Pancerny, lekki, o wielkich możliwościach i w rozsądnej cenie. Garmin killer?
Zegarki przygodowe, czyli takie, które przydają się w terenie, w lesie, w górach czy na żaglach to bardzo specyficzna kategoria sprzętu, opanowana przez kilka dobrze okopanych firm, takich jak Garmin, Suunto czy Casio ze swoimi G-Shockami i ProTrekami. A tu nagle pojawia się nowy gracz z nowymi pomysłami i podejściem.
Tym razem obserwujemy, jak na rynek terenowych zegarków z rykiem wdziera się Amazfit T-Rex 2, z zamiarem zjedzenia konkurencji. Ale czy nie ma za krótkich rączek? No i czy jest dobry, zły, czy brzydki?
W naszym nowym cyklu wideorecenzji nie opisujemy tylko, jakie dane urządzenie jest. Testujemy je w praktyce, a potem, niczym w starym westernie z Clintem Eastwoodem, bezlitośnie punktujemy, co okazało się dobre, złe i brzydkie.
Opowiem wam, jakie dobre cechy ma ten sprzęt, potem przejdę do minusów, żebyście wiedzieli, czego może wam w nim zabraknąć, a na koniec wyciągniemy to, co brzydkie – czyli rzeczy, których producent powinien się wstydzić albo które przeszkadzają tak bardzo, że tylko przez nie możesz zrezygnować z zakupu.
Konstanty Młynarczyk, TL;DR
THE GOOD: Cechy dobre
Pancerne zegarki wyglądają pancernie – tak powinno być i tak jest też i w tym przypadku. Jednak T-Rex 2, mimo bardzo dramatycznej nazwy, ma zaskakująco stonowany wygląd. To twardziel, ale taki, z którym spokojnie można się pokazać też w mieście, w nieco mniej polowych ciuchach. Jak dla mnie, plus.
Dobre jest też to, że ta “pancerność” nie kończy się na wyglądzie. Ten zegarek jest oczywiście wodo- i pyło- szczelny na poziomie IP68 (wodoszczelność do 10 atmosfer ciśnienia statycznego, czyli teoretycznie 100 m głębokości) został też zabezpieczony przed skutkami uderzeń, wibracji i przeciążeń, a także ekstremalnie niskiej i wysokiej temperatury, co zostało potwierdzone testami zgodnymi z normą MIL-STD 810G.
Tu warto zwrócić uwagę, że mówiąc o ekstremalnie niskich temperaturach mam na myśli naprawdę solidny mróz – T-Rex 2 nie tylko wytrzymuje, ale jest w stanie prawidłowo funkcjonować nawet przy -30 stopniach!
Komuś mrożonego T-Rexa?
Wielkie dobro tego zegarka, które wyróżnia go wśród innych takich konstrukcji tych wszystkich pozostałych firm, to wielki, piękny i dotykowy ekran. Wysoka rozdzielczość, soczyste, żywe kolory typowe dla technologii AMOLED i czułość na dotyk sprawiają, że jest doskonale czytelny i używa się go z przyjemnością. To ogromna odmiana po szarych i niskiej rozdzielczości, albo kolorowych ale nieczytelnych ekranach innych zegarków (tak, to do ciebie, Garminie).
Kolejny plus to długo czas pracy na baterii – coś, co jest praktycznie niezbędne, żeby można było uznać dany zegarek za nadający się do używania w terenie. I Amazfit T-Rex 2 ma to coś. Co prawda podawane przez producenta 24 dni są raczej nie do osiągnięcia, jeśli chce się korzystać z czegoś jeszcze poza odczytem czasu, ale dwa tygodnie – jak najbardziej. A to już dość, żeby zabrać go ze sobą na wakacje w miejscu, gdzie nie ma gniazdek z prądem.
No i to, po co się go w ten teren zabiera: jest wysokościomierz barometryczny z kalibracją GPS, jest śledzenie zmian ciśnienia atmosferycznego z konfigurowalnym alarmem burzowym, informacja o czasie wschodu i zachodu słońca, kompas… Jest też dwupasmowy odbiornik nawigacji satelitarnej, potrafiący korzystać ze wszystkich głównych konstelacji, a także pożyteczne funkcje nawigacyjne: import i śledzenie tras, czy powrót po śladzie. Chociaż… ale do tego wrócę dalej. Generalnie, solidny plus.
Wreszcie – last but not least – jak mawiają koledzy zza wody, funkcje smartfonowe i zdrowotne: dużo i dobrze, jak w Amazficie GTR 3 (zobaczcie ten odcinek).
THE BAD: Cechy złe
Pod jakimi względami T-Rex 2 sobie nie radzi?
Po pierwsze, w południe, latem, przy ostrym słońcu, 1000 nitów jasności ekranu nie wystarczy, żeby zapewnić wygodną czytelność. Jest JAKAŚ czytelność… ale wygodna? Nie.
Niefajne jest, że chociaż do dyspozycji jest wiele – bardzo wiele – różnorodnych tarcz, nie da się ich konfigurować, żeby pokazywały te dane, których potrzebujesz. Minus.
I kolejny minus za coś, czego bardzo nie lubię, czyli dedykowane złącze ładowania. Ale przynajmniej, takie samo, jak w innych zegarkach Amazfit…
THE UGLY: cechy brzydkie
Brzydkie są w tym zegarku rzeczy, które są… ale ich nie ma. Już wyjaśniam. Pierwszą z nich jest możliwość płacenia zbliżeniowego – jest chip NFC, ale brak całej stojącej za tym papierologii i umów, więc producent nie może jeszcze tej funkcji udostępnić w Polsce.
Druga rzecz, to fakt, że bardzo ważne z punktu widzenia terenowego użycia zegarka funkcje, takie jak wgrywanie tras, nawigowanie czy powrót do miejsca startu są… w specyfikacji, oraz w planach. Mają być dodane w aktualizacji systemu, ale nikt nie wie kiedy. Trochę brzydko…
PODSUMOWANIE
Taki powrót T-Rexa to ja rozumiem – dobrze przemyślany, świetnie wykonany i bogato wyposażony – to wyszło zdecydowanie lepiej, niż w Jurassic Park. Jeśli potrzebujesz zegarka w teren, który wygląda i działa bardziej jak smartwatch, niż jak G-shock, a jednocześnie oferuje niemal wszystko to, co bardziej wyspecjalizowane urządzenia, spróbuj tego dinozaura. Jest naprawdę godnym konkurentem, a dodatku w drapieżnie ciekawej cenie. Ciekawe tylko, kiedy będzie update z tymi obiecanymi funkcjami…
- piękny ekran o wysokiej jasności, świetnych kolorach i dużej rozdzielczości
- dotykowy!
- jest lekki, a jego wygląd nie jest zbyt agresywnie “terenowy”
- świetna odporność na wszelkie czynniki środowiska, w tym na bardzo niską temperaturę
- długi czas pracy
- funkcje terenowe: wysokościomierz z kalibracją GPS, alarmy burzowe, alarm zachodu słońca, kompas
- wszystkie potrzebne funkcje smartwatchowe i zdrowotne
- atrakcyjna cena za takie możliwości
- czytelność ekranu w najmocniejszym słońcu jest za niska
- tarcze nie dają możliwości dowolnej konfiguracji (jak na przykład w Garminach)
- własne złącze ładowania
- BRZYDKIE: część funkcji jest niedostępna i ma się pojawić dopiero “w przyszłości”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS