Alice Weidel nie kryje się z homoseksualnością i twierdzi, że w Niemczech tylko reprezentowana przez nią skrajna prawica może obronić prawa ludzi o podobnej orientacji.
Kampania wyborcza do Bundestagu, wrzesień 2017 r. Sala w Viernheim, 30-tysięcznym miasteczku w Hesji, wypełniona zwolennikami Alternatywy dla Niemiec (AfD). Na mównicy 38-letnia Alice Weidel. Duże błękitne oczy podkreślone okularami, granatowa marynarka, biała bluzka, perłowy naszyjnik, jasne włosy spięte w kok.
Mówi powoli, dobitnie, z siłą: „Chcę państwu powiedzieć o czymś, co nie dotyczy mojego programu wyborczego, to pewnego rodzaju premiera. Jak zapewne niektórzy z was wiedzą, żyję w związku z kobietą. Ostatnio nieco mniej, ale w ogóle tak – śmiech na sali, oklaski – wychowujemy razem dwoje dzieci. Jestem homoseksualna”. Publiczność poruszona – ooooo! I znowu oklaski. Weidel odczekuje chwilę, milcząc, rozgląda się po sali. „Widzę, że nikt nie wstaje i nie wychodzi. To dziwne, bo przecież AfD jest partią homofobiczną. Czy jest tu ktoś, kto mnie nienawidzi? Nikt nie ma nic przeciwko temu, że spędzam życie z kobietą? Ufff! Dziękuję”.
Dalej mówi, że gdyby brała jednego centa za każdym razem, gdy ktoś ją pyta, dlaczego jako homoseksualistka jest w AfD, byłaby dziś milionerką. „Cieszę się z każdego polepszenia sytuacji par jednopłciowych – nawet jeżeli to nie do końca zgadza się z linią programową mojej partii” – przyznaje. Ale natychmiast dorzuca: „Gejom i lesbijkom może być całkowicie obojętne, czy mogą wziąć ślub czy nie, jeśli będą się bać w ogóle wychodzić na ulice! – krzyczy. – Muzułmańskie gangi urządzają polowania na homoseksualistów na ulicach niemieckich miast! To jest skandal! Jestem w AfD nie pomimo, lecz ze względu na mój homoseksualizm”. Owacja na stojąco.
Czy Alice, która jest dzisiaj deputowaną do Bundestagu i współprzewodniczącą frakcji parlamentarnej AfD, miała jakiś odzew od homoseksualnych wyborców? – Owszem, ale ja się tym tematem nie zajmuję. Prawa homoseksualistów nie są dla mnie aż tak ważne. Jako polityczka zajmuję się kwestiami gospodarczymi, po to wstąpiłam do partii – odpowiada.
Kiedy się obserwuje jej aktywność w internecie, można odnieść wrażenie, że przede wszystkim interesuje ją walka z islamem, a kwestie gospodarcze są raczej na drugim miejscu. – Oczywiście – przyznaje Weidel – poprzez niekontrolowany napływ mamy wzrost przestępczości, silniejszy islam, który traktuje kobiety niezgodnie z naszymi wartościami. Nie chcę tutaj tego. Uważam, że reprezentuję nową formę feminizmu, bo ten lewicowy kompletnie zawiódł.
Czy nie obawia się, że pisząc tylko o przestępstwach, wzbudza w czytelnikach przekonanie, że wszyscy muzułmanie są źli, wszyscy są winni? – Tego nigdy nie powiedziałam. Ale trzeba nazywać problemy: równoległe społeczeństwo muzułmańskie, islamski ekstremizm. Jestem ostatnią, która wszystkich muzułmanów wrzucałaby do jednego worka. Jestem na przykład bardzo zaprzyjaźniona z syryjską rodziną. Natomiast polityczny islam jest sprzeczny z naszą konstytucją, oni mają szariat.
„Islamizm – Europa całkowicie straciła kontrolę”, „Austria – azylanci chcieli wykoleić pociąg”, „Bamberg – awantura w schronisku dla azylantów. Azylanci nadużyli gościnności”, „Znowu młoda dziewczyna zabita przez azylanta”, „Co siódmy imigrant ma tylko podstawówkę”, „Won z Aquariusem! Powstrzymać statek przemytników!” – to tylko z jednego tygodnia na Facebooku Weidel.
Tęczowa rodzina
Jak sprawdził portal Merkur.de, w czasie kampanii wyborczej najczęściej wyszukiwanym hasłem w niemieckojęzycznym Google przy nazwisku Weidel było hasło „Alice Weidel żona”.
Na oficjalnej stronie Bundestagu w jej biogramie jest informacja, że żyje w związku partnerskim i ma dwoje dzieci. Jej partnerka to Sarah Bossard, szwajcarska producentka filmowa i telewizyjna. Bossard według jednych źródeł pochodzi ze Sri Lanki, według innych z Indii. Jako kilkuletnie dziecko została adoptowana przez Szwajcarów. Wychowują dwóch chłopców, najprawdopodobniej biologicznych synów Szwajcarki. Weidel bardzo chroni ich prywatność, w sieci można znaleźć zaledwie jedno niewyraźne, zrobione telefonem, zdjęcie z partnerką, żadnych zdjęć dzieci.
W trakcie kampanii pojawiły się wątpliwości, gdzie mieszka. Sama Weidel, startująca z okręgu Bodensee, utrzymywała, że jej głównym miejscem zamieszkania jest Überlingen nad Jeziorem Bodeńskim. Dziennikarze odkryli jednak, że na stałe mieszka w Szwajcarii, w 50-tysięcznym miasteczku Biel. Media piszą, że jest tam niemal codziennie, chodzi z dziećmi na plac zabaw, odprowadza je do przedszkola i szkoły. Niemcy mieszkający za granicą mogą kandydować do Bundestagu, więc sam fakt zamieszkania w Szwajcarii nie byłby pewnie taką sensacją, gdyby nie wątpliwości, gdzie Weidel płaci podatki. W Szwajcarii są one o połowę niższe.
Bardziej zastanawia jednak, jak partia radzi sobie z tęczową rodziną swojej wiceprzewodniczącej. „Alternatywa dla Niemiec deklaruje przywiązanie do tradycyjnego modelu rodziny. (…) W rodzinie matka i ojciec zapewniają trwałą wspólną odpowiedzialność za swoje dzieci – czytamy w programie partii. – AfD chce zainicjować dyskusję na temat wartości, aby wzmocnić rolę rodziców i sprzeciwić się stygmatyzacji tradycyjnych ról płciowych propagowanych przez tzw. ideologię gender”.
Koledzy partyjni Weidel nie są specjalnie przychylni osobom homoseksualnym. Na przykład w 2016 r. w parlamencie Saksonii-Anhalt dyskutowano, czy państwa Maghrebu można traktować jako bezpieczne kraje pochodzenia. Lewica była przeciw, argumentowała, że homoseksualiści są tam prześladowani, że zamyka się ich w więzieniach. Andreas Gehlmann z AfD odpowiedział, że należałoby to wprowadzić ponownie w Niemczech. To typowa wypowiedź polityka AfD na temat homoseksualizmu.
Życie Alice Weidel, odkąd została polityczką AfD, zdaje się więc obfitować w sprzeczności. „Szwajcarskie mieszkanie Weidel, która protestuje przeciwko muzułmanom w Niemczech, sprzątała Syryjka ubiegająca się o azyl” – pisał tygodnik „Die Zeit”. Dziennikarze ustalili, że kobieta była zatrudniona na czarno. Po ukazaniu się artykułu adwokat Weidel tłumaczył, że jego klientka utrzymuje po prostu bliskie przyjacielskie kontakty z rodziną syryjskich uchodźców. I że Syryjka jako przyjaciółka często bywa w mieszkaniu Weidel. Zaprzeczył, jakoby była zatrudniona i dostawała pieniądze.
Kolejna sprzeczność, na którą wskazuje wielu dziennikarzy, to fakt, że Weidel i jej partnerka obracały się w Biel w lewicowym, alternatywnym środowisku artystów, dziennikarzy, intelektualistów. Dla ich znajomych i przyjaciół było ogromnym zaskoczeniem, kiedy dowiedzieli się, że Alice należy do AfD. Mówią, że kontakty się pozrywały. Miejscowa gazeta „Tages-Anzeiger” cytuje jednego z menedżerów kultury z Biel: „Ona po prostu nie pasuje do miasta, w którym żyją ludzie z całego świata, w którym mówi się 130 językami”.
