A A+ A++

Nie wiadomo czy potrafiłaby żyć bez teatru, poezji, filozofii i ludzi, z którymi tworzy kolejne kreacje. Nie musi tego sprawdzać. Praca twórcza zajmuje jej co prawda ogrom czasu, ale Alicja Andrzejewska ma sposób na to, by być także dla rodziny i odnajduje ciszę w swoim wiejskim domu.

— Ludzie, którzy znają mnie ze sceny, z pracy w Lidzbarskim Domu Kultury często się dziwią: “Ty na wsi?! W tej nienagannej fryzurze, makijażu, wystrojona?!”. A ja przecież normalnie żyję w tym swoim domu, gdzie trzeba drwa narąbać, ugotować, ogarnąć zwierzęta, bo mamy psa i dwa koty. Tam też się odnajduję — zwierza się Alicja i mówi, że dom na wsi pod Lidzbarkiem Warmińskim, gdzie mieszka z rodziną, jest właśnie po to, by mieć miejsce gdzie można odetchnąć, zapomnieć o świecie, naładować akumulatory, żeby mieć energię do kolejnych działań. A Alicja Andrzejewska ma ich sporo i wszystkie twórcze.

Urodziła się w Olsztynie, gdzie mieszkali jej dziadkowie, ale wychowywała się w Lidzbarku Warmińskim. Dzieciństwo więc Alicja spędziła w grodzie słynącym z pięknego zamku — siedziby biskupów warmińskich, w którym jednym z mieszkańców był książę poetów Ignacy Krasicki. Może to też miało wpływ na jej zainteresowanie kulturą? Możliwe, jednak największy mieli rodzice i brat.

— Tato po pracy zajmował się renowacją mebli, rzeźbieniem, malowaniem obrazów, a mama, chociaż z zawodu była położną, to zawsze interesowała się kulturą i sztuką. Teraz też to robi. Bardzo lubi książki. — opowiada Alicja Andrzejewska. — Kiedy byłam mała, to mama i brat dużo mi czytali, niektóre baśnie nawet na głosy.

To czytanie na głosy nie poszło na marne — brat Alicji — Andrzej Andrzejewski jest teraz znanym aktorem. Można go było zobaczyć między innymi w popularnych serialach, takich jak “Złotopolscy”, “M jak miłość”, “Barwy szczęścia”, “Kryminalni”, “Ojciec Mateusz”. Od 2010 roku jest aktorem warszawskiego Teatru Kwadrat.

— Jestem z niego bardzo dumna — mówi Alicja. — Jest między nami różnica ośmiu lat, więc Andrzej zawsze był dla mnie guru, wzorem do naśladowania, bardzo twórczy, ale też zapalony sportowiec. Podziwiałam w nim to, że zawsze wytrwale dążył do obranych celów, bez względu na to, czy warunki temu sprzyjały, czy nie. Chciałam iść jego śladem, ale nie udało mi się dostać do szkoły teatralnej — nie poszło mi z piosenką. Ktoś wspomniał mi, że w Olsztynie jest nowy kierunek studiów — filozofia. Pomyślałam, że to coś dla mnie. I tak zostałam filozofem lub filozofką, jak kto woli.

W trakcie studiów mogła uśmierzyć swoją tęsknotę za sceną, bo nadarzyła się okazja, by dołączyć do olsztyńskiego zespołu Teatru Białego.

— O castingu do zespołu dowiedziałam się od Jasi Tomaszewskiej, która była wtedy reżyserem — wspomina lidzbarczanka. — Udało się. Grałam w Białym Teatrze przez trzy lata studiów i to było wspaniałe doświadczenie. Jednak, kiedy skończyłam studia i wróciłam do Lidzbarka Warmińskiego, zrezygnowałam z tego teatru z powodów logistycznych. Poza tym bardzo chciałam już wrócić do swojego miasta i tutaj coś robić. Olsztyn mnie męczył.

Zanim jednak do tego doszło, Alicja została zaproszona do… kabaretu Snobów.

— Udział w kabarecie zaproponował mi Radek Bielecki, który właśnie opuszczał Snobów dla Neo-Nówki. I to on był moim pierwszym nauczycielem warsztatu kabaretowego, bo do tej pory byłam bardzo teatralna. Pamiętam, moje pierwsze występy ze Snobami,. W Lidzbarku Warmińskim był pierwszy, później we Wrocławiu, Krakowie. W jednym skeczu grał Radek, który w pewnym momencie zszedł ze sceny, a w kolejnym grałam już ja. Radek zresztą jeszcze przez jakiś czas pisał dla nas skecze.

Kabaret Snobów, mimo sukcesów, rozpadł się, ale Alicja nie rozstała się z satyrą, bo razem z Arkadiuszem Jakszewiczem powołała do życia w 2011 roku Kabaret Dworski. Znakomicie się czuła w tym niezwykłym połączeniu kabaretu i teatru. Do swojego duetu Alicja i Arkadiusz zaprosili Pawła Sadowskiego, który stworzył pierwszy program Dworskiego.

— Uznaliśmy, że potrzebujemy trzeciej osoby i trochę wymusiliśmy na Pawle, żeby z nami grał — wspomina lidzbarczanka.

I tak we trójkę, pisząc autorskie teksty, tworząc choreografię, kostiumy, scenografię i reżyserując, coraz częściej pojawiali się na różnych scenach. Zaczęli odnosić sukcesy na różnych scenach Polski. Idealnie też pasowali do zamku — siedziby Ignacego Krasickiego, który był, jak wiadomo, wielbicielem teatru. Nic więc dziwnego, że byli częstymi gośćmi tego miejsca.

Niestety, czas biegnie, a jak wiadomo jedną z najpewniejszy rzeczy na tym świecie są zmiany. Arkadiusz “Jaksa” Jakszewicz jest teraz stend-uperem, a Paweł Sadowski dyrektorem Lidzbarskiego Domu Kultury. Kabaret Dworski istnieje, ale grywa coraz mniej, bo wszyscy jego członkowie są bardzo aktywni i w innych dziedzinach.

Alicja Andrzejewska zaraz po studiach odbyła staż w LDK i tam pracuje do dziś.
— Złożyłam podanie o pracę właśnie tam, bo całe życie czułam się związana z kulturą — opowiada. — Zaczęłam od prowadzenia zajęć z filozofii. Przychodziła na nie utalentowana młodzież, z którą utworzyłam grupę teatralną “Szafa”, która działa już prawie 11 lat! Jej wadą jest to, że młodzi ludzie szybko dorastają i idą na studia. Rotacja jest więc spora. Jednak dajemy sobie radę. Bardzo się cieszę że z “Szafy” wyszli już zawodowi aktorzy: Przemek Niedzielski, Szymon Kołodziejczyk i Michał Krzywdziński.

“Szafa” to teatr poezji, offowy. Więcej w niej eksperymentów niż klasyki. W scenariuszach pojawia się poezja Ernesta Brylla czy proza Sławomira Mrożka.

— To pewnego rodzaju spuścizna po Białym Teatrze — zwierza się Alicja. — Piszę scenariusze na motywach, robię kolaże, eksperymentujemy.

Wychodzi im to dobrze, bo grupa jest zauważana, nagradzana. I jak widać daje dobry warsztat, skoro aż trzech młodych ludzi pracuje w zawodzie aktora.
Alicja Andrzejewska, który do tej pory występowała, nagle znalazła się po drugiej stronie — w reżyserce.

— W 2012 roku spełniło się moje reżyserskie i filozoficzne marzenie — otrzymałam podwójną nagrodę za scenariusz i reżyserię na Festiwalu Witkacowskim w Słupsku “Witkacy pod Strzechy” od profesora Deglera za scenariusz “Tacy jak Witkacy”, który napisałam, wyreżyserowałam i zagrałam wraz z Arkadiuszem “Jaksą” Jakszewiczem. Wtedy uwierzyłam w swój talent. Jestem też teraz psychofanką postaci i fenomenu Witkacego, do którego często wracam, robiąc sztuki z młodzieżą.

Alicja pracuje też z szóstką młodszych dzieciaków, które mają ochotę grać na scenie, ale też prowadzi Teatr Dorosły, na który składają się słuchacze Uniwersytetu Trzeciego Wieku.

— Z tą grupą robimy duże formy. W pierwszym roku działalności wystawiliśmy dwugodzinny spektakl “Dziewiąty sprawiedliwy” Jurandota. Później były między innymi “Damy i Huzary” Fredry, “Sceny Mrożkiem czytane”. Prowadzę też zajęcia indywidualne. Teatr Dorosły powstał w 2011 roku. Od tamtej pory jego członkowie bardziej się ośmielili, rozwijają się, chcą więcej. Pracujemy nad recytacją i nad monodramami. Kiedy zaczyna się rok akademicki UTW chcą mieć nowy program, nowy materiał do pracy. Bardzo się z tego cieszę.

Wydaje się że Alicja Andrzejewska żyje wyłącznie sztuką. Już teraz planuje kolejny spektakl “Szafy”, do którego zamierza zaprosić jedną 14-latkę z grupy dziecięcej i jedną członkinię Teatru Dorosłego. Na premierę trzeba będzie poczekać ze względu na pandemię, ale jest nadzieja, że niedługo będzie można zobaczyć tę sztukę, bo warto.

— Scenariusz oparłam na zbiorze opowiadań Bronki Nowickiej pt. “Nakarmić kamień”. To piękne opowiadania, które uzupełniamy swoimi doświadczeniami. Tytuł spektaklu jest ten sam. — mówi reżyserka.

Jednak Alicja ma czas dla rodziny i dla siebie. W momencie kiedy zamyka drzwi swojego wiejskiego domu, staje się Alicją po tej stronie lustra. Po stronie szarej codzienności: gotowania, sprzątania, prania, tulenia dziecka do snu, zabawy z psem i głaskania kotów.

— Tutaj jestem kuchtą, gotuję i sprawia mi to przyjemność. Mamy kominek, w którym trzeba palić. Jest wiejsko, sielsko ale pracy sporo, zwłaszcza, że sami remontujemy dom, co pochłania czas i energię. Tutaj muszę być silna i odporna. W domu się odczarowuję, staję twardo na mocnych nogach, ale i tutaj też czuję się sobą. Mój dom jest moim azylem. Oczywiście książki z wierszami walają się po całym domu, ale tutaj jest proza życia — mówi Alicja.

Ewa Lubińska

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKoronawirus. Dwa pierwsze izolatoria powstają w podlaskich hotelach przy ośrodkach sportu
Następny artykułJustyna Kowalczyk atakuje polityków