Los beniaminka każdego szczebla zespołowych sportowych rozgrywek bywa niepewny. Wkracza na nieznane ścieżki i błyskawicznie musi się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Jeśli nie, jest skazany na pożarcie. Ubiegłosezonowy żółtodziób FOGO Ekstraklasy Futsalu Eurobus Przemyśl na fali entuzjazmu i anonimowości dobrze wszedł w zmagania, ale im dalej było w las, tym pojawiało się więcej drzew. Szybka reakcja władz klubu sprawiła, że zespół się odrodził i przez chwilę mógł nawet myśleć o udziale w fazie play-off, co byłoby ogromnym sukcesem. Nie udało się, ale Eurobus spokojnie w najwyższej klasie rozgrywkowej się utrzymał i przed kolejną kampanią chce postawić milowy krok na drodze do szacunku, poważania i jakości w FOGO Ekstraklasie.
Rozmowa z prezesem Texom Eurobusu Przemyśl Mariuszem Franków.
Na co liczyłeś przed dziewiczym sezonem zespołu w najwyższej klasie rozgrywkowej?
– Realnie patrząc na możliwości finansowe, zbudowany skład i nieznajomość realiów tej ligi, liczyliśmy tylko i wyłącznie na utrzymanie się w ekstraklasie. To był absolutnie doświadczalny sezon. Cel, moim zdaniem, był realny. Pół roku później już doskonale wiedzieliśmy, z czym to się je. Był moment, że mieliśmy szansę na grę w fazie play-off.
Nie przeprowadziliście spektakularnych transferów. Owszem, do zespołu dołączyło kilku zawodników, którzy z różnych przyczyn nie zaprezentowali pełni swoich możliwości. Zdecydowaliście się dać szansę tym, którzy awans wywalczyli.
– Ci zawodnicy, którzy dołączyli do zespołu przed sezonem, może jakiejś wielkiej różnicy nie zrobili, ale pozwolili się nam utrzymać.
W którymś momencie zdecydowaliście się zakończyć współpracę z trenerem Robertem Kuroszem. To była nieco kontrowersyjna sytuacja, która wywołała wręcz falę komentarzy. Najczęściej negatywnych. Z perspektywy czasu, Twoim zdaniem, była to dobra decyzja?
– Tak, to była bardzo dobra decyzja. Dziękuję Robertowi za to, co zrobił tak dla drużyny, jak i fustalu w Przemyślu, ale doszliśmy do momentu, kiedy musieliśmy zrobić krok do przodu.
Po zatrudnieniu nowego trenera do zespołu doszło kilku nowych zawodników. Zespół jakościowo wyglądał lepiej, co pokazał parkiet. Były spotkania, że to nie wy baliście się rywala, a rywal bał się was.
– Pierwsze transfery, na początku sezonu, nie były nazbyt udane. Neme niemal przez cały sezon miał kontuzje. Victor Diego i Jarek Lebid także mieli problemy. Szybko wypadł nam Kamil Bała. Ci, którzy dołączyli do nas przed drugą rundą, rzeczywiście zrobili różnicę. Gdybyśmy się nie zdecydowali na te ruchy kadrowe, w pewnym momencie zostalibyśmy z ośmioma, dziewięcioma graczami i o utrzymaniu moglibyśmy tylko pomarzyć…
Płatny dostęp do treści
Przeczytałeś tylko fragment tekstu.
Chcesz przeczytać całość i inne artykuły premium?
Nieograniczony dostęp do pełnych tekstów od 19 groszy dziennie!
Masz już wykupiony dostęp? Zaloguj się
Pozostało 75% tekstu do przeczytania.
Wykup dostęp
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS