Marta Ćwiertniewicz: Jak czujesz się w Polsce po ośmiu latach w Perugii?
Aleksandar Atanasijević: Minęło dużo czasu, dokładnie osiem lat, odkąd wyjechałem z Bełchatowa. Na szczęście wiem, jak wszystko tu funkcjonuje. To dla mnie wielka przyjemność, że mogę tu wrócić. Drużyna rozpoczęła sezon bardzo dobrze i wierzę, że odniesiemy w tym roku wiele zwycięstw.
Czy mógłbyś porównać te dwa miasta? Co było lepsze w Perugii, a co jest lepsze w Bełchatowie?
To dwa zupełnie inne miasta, inne kultury. Wiedziałem, czego mogę się tu spodziewać, ale uważam, że w Bełchatowie zmieniło się wiele. Jest galeria handlowa, restauracje. To dla nas, zawodników, ważne, bo mamy gdzie spędzać czas i relaksować się po treningach. Perugia jest większym miastem. Po tylu latach prawie stałem się Włochem. Na ten moment czuję się bardzo dobrze w Bełchatowie i wiem, że to idealne miejsce dla mnie.
Jak spędzasz tu swój wolny czas?
Z naszym trenerem Slobodanem Kovacem nie mamy w sumie zbyt wiele czasu (śmiech), ale jak już go mamy to spędzam go w domu, lub z kolegami w restauracji. Czasem odwiedzam też najbliższe miasta. Takie jest życie profesjonalnych siatkarzy. Staram się być maksymalnie skoncentrowany, bo jestem w Polsce, by grać w siatkówkę, dawać z siebie wszystko i nie żałować niczego, jeśli coś pójdzie nie tak.
Czy zdarza Ci się, że kibice zatrzymują Cię na ulicy, gdy idziesz do sklepu, lub gdziekolwiek indziej?
Miałem taką sytuację może dwa czy trzy razy. To wielki plus polskich kibiców, że są bardziej nieśmiali od tych włoskich. Włosi czasem skaczą na ciebie i zadają mnóstwo pytań. Tutaj ludzie mają więcej szacunku, podchodzą i w cichy i spokojny sposób rozpoczynają rozmowę.
Wróciłeś do PlusLigi po ośmiu latach. Myślisz, że ta liga jest teraz mocniejsza, niż kiedy byłeś tu poprzednio?
Jest o wiele mocniejsza! Teraz większość zespołów jest na podobnym poziomie i przyznam szczerze, że się tego nie spodziewałem. Myślałem, że będzie się grało łatwiej, ale uświadomiłem sobie, że musimy dawać z siebie sto procent, by wygrać z każdym rywalem. Pierwsze mecze pokazały nam, że poziom jest niesamowicie wysoki. We Włoszech jest bardzo wyraźna różnica poziomu pomiędzy czterema pierwszymi zespołami, a resztą. Dla nas zawodników to coś dobrego, bo wiemy, że od poniedziałku do niedzieli musimy być w pełni skoncentrowani. To jedyna droga, by osiągać dobre rezultaty.
Jestem przekonana, że przed sezonem miałeś wiele ofert. Dlaczego zdecydowałeś się właśnie na powrót do Bełchatowa?
Nie wiem. Osiem lat temu poczułem, że muszę zmienić klub i wyjechałem do Włoch. Teraz czułem to samo. Wiedziałem, że muszę zmienić klub, ligę, kraj, bo potrzebowałem nowej motywacji. W Perugii miałem okazje wygrać najważniejsze trofea, zagrać z najlepszymi zawodnikami i spełnić moje siatkarskie marzenia w pięknym mieście. Teraz chciałem zacząć od nowa, z nowymi kolegami z zespołu, w nowym mieście, dlatego wybrałem Bełchatów. Klub odnosił sukcesy w ostatnich latach, a ja chcę pomóc mu osiągnąć kolejne.
Co czułeś, gdy wchodziłeś do tej szatni po ośmiu latach?
Pierwszego dnia trochę się martwiłem, bo nie zmieniałem klubu przez bardzo długi czas. Nie wiedziałem, czy drużyna mnie zaakceptuje i jak będę się w niej czuł. Nie doświadczyłem tego uczucia od wielu lat. To nie było łatwe. Najlepszym sygnałem było to, że idąc tutaj, prawie się przewróciłem. Koledzy, którzy widzieli to przez okno, powiedzieli “kurczę, to nie jest dobre rozpoczęcie”.