Zorientowana na sukces
Na rozmowę z Weidel niełatwo się umówić. W biurze prasowym AfD nie odpisują na maile, kiedy już ktoś odbierze telefon, odpowiada tylko, że oddzwonią. Nie oddzwaniają. Pomaga dopiero interwencja Georga Pazderskiego, innego polityka AfD, z pochodzenia pół-Polaka. W końcu Weidel godzi się spotkać w Bundestagu. Ale tylko na 15 minut, w trakcie których cały czas ustala kolejne punkty kalendarza ze swoim asystentem. Z uzgodnionych 15 minut robi się 10. Zdąży opowiedzieć m.in., że jej ojciec jest Ślązakiem, jako dziecko pod koniec wojny uciekł z rodzicami z Leobschütz (Głubczyce) z Górnego Śląska. Ma na nią ogromny wpływ i bardzo jej kibicuje. Nigdy nie myślała, że będzie robić karierę jako polityczka największej partii opozycyjnej („Największa partia opozycyjna” to jest zwrot klucz, powtarza go przy każdej okazji, ma się utrwalić, wbić do głowy).
Gazeta „Die Tageszeitung” zajrzała do jej licealnej przeszłości: „W księdze maturalnej kolega z klasy pisze, że Weidel jest arogancka, »bardzo dominująca« i »wyjątkowo asertywna«. To nie ułatwia przyjaźni. Przyszłość Lille (jak ją nazywa) widzi »w Sydney, Melbourne, Zurychu, Bernie, Londynie czy Nowym Jorku« i żegna się: »Do zobaczenia później, na szczeblach kariery!«”. Ten sam uczeń, który dziś chce pozostać anonimowy, uważa, że zawsze była konserwatywna. „Od czasów szkolnych była bardzo krytyczna wobec islamu, była młodą, wyemancypowaną, homoseksualną kobietą”. I zawsze była zorientowana na sukces.
Skończyła studia ekonomiczne w Bayreuth. Doktorat z chińskiego systemu emerytalnego pisała dzięki stypendium w Chinach dla szczególnie utalentowanych studentów. Jak pisze TAZ, jej promotorem był nieżyjący już ekonomista zdrowia Peter Oberender, twardy neoliberał. W 2004 r., kiedy Weidel ukończyła szkołę, Oberender postulował legalizację handlu narządami i urynkowienie go, czym wywołał powszechne oburzenie. Niewątpliwie miał wpływ na Weidel. W 2013 r. poparł Alternatywę Wyborczą, prekursorkę AfD. Kiedy Weidel zobaczyła go na liście wspierającej Alternatywę, uznała: „Jestem we właściwym miejscu”.
Pracowała w Goldman Sachs i Allianz Global Investors, podobno również w państwowym banku w Chinach. Ponoć mówi po mandaryńsku, ale – jak zauważa dziennikarz TAZ – nigdzie nie można znaleźć żadnych dat dotyczących jej ekonomicznej kariery. Były kolega ze studiów, również anonimowo, mówił gazecie „Welt am Sonntag”, że miała problemy z pracą zespołową, popadała w konflikty i często zmieniała miejsce zatrudnienia. Przed wyborem do Bundestagu pracowała jako niezależna konsultantka dla start-upów. Byłego kolegę dziwi, że trafiła do AfD, raczej widział ją u liberałów. Z drugiej strony – w AfD można szybko zrobić karierę. A to był, jego zdaniem, od zawsze jej nadrzędny cel.
Nazistowska zdzira
„Die Zeit” z kolei w obszernym reportażu pisze po prostu o dwóch różnych wersjach Weidel – jedna to otwarta, światowa, odnosząca sukcesy bizneswoman, żyjąca w tęczowej rodzinie i przyjaźniąca się z artystami i intelektualistami. Druga to ksenofobka.
