A A+ A++

W środę 24 sierpnia odbył się mecz 1. kolejki ukraińskiej Premier Lihi Ruch Lwów podejmował w nim Metalist Charków. Spotkanie rozpoczęło się zgodnie z planem o godzinie 14:00. Niestety musiało zostać przerwane, a wszystko za sprawą ogłoszonego we Lwowie alarmu przeciwlotniczego.

Zobacz wideo
Lewandowski już czaruje. Stadion aż jęknął [SPORT.PL LIVE #31]

Mecz we Lwowie przerwany. Piłkarze musieli udać się do schronu

Spotkanie zostało przerwane w trakcie pierwszej połowy. Jak poinformował użytkownik Twittera BuckarooBanzai drużyny musiały udać się do schronu. – Stało się. We Lwowie alarm przeciwpowietrzny. Wszyscy gracze, sztaby, sędziowie, oficjele i ja w schronie. “Przebieramy się i gramy tutaj” żartują niektórzy – czytamy.

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl

Kolejne informacje w tym temacie przekazał na swoim Twitterze inny użytkownik, Kamil Rogólski. – Mecz Ruch Lwów – Metalist Charków został przerwany z powodu alarmu przeciwlotniczego. Wszyscy muszą odczekać. Procedura zakłada 5 minut rozgrzewki i wznowienie gry, gdy będzie to możliwe – napisał w swoim poście.

Spotkanie po czasie zostało wznowione. Udało się dokończyć pierwszą połowę, po której na tablicy widniał wynik 1:1. W 37. minucie bramkę dla Charkowa zdobył Ewgienij Pildepenets, a po czterech minutach do wyrównania doprowadził Jurij Klimczuk. Po powrocie na boisko obie drużyny liczyły, że tym razem już bez problemów uda im się dograć to spotkanie. Tak się jednak nie stało, bowiem po raz kolejny zawodnicy musieli zejść do szatni.

Mecz Legia – Górnik w końcu się skończył. Wolta Zabrzan

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSłyszysz mruczenie? Niekoniecznie jest oznaką dobrego nastroju kota
Następny artykułPowstała 25 stuleci temu. Nie wiadomo, czy jej autor istniał naprawdę