Poprzednim razem, kiedy tu byłeś, grałeś jako drugi atakujący. Pierwszym był Mariusz Wlazły. Czego się od niego nauczyłeś?
Mariusz jest jednym z najlepszych atakujących na świecie, nawet kiedy ma 38 lat. Mam do niego największy szacunek, bo tyle, ile on zrobił dla polskiej siatkówki i PGE Skry Bełchatów, nie zrobił nikt inny. Ja byłem w jednym klubie przez osiem lat, a to bardzo długi okres, a on spędził w PGE Skrze 17 lat. Jest prawdziwą legendą. To wielkie szczęście, że mogłem dzielić boisko z takimi graczami, jak Wlazły, Winiarski czy Falasca. To są zawodnicy, których nie spotyka się na co dzień.
Osiem lat temu przychodziłeś tutaj jako młody zawodnik. Teraz przyszedłeś tu jako gwiazda. Czujesz presję? Jestem pewna, że kibice wymagają od Ciebie bardzo dużo.
Oczywiście, to zupełnie inna sytuacja. Wtedy byłem młodym chłopakiem i nawet kiedy popełniałem błędy, to było to do zaakceptowania, ze względu na niewielkie doświadczenie. Teraz wiem, że i kibice i klub wiele ode mnie oczekują. Mimo wszystko nie czuję presji. Najważniejsze dla mnie, to dawać z siebie maksa na każdym treningu i każdym meczu. To jedyna opcja, by wrócić po sezonie do domu i móc powiedzieć sobie samemu, że dałeś z siebie wszystko. Zobaczymy, czy to wystarczy, żeby coś wygrać. Byłoby świetnie zdobyć jakieś trofea z PGE Skrą. W pierwszych meczach nie zagrałem najlepiej, ale wierzę, że przeciwko najpoważniejszym rywalom, pokażę prawdziwy potencjał.
Czy to, że są z Tobą przyjaciele z Serbii, sprawia, że jest Ci łatwiej?
Tak, widziałaś jaką mamy atmosferę. Cieszę się, że mogę pracować z trenerem z reprezentacji, bo wiem, jak on pracuje. Z Boba Kovacem możemy wygrać dużo, bo zawsze w ważnych momentach będziemy w najwyższej formie. W szatni mam też Mihajlo Mitica, który tłumaczy mi, jak wszystko tu działa, bo to jego drugi sezon w Bełchatowie. Cieszę się, że wróciłem, że mam ich tutaj, bo po treningach czuję się jak w Belgradzie. Myślę, że to jeden z najważniejszych aspektów dla zawodnika.
Jaka jest Twoja relacja z trenerem Kovacem?
To specjalna relacja. Wszyscy, którzy mieli okazję poznać nas obu, wiedzą, że to relacja mocniejsza niż ojca z synem – oczywiście poza boiskiem. Na boisku on wie, że czasem musi być bardzo ostry, bo to jedyna droga. U niego trenuje się bardzo dużo, a ja lubię taki typ trenerów. Wtedy wiesz, że po ciężko przepracowanym tygodniu jesteś świetnie przygotowany do meczu. Jest największym profesjonalistą, kimś kto zabrał mnie do Włoch, gdy byłem młody. To człowiek, który miał ogromny wpływ na rozwój mojej kariery, odnosiłem z nim największe sukcesy.
W nadchodzącym sezonie nie będzie jednak trenerem reprezentacji Serbii. Myślisz, że to dobra decyzja Waszej federacji?
Rozmawialiśmy o tym przez ostatnie kilka dni. Prezydent federacji może robić, co chce, bo nasz wynik na mistrzostwach Europy nie był najlepszy. Znaleźliśmy się w czwórce najlepszych zespołów z Polską, Słowenią i Włochami. Moim zdaniem to duży sukces, ale takie jest życie i los trenerów, w tym Slobodana. Życzę mu wszystkiego najlepszego i wiem, że znajdzie sobie nową reprezentację, bo tacy ludzie jak on nigdy się nie poddają.
Dobrze, porozmawiajmy o celach PGE Skry na ten sezon. To jest klub, który chce zawsze wygrywać i osiągać najwyższe cele. Jakie postawiliście sobie na ten sezon?
Miałem możliwość być tutaj w najlepszych latach PGE Skry Bełchatów. Wygrywaliśmy wtedy wszystko, ale sytuacja była zupełnie inna niż teraz. Wtedy o trofeum walczyły maksimum 2-3 zespoły. Oczywiście przychodząc tu wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Wiedziałem, że klub, prezes i zarząd chcą wygrywać trofea, że wiele w tej kwestii będzie zależeć ode mnie. Bardzo dobrze jest czuć taką presję, bo kiedy przestajesz ją czuć, to może nadszedł czas, by przestać grać.
Kiedy rozmawialiśmy podczas mistrzostw Europy, powiedziałeś, że PGE Skra jest jedynym polskim klubem, w którym chciałbyś grać. Czy od tamtej pory Twoje odczucia jakkolwiek się zmieniły?
Mam ogromny szacunek do tego klubu, bo dał mi wielką szansę, gdy byłem młody i daje mi szansę teraz. Jestem wdzięczny prezesowi, który był ze mną w stałym kontakcie w ostatnich latach. Nadal myślę tak samo, chcę wygrywać trofea z PGE Skrą. Nie wiem, co wydarzy się w następnym sezonie, czy za dwa lata, ale na pewno czuję się tu bardzo dobrze i jestem szczęśliwy, że mogę być częścią tej bełchatowskiej rodziny. Rodziny – w pełnym tego słowa znaczeniu, bo atmosfera tutaj jest gorąca i chciałbym, żeby to trwało tak długo, jak to możliwe.
A co możesz powiedzieć o swojej grze w pierwszych meczach? Co możesz poprawić?
Oczywiście mogę poprawić dużo. Wygraliśmy trzy pierwsze mecze, nie bez trudu, ale wygraliśmy. Najważniejsze to osiągać dobre rezultaty. Przegraliśmy tylko z Jastrzębiem, które jest niesamowitym zespołem. Patrząc na skład, są znacznie mocniejsi od nas. To nie był mój najlepszy mecz, byłem po nim bardzo smutny. Nie lubię przegrywać, a szczególnie takich meczów. Plusem jest to, że już w sobotę gramy z ZAKSĄ, klubowym mistrzem Europy, który ma prawie taki sam skład, jak w poprzednim sezonie. To wielka przyjemność grać przeciwko takim zespołom.
Tak jak wspomniałeś, gracie z ZAKSĄ. Jaki jest Wasz plan na to spotkanie?
Terminarz nie jest dla nas korzystny, bo gramy z mistrzem Polski, a potem od razu z mistrzem Europy. Plan jest taki, żeby zagrać najlepiej jak się da. Z takimi zespołami wszyscy muszą grać na swoim najwyższym poziomie. Pracujemy dobrze, a pozytywne jest to, że dostrzegliśmy, że możemy walczyć z każdym i oczekiwać korzystnych wyników nawet przeciwko takim zespołom jak Jastrzębie czy ZAKSA. Może w tym momencie oni mają trochę więcej argumentów od nas, ale wiem, że możemy z nimi wygrywać.
Kto jest Twoim zdaniem kluczowym graczem ZAKSY?
Mają wielu młodych, dobrych zawodników. Oczywiście Aleksander Śliwka i Kamil Semeniuk. To gracze, którzy może na pierwszy rzut oka nie wydają się kluczowi, ale robią wspaniałą robotę w defensywie i przyjęciu. Ten duet robi różnicę. Atakujący Łukasz Kaczmarek jest jednym z najlepszych w Europie. To zespół zbudowany z pracowitych zawodników, takich, którzy nigdy się nie poddają. Jeśli chcesz wygrywać z takimi zespołami, musisz zostawiać całe serce na boisku.
Czego mogę życzyć Wam na ten sezon?
Na pewno powodzenia i zdrowia. Uświadomiłem sobie, że to jest najważniejsze, gdy w poprzednim sezonie byłem kontuzjowany. Najważniejsze, żebyśmy wszyscy byli zdrowi, a wtedy damy z siebie maksimum. Jestem przekonany, że jeśli będziemy ciężko pracować, to wyniki przyjdą. Myślimy pozytywnie i wiemy, że dobre rzeczy spotkają nas w tym roku.
Marta Ćwiertniewicz, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS