Są radni zatrudnieni w miejskich placówkach podległych prezydentowi. Część radnych związana jest pośrednio z działalnością, która wykorzystuje mienie komunalne. Kolejni uczestniczą w aktywnościach, które korzystają z miejskich dotacji. Ci zaś, którzy nie krytykują prezydenta i posłusznie popierają jego kolejne pomysły, mogą liczyć na “kieszonkowe” – pisza Adam Urbaniak, prawnik i radny Platformy.
Od dłuższego już czasu zielonogórzanie mogą natknąć się w mediach społecznościowych na informacje wskazujące na przeróżnego rodzaju powiązania niektórych zielonogórskich radnych z Urzędem Miasta, czy to przez aktywność w dotowanych przez miasto stowarzyszeniach, czy to przez zaangażowanie w przedsięwzięcia, w których wykorzystuje się miejski majątek. Staje się to przyczynkiem do formułowania przez lokalną „infosferę” tezy o „zielonogórskim układzie”.
I choć osobiście jestem daleki od stosowania w debacie publicznej tego typu pejoratywnych określeń, to jednak chciałbym zwrócić uwagę na inny aspekt związków radnych miejskich z magistratem. Chodzi mianowicie o rozdział władz, zagadnienie analizowane już w połowie XVIII wieku między innymi przez przywołanego w tytule Monteskiusza, filozofa znanego większości z nas, choćby z uważnych lekcji historii i wiedzy o społeczeństwie. Tak, to ten sam, który sformułował teorię trójpodziału władzy, a właściwie teorię niezależności władzy: wykonawczej, uchwałodawczej i sądowniczej. I choć może wydawać się nam to zagadnienie wysoce teoretyczne, ewentualnie istotnie z punktu widzenia konstruowania relacji pomiędzy organami władzy centralnej (oczywiste naruszanie zasady trójpodziału w ostatnich ośmiu latach przez większość rządową przemilczę z racji tematyki tego bloga) to jednak ma ono również bardzo istotne, praktyczne konsekwencje dla Zielonej Góry i zielonogórzan.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS