A A+ A++

Stany Zjednoczone wprowadziły do służby F-117A w latach 80. ubiegłego stulecia. Wówczas była to tajna superbroń, zdolna do przenikania sowieckiej obrony powietrznej, dzięki niskiej skutecznej powierzchni odbicia promieniowania radarowego. Samoloty te mogły przejść bliżej radarów przeciwnika niż standardowe samoloty 3. i 4. generacji. Ten swoisty „rapier” mógł prześlizgnąć się w ten sposób przez „pancerz” przeciwnika, a następnie precyzyjnie uderzyć w stanowiska dowodzenia i stacje radiolokacyjne. To osłabiało system obronny przeciwnika, skutkiem czego powstawały w nim znacznie większe luki niż poprzednio. Takie, przez które mogło przechodzić już konwencjonalne lotnictwo, miażdżąc resztę oporu. W podręcznikowy sposób zostało to wykorzystane w 1991 roku w czasie Operacji Pustynna Burza. F-117A stał się jej symbolem, wraz ze śmigłowcem AH-64 Apache i czołgiem M1 Abrams. Samolot na długie lata stał się też ucieleśnieniem amerykańskiej dominacji technicznej nad całym światem w tym nawet Związkiem Radzieckim a potem Rosją, która nie była w stanie stworzyć niczego podobnego.

Reklama

Do precyzyjnego przenikania nad terytorium nieprzyjaciela nie potrzeba było wielu samolotów. Nic więc dziwnego, że zbudowano jedynie 59 maszyn, służących, w dwóch a potem trzech dywizjonach liniowych plus jednostka testowa. Dobra passa F-117A skończyła się w czasie nalotów na Serbię w 1999 r. prowadzonych w ramach tzw. Wojny w Kosowie. Jak powszechnie wiadomo 27 marca tegoż roku bombowiec o kodzie wywoławczym Vega 31 padł wówczas ofiarą systemu S-125 należącego do 250. Brygady Rakietowej Obrony Powietrznej armii jugosłowiańskiej dowodzonej przez ppłk Zoltana Dani. Dzisiaj serbskiego bohatera narodowego i… piekarza.

Serbowie wykorzystali fakt, że Amerykanie latali co noc na podobnej trasie i starali się namierzyć cel włączając radiolokatory na maksimum 17 sekund – zanim zostaną zagłuszone bądź namierzone i ostrzelane przez lotnictwo Sojuszu Północnoatlantyckiego. Liczyli, że w tym czasie uda im się namierzyć cel i odpalić w jego kierunku rakiety, po czym od razu wyłączyć system i przemieścić się ze zdekonspirowanego obszaru. Tak właśnie stało się w przypadku Vega 31, który został w czasie takiego kilkunastosekundowego „okna” dostrzeżony. Być może kiedy otworzył wewnętrzną komorę uzbrojenia i stał się przez to bardziej widoczny. Serbom mogło dopisać szczęście, ale z drugiej strony istnieją doniesienia, że Amerykanie lekceważyli przeciwnika i latali codziennie „zgodnie z rozkładem”. Mniej więcej wiadomo było więc kiedy i gdzie można będzie się ich spodziewać. Samolot został trafiony i spadł na ziemię a jego pilot – Dale Zelko  – zdołał się katapultować i – ewakuowany – przeżył.

Przez wiele lat funkcjonowała jednak informacja, że Serbowie zdołali zestrzelić więcej niż jedno F-117A. Mówiono o drugim trafionym samolocie, a nawet istniała teoria o trafionym B-2 Spirit, który miał jakoby rozbić się w Chorwacji albo powrócić z trudem do bazy. Jego stratę (wybudowano jedynie 21 egzemplarze) miano rzekomo zakamuflować wypadkiem bombowca o nazwie własnej „Spirit of Kansas” z 2008 r. Wedle tej teorii w czasie tego wypadku nie miał zostać zniszczony prawdziwy bombowiec, ale tylko stary kadłub. Teoria ta wydaje się jednak mocno naciągana.

Okazuje się jednak, że w rewelacjach o serbskich zestrzeleniach było przynajmniej jedno ziarno prawdy. 30 grudnia ubiegłego roku w podcaście Afterburn wystąpił ppłk rezerwy Charlie „Tuna” Hainline, który wspominał noc nad Belgradem. Nie podał przy tym daty, ale do tej pory Serbowie twierdzili, że trafili w drugi „niewidzialny” cel 30 kwietnia 1999 roku. Tego dnia F-117A należące do niego i jego skrzydłowego znalazły się pod ostrzałem rakietowej obrony przeciwlotniczej. Jak powiedział dwa pociski poleciały w miejsce  gdzie znajdował się jego skrzydłowy (samoloty znajdowały się ok. 15 km od siebie). Jeden pocisk eksplodował a drugi poleciał dalej. Jak mówił, Nighthawki – być może w wyniku marcowego zestrzelenia – nie lekceważyły już przeciwnika i latały zgodnie ze szczegółowo opracowanym planem lotów, tak aby unikać zaawansowanej broni przeciwnika w postaci systemów S-300, które były uważane za realne zagrożenie.

“Tuna” utracił kontakt ze skrzydłowym i samodzielnie kontynuował misję. Drugi samolot spodziewał się spotkać po misji na powietrznym miejscu zbiórki koło samolotu tankowania powietrznego. Skrzydłowego jednak nie było i Hainlin musiał przekonywać załogę tankowca, żeby oszczędzać paliwo i czekać. Wreszcie zaginiony F-117 się pojawił. Maszyna miała wyłączone światła i była w bardzo złym stanie. Można założyć, ze była poszatkowana stożkiem odłamków z rakiety, którą wystrzelono w nią nad Belgradem. Ranny Nighthawk leciał tak wolno, że tankowiec musiał opuścić klapy i maksymalnie zwolnić, żeby w ogóle podać mu paliwo.

F-117 ledwo powrócił do bazy w Spagdahlem, a Hainline jej towarzyszył, za co później został odznaczony Distinguished Flying Cross. Jak powiedział uszkodzony samolot zdołał przyziemić, ale następnie został skasowany. Utracony w ten sposób samolot należał do 9. Dywizjonu Flying Knights, w którym służył “Tuna”.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSeniorzy, nauczyciele i służby mundurowe. Znamy datę szczepień na Covid-19
Następny artykułKowalczyk pokazała zdjęcie z siłowni. Nie tylko umięśnione nogi robią wrażenie