W czasie ostatniej kampanii wypłynął mail, który Weidel miała wysłać w 2013 r.: „Jesteśmy zalewani przez obce kultury, Arabów, Sinti i Romów. Powodem jest systematyczne niszczenie społeczeństwa obywatelskiego, które mogłoby zagrozić tym wrogom konstytucji, którzy nami rządzą. Te świnie nie są niczym innym jak marionetkami w rękach zwycięskich sił drugiej wojny światowej i mają za zadanie trzymać niemiecki naród w ryzach, wywołując małe wojny domowe w wielkich miastach poprzez zalewanie ich obcym żywiołem”. Podpisane – Lilli.
Weidel twierdzi, że to fałszywka. „Welt am Sonntag”, który maila ujawnił – że list jest prawdziwy, adres nadawcy sprawdzony. Ujawnienie tego maila jej nie zaszkodziło, wręcz przeciwnie, jego treść zgadza się z tym, co myśli wielu wyborców AfD.
„Nie chcemy żadnych importowanych wojen domowych na ulicach Niemiec, a każdego Turka, który popiera Erdoğana, należy odesłać do domu. Tam, gdzie są wartości, które wyznaje – mówiła w kwietniu 2017 r. na zjeździe AfD w Kolonii. – Jako demokraci i patrioci nie pozwolimy zamknąć sobie ust – polityczna poprawność powinna się znaleźć na śmietniku historii!”. Na to przemówienie zareagował satyryk Christian Ehring w programie telewizyjnym: „Tak jest! Koniec z poprawnością polityczną! Bądźmy wszyscy niepoprawni! Ta nazistowska zdzira ma rację! Czy to było wystarczająco niepoprawne politycznie? Mam nadzieję!”.
Weidel pozwała satyryka. Sąd odrzucił skargę, uzasadniając, że „oprotestowana wypowiedź odnosi się do terminów »nazista« i »dziwka« użytych tu w wyraźnie rozpoznawalny satyryczny sposób, tj. z typową dla satyry przesadą, zgodnie z postulatem samej wnioskodawczyni, aby poprawność polityczną wyrzucić na śmietnik historii”.
Georg Pazderski mówi, że Weidel sprawia wrażenie szorstkiej, nieprzystępnej, niektórzy uważają, że jest zimna. Jego zdaniem jest otwarta, serdeczna, cieszy się życiem. „To, że jest inaczej odbierana, wynika z tego, że jest mądra” – mówi to jakby z pewnym wahaniem, tłumacząc, że nie chciał przez to powiedzieć, że jest wyjątkiem wśród kobiet, broń Boże. Jest bezpośrednia, mówi, co myśli, nie każdemu to się podoba. On to szanuje. Nie lubią jej, bo jest nastawiona na sukces. Mają przed nią respekt. To, że jest lesbijką, nie ma znaczenia, Pazderski sam ma współpracowników gejów. AfD to bardzo tolerancyjna partia.
Pytany o jej mocne strony, wylicza: realizm, umiejętność stawiania na swoim, jasność, konsekwencja, twardy kręgosłup. Słabości? Mogłaby być bardziej uprzejma, otwarta na ludzi, wtedy byłaby idealna.
Kręgosłup
Alice Weidel funkcjonuje w AfD od kryzysu do kryzysu. Od czasów kampanii wyborczej wciąż coś nowego – mieszkanie, podatki, tęczowa rodzina, zatrudnianie na czarno uchodźczyni z Syrii, rasistowski mail. Niedawno media odkryły nielegalne dotacje ze szwajcarskiej firmy farmaceutycznej na konto jej okręgu wyborczego z dopiskiem: „na kampanię Alice Weidel”. Okrągłe 130 tys. euro. Według niemieckiego prawa dotacje spoza UE są nielegalne. Co prawda zostały zwrócone, kiedy się zorientowano, że to niezgodne z prawem – twierdzi AfD – ale zrobiono to dopiero po kilku miesiącach.
Wcześniej Weidel zdążyła za nie kupić „lajki” na Facebooka i zatrudniła adwokata specjalizującego się w sprawach przeciw dziennikarzom. Prokuratura w Konstancji prowadzi w tej sprawie dochodzenie. Po zamieszaniu z dotacją Alice Weidel wylądowała w domu w Biel, przykuta do łóżka, nie mogła chodzić, najprawdopodobniej wypadł jej dysk. Kręgosłup nie wytrzymał.
EWA WANAT Z BERLINA
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS