– W moim gimnazjum ksiądz potrafił podczas lekcji mówić o tym, że w obecnych czasach trudno jest być katolikiem przez LGBT, świrów czy innych szaleńców, którzy – rzekomo – chcą utrudnić katolikom wyznawanie swojej wiary – mówi Ania, przyszłoroczna maturzystka, która z gimnazjum w małej miejscowości przeniosła się do liceum w Rzeszowie.
– Czujemy się zniechęcani do kościoła przez to, że księża mówią o zagrożeniach, które niosą ze sobą osoby LGBT czy feministki. Wtedy przekaz jest prosty: myślisz inaczej niż kościół by chciał, to jesteś przez niego karany – mówi Oskar, który w tym roku szkolnym skończy podstawówkę. Oskar, także z mniejszej miejscowości, chodzi do szkoły w większym mieście na południu Polski.
– Mamy obecnie do czynienia z nasilającym się zjawiskiem oporu wobec obowiązkowych zajęć edukacji seksualnej w szkołach – wskazuje komisarz praw człowieka Rady Europy, Dunja Mijatović w swojej publikacji z 2020 r. Zauważa, że ta niechęć oparta jest m.in. na argumencie o zagrożeniu dla wartości związanych z religią.
Zagrożenia dla wiary
Aborcja i homoseksualizm, uznawane przez kościół za niebezpieczeństwa XXI wieku, stanowią nie lada wyzwanie dla katechetów, którzy – zgodnie ze swoją misją – chcieliby przekonać uczniów do nauki kościoła. A stanowisko kościoła brzmi mniej więcej tak, jak przedstawiały to słowa metropolity poznańskiego abp Stanisława Gądeckiego, który powiedział: „to nie pandemia koronawirusa, lecz aborcja stanowi dziś największe zagrożenie dla ludzkiego życia”.
Ponadto zdaniem arcybiskupa, Netflix „promuje homoseksualizm, hedonizm i rozwiązłość”, przez co dokłada się do realizacji „programu formowania posłusznego nowym ideom człowieka”. Dlatego Gądecki uważa, że kościół powinien prowadzić kampanię „promującą w sposób konsekwentny i nowoczesny życie jako najwyższą wartość”.
W związku z tym księża czy katecheci, chcący promować na lekcjach religii odpowiednie wartości, mogą skorzystać z gotowych materiałów z jednej ze stron z katechezami, gdzie znajdą kilka filmów edukacyjnych, m.in. o aborcji i homoseksualizmie. Do każdego z nich dołączone są pomoce dydaktyczne, które mają pomóc w ukierunkowaniu „dyskusji”.
Aborcja na lekcjach religii
U wspominanej wyżej Ani temat aborcji został poruszony na lekcji jako odpowiedź na strajki kobiet.
– Mieliśmy przeczytać encyklikę Jana Pawła II Ewangelium Vitae. Po pierwsze, było wiadome, że nikt tego nie zrobi. Po drugie, uważam, że to szkoda, bo takie tematy jak aborcja czy homoseksualizm są warte przedyskutowania – osoby, które zgadzają się z nauką kościoła, też powinny mieć przestrzeń do wyrażenia swoich wątpliwości. Zamiast tego ksiądz mówił „to jest złe, bo jest złe”, bez żadnych argumentów. Nie był na ten temat przygotowany – mówi.
Za to przygotowany katecheta, który zechce sięgnąć po gotowe scenariusze lekcji, zadba o odpowiednie materiały dla uczniów. Wśród tych, które znaleźliśmy, są między innymi: skserowane świadectwa doktora, który jest skrajnym antyaborcjonistą, zdjęcia z etapów życia płodowego dziecka, formularz i plakat ze statystykami o syndromie postaborcyjnym. Do tego jeszcze ksero z kodeksu prawa kanonicznego i relacje kobiet po aborcji, które stały się jej przeciwniczkami.
Przykłady? „Katecheta rozpoczyna lekcję od prowokacyjnego pytania: Kiedy według was zaczyna się życie człowieka?(…) Po nim mają nastąpić wypowiedzi uczniów”. Wytyczne uprzedzają, że zawsze znajdą się uczniowie, którzy stwierdzą, że „płód to jeszcze nie człowiek”. Na taką ewentualność katecheta powinien być zawczasu gotowy i w ripoście wyświetlić kawałek filmu, na którym głos zabierają właśnie uczniowie, mówiący, że to już człowiek.
Następnie, zgodnie z podpowiedziami zawartymi w instruktażu, katecheta pyta się uczniów, ile kobiet (na dziesięć) ich zdaniem doświadcza syndromu postaborcyjnego. Gdy uczniowie na forum klasy odczytają swoje wyniki, zadaniem katechety jest przedstawienie „prawdziwej” statystyki, z której wynika, że „100 proc. badanych kobiet po dokonaniu aborcji doświadcza smutku i poczucia straty”, a „65 proc. z nich miało tendencje samobójcze”.
Konsultujemy te dane ze specjalistką.
– Badania prowadzone w latach 90., obejmujące grupę 400 kobiet, które przerwały ciążę w 1 trymestrze, jednoznacznie pokazują, że kobiety przeżywają całą gamę emocji, ale ostateczną i najsilniejszą emocją jest poczucie ulgi. Zapytane o swoje odczucia po 2 latach od dokonania zabiegu stwierdziły, że podjęłyby taką samą decyzję. Potwierdzają to również najnowsze badania z 2018 r., które pokazują, że aborcja nie prowadzi do depresji, lęku ani zespołu stresu pourazowego – mówi „Newsweekowi” Zofia Szypowska, psycholożka i edukatorka seksualna.
Dodaje również, na przekór temu, co można przeczytać w wytycznych dla katechetów, że „takie pojęcie, jak syndrom postaborcyjny po prostu nie istnieje”.
– Próżno go szukać w klasyfikacji zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego oraz w Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacja Chorób i Problemów Zdrowotnych, sporządzonej przez WHO – wyjaśnia Szypowska.
Jaką wiedzę wyniesie z lekcji religii uczeń, u którego katecheta przeprowadził zajęcia zgodnie z wytycznymi? Według scenariusza uczeń będzie potrafił wymienić „argumenty, które pozwolą mu opowiadać się zawsze za życiem dzieci nienarodzonych. (…) Wyjaśni, że aborcja jest zabójstwem, (…) streści stanowisko Kościoła wobec osób dokonujących aborcji” i wyjaśni, „czym jest syndrom postaborcyjny”.
W tej sytuacji może cieszyć, że w niektórych szkołach takie tematy na lekcjach religii nie są w ogóle poruszane. Tak jest chociażby u Apolonii, od niedawna licealistki w jednym z lepszych liceum w Bydgoszczy, która twierdzi, że temat aborcji stanowi w jej szkole kompletne tabu.
– Czasami ktoś chciał poruszyć ten wątek, ale nic dobrego z tego nie wyszło. I dziwi mnie to w kontekście tego, że tak dużo mówimy o miłości do bliźniego, cały czas słyszę na religii „kochaj wszystkich, szanuj”. No chyba, że chodzi o mniejszości społeczne – opowiada.
A co z rzetelną wiedzą? Katarzyna Banasiak, koordynatorka Grupy Ponton, która rok temu udzieliła wywiadu dla Newsweeka, zauważyła, że edukacja seksualna przeżywa „zmasowany atak”. – Pojęcia m.in. takie jak „seksualizacja”, powszechnie używane w seksuologii, są zawłaszczane przez konserwatystów – dorabiana jest im nowa, zupełnie niepoprawna definicja. Robi się z edukatorów zło wcielone, przez co zaproszenia do szkół stają się coraz rzadsze. Fundamentalistyczne organizacje rozsyłają szkołom oraz rodzicom poradniki z informacjami, jak nie dopuścić do warsztatów lub jakie konsekwencje mogą spotkać placówki, które zdecydują się na takie zajęcia. Zdarzało się, że mimo wcześniejszego entuzjazmu i umówionego warsztatu, w ostatniej chwili dzwonił do nas rodzic, pedagog czy wychowawca, że zajęcia się jednak nie odbędą. Strach przed późniejszymi problemami z kuratorium czy pozwami jest zbyt duży – tłumaczyła. Cały wywiad możesz przeczytać tutaj!
Na religii uczeń pozna argumenty przeciwko homoseksualizmowi
Drugi scenariusz lekcji religii dotyczy homoseksualizmu. Już główne pytanie, które stawia skrypt, może wskazywać kierunek, w którym pójdzie lekcja. Brzmi: „Homoseksualizm. Czy to normalne?”.
Zgodnie ze scenariuszem, już na początku uczniowie muszą zapoznać się z tekstami holenderskiego psychologa i psychoterapeuty (jest nim prof. Gerard van den Aardweg), dla którego homoseksualizm jest chorobą, w dodatku dającą się przy odpowiednim podejściu wyleczyć. Jego zdaniem homoseksualizm to po prostu „zaburzenie (…) związane z syndromem nieobecnego ojca lub nadopiekuńczej matki”.
– Jest to podejście patalogizujące i nienaukowe. Przez nagłaśnianie takich teorii rodzice zaczynają się martwić w chwili, gdy ich syn inicjuje zabawę lalkami, a dziewczynka fascynuje się sztukami walki. Jeszcze gorzej zaczyna się robić, gdy dzieci bawią się w lekarza lub przebierają się w ubrania zarezerwowane dla alternatywnej płci. Wtedy pojawia się myśl, że moje dziecko na pewno jest transpłciowe albo jest gejem/lesbijką. To stereotypy płci i usilna próba uwydatniania męskości-kobiecości doprowadza nas do takich absurdalnych teorii – tłumaczy edukatorka seksualna Zofia Szypowska.
Jak dalej przebiega lekcja? Podczas tak zaaranżowanych zajęć uczniowie muszą zastanowić się, „skąd tak duża i coraz bardziej powszechna akceptacja dla zjawiska homoseksualizmu” i opowiedzieć na forum klasy, „czy przyjęcie takiej orientacji jest słuszne i zgodne z moralnością”.
W obraniu słusznego stanowiska mają pomóc ćwiczenia. Uczniowie dostają do dyspozycji tekst, w którym padają „argumenty w obronie homoseksualizmu” (chociażby taki że „są to skłonności wrodzone, uwarunkowane genetycznie”) i ich zadaniem jest te argumenty obalić. Jakby tego było mało, kontrargumenty ma uczniom suflować katecheta. Wszystko po to, aby w sytuacji, w której osoba homoseksualna mówi „taki jestem, to nie moja wina”, uczeń umiał jej stanowczo odpowiedzieć „weź odpowiedzialność za swój problem, podejmij terapię”.
– Nie istnieje coś takiego jak lekarstwo na zmianę orientacji seksualnej. Kiedyś próbowano wielu „cudownych” terapii, m.in. przeszczepu jąder od zmarłych heteroseksualnych mężczyzn, terapii chlorkiem rtęci, strychniną czy kokainą, wizyt w domach publicznych – rozprawia się ze scenariuszem Szypowska. Wyjaśnia, że terapie nie pomogły, a od 1973 r. wykreślono homoseksualizm z klasyfikacji zaburzeń psychicznych przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne.
Scenariusz lekcji nie pozostawia miejsca na wątpliwości. Po takich zajęciach na pytanie, czy homoseksualizm jest normalny, uczniowie powinni gromko i definitywnie odpowiedzieć „NIE”. Do tego – według zamierzeń scenariusza – mają umieć sformułować „argumenty przeciwko postawom homoseksualnym, wyjaśnić stanowisko Kościoła na temat zachowań homoseksualnych i (…) scharakteryzować przyczyny homoseksualizmu”.
– Homoseksualizm to zjawisko zupełnie naturalne, nie tylko w świecie ludzi, ale także zwierząt, np. u delfinów, żyraf, papug i ok. 1500 innych gatunków. Co więcej zwierzęce pary homoseksualne często wspólnie wychowują potomstwo i tworzą monogamiczne związki. Jeśli wierzymy w to, że to Bóg stworzył nasz świat, to uszanujmy fakt, że jest to część planu bożego, aby orientacja homoseksualna była jedną z naturalnych, dostępnych opcji – odpowiada na to wszystko edukatorka seksualna.
Podkreśla także, „istnieje nie tylko orientacja hetero i homoseksualna, ale także biseksualna, panseksualna i aseksualna. W samym spektrum aseksualności wyróżniamy aż 67 orientacji”.
O to, co sądzą o podobnych scenariuszach i poglądach, pytamy uczniów chodzących na religie w polskich szkołach.
– Moim zdaniem kościół nie powinien mieszać się w sprawy państwowe i np. cywilne małżeństwa osób homoseksualnych powinny być legalne. Uważam też, że złe i szkodliwe są wszelkie inicjatywy w stylu „strefa wolna od LGBT”, szczególnie w nawiązaniu do pierwszego przykazania, czyli przykazania miłości – twierdzi Ania.
Jak na religii mówić o seksie przed ślubem?
Aborcja i homoseksualizm to jednak nie wszystko. Po materiały edukacyjne