Katarzyna Górska-Manczenko (Rada Dzielnicy Targówek). Wynika z niej jasno, że nowe miejsce dla ośrodka powinno być na tyle blisko, żeby dzieci nie musiały zmieniać szkoły, a ich mamy miały możliwość dojazdu do pracy. – W naszej ocenie kluczowe jest znalezienie takiej lokalizacji ośrodka, która nie zmusi ponownie osób ciężko już przez los doświadczonych do kolejnej, całkowitej zmiany ich życia – napisały radne.

________________

Prowadzącą „Przystanek Świetlica” Fundację dla Wolności można wesprzeć wpłacając 1 proc. podatku.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWygraliśmy mecz z Brukselą!
Następny artykułDrogowe plany władz powiatu łukowskiego