Piotr Włoczyk
HMS Thunderbolt cały dzień czaił się ukryty w wodach Morza Egejskiego tuż u wybrzeża Maratonu. Dopiero po zapadnięciu zmroku kapitan Richard Crouch zdecydował się na wynurzenie. Był 13 października 1941 roku. Grecja od pół roku znajdowała się we władaniu Niemców. Kapitan okrętu podwodnego wyczekiwał zmierzchu, ponieważ podczas tej misji nie mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek ryzyko. Gdy tydzień wcześniej wypływał z portu w Aleksandrii dostał bardzo jasne wytyczne – jego celem było bezpieczne dostarczenie do Grecji grupy brytyjskich agentów. Ich zadaniem było z kolei zdezorganizowanie pracy w wielkim magazynie zaopatrującym Afrika Korps, w jaki przekształcona została przez Niemców Grecja.
Część agentów wysadzono kilka dni wcześniej na Krecie. Teraz, gdy czarne cielsko Thunderbolta pokazało się w całej okazałości na wysokości Maratonu, kapitan miał dostarczyć pontonami na brzeg ostatnią parę komandosów. Dziewięć lat po wojnie porucznik greckiej marynarki wojennej Joannis Abadis tymi słowami relacjonował tę operację na łamach gazety „Apogewmatini”:
Było chłodno i ciemno pod chmurnym niebem, a ziemia mokra po deszczu. Poczęliśmy pełznąć razem z Jerzym w głąb lądu, wlokąc nasz ciężki ładunek. Trasa była bardzo trudna i ledwo mogłem nadążyć za Polakiem, który niczym wąż przewijał się między kamieniami, jak gdyby nie czując ciężaru bańki po oliwie, która maskowała radiostację. Napotkaliśmy dwóch Włochów, pełniących służbę wartowniczą, poczęliśmy ich omijać szerokim łukiem, który nas podprowadził w pobliże Niemców. Okazało się, iż trudno było trafić gorzej – wylądowaliśmy między dwoma obozami wojskowymi. Sforsowawszy szosę ukryliśmy pod kamieniami zarówno broń, jak i radiostację. Odpocząwszy nieco na moją prośbę, wróciliśmy potem do szosy i przygodna ciężarówka zawiozła nas do Aten”.
Polak, który „niczym wąż przewijał się między kamieniami” to Jerzy Iwanow-Szajnowicz, żołnierz Polskich Sił Zbrojnych „wypożyczony” Brytyjczykom. Po dotarciu do Aten miał on w ciągu kolejnego roku wyrządzić Niemcom gigantyczne szkody, za co pośmiertnie został odznaczony Orderem Virtuti Militari. Na konto Iwanowa-Szajnowicza – agenta 033 B – pracującego dla kairskiej komórki brytyjskiego wywiadu zapisuje się m.in. „własnoręczne” zatopienie jednego U-Boota i jednego niszczyciela, a także zorganizowanie operacji, której finałem – w najbardziej optymistycznej wersji – było wyeliminowanie z afrykańskiego teatru wojennego nawet 400 samolotów Luftwaffe. Jego legendzie dodatkowego blasku dodaje fakt, że dzięki przebytemu szkoleniu dla komandosów dwukrotnie był w stanie w spektakularny sposób wyswobodzić się z rąk oprawców. Jakby tego było mało, to nawet podczas swojej egzekucji narobił jeszcze Niemcom problemów. Nie powinno więc dziwić, że po wojnie greccy dziennikarze chętnie porównywali go do Heraklesa.
– Jerzy Iwanow-Szajnowicz to niewątpliwie wielki bohater greckiego ruchu oporu. Młodsi Grecy niekoniecznie kojarzą jego nazwisko, ale jeszcze dziś w Salonikach – w mieście, w którym dorastał – każdy starszy człowiek wie kim był Jerzy. A jeżeli ktoś o nim nie słyszał, to wszystkim przypomina o jego postaci pomnik stojący w naszym mieście – mówi w rozmowie z nami prof. Basil Gounaris, historyk z Uniwersytetu Arystotelesa w Salonikach.
Herakles z Warszawy
Nasz bohater nazwisko zawdzięcza ojcu, Włodzimierzowi Iwanowi, który był rosyjskim pułkownikiem w stanie spoczynku. Przed I wojną światową Iwanow pracował w Warszawie, w dyrekcji Kolei Nadwiślańskiej. Tam też poznał swoją przyszłą żonę, młodszą od niego o ponad 20 lat Leonardę z domu Szajnowicz. Było to typowe małżeństwo z rozsądku, z którego 14 grudnia 1911 roku na świat przyszedł Jerzy.
W niedługim czasie Leonarda wyszła ponownie za mąż, za Greka Jannisa Lambrianidisa, i przeprowadziła się do Salonik, leżących u nasady Półwyspu Chalcydyckiego. To portowe miasto stanie się dla Jerzego stałym domem, choć matka robiła wszystko, aby rodzina zachowała polski charakter.
„W domu mama wymagała, byśmy mówili do niej po polsku i wszelkie próby buntu łamała w zarodku po prostu nie dając nam jeść” – wspominał po latach Antoni – brat Jerzego – w książce „Leonarda i jej synowie”, opracowanej przez Marię i Janusza Przymanowskich.
1 września 1939 roku Jerzy Iwanow popędził do polskiego konsulatu w Salonikach, by domagać się wysłania go do ojczyzny. Z oczywistych powodów operacja nie dochodzi do skutku, więc na miejscu nasz bohater angażuje się w pomoc polskim uchodźcom i żołnierzom, którzy różnymi drogami trafiają do Salonik. Wkrótce też zaczyna pracę w polskim konsulacie, gdzie poznaje komandora Bolby’ego z brytyjskiego wywiadu. To właśnie ten człowiek, sprawi, że Iwanow-Szajnowicz znajdzie się w październiku 1941 roku na pokładzie HMS Thunderbolt.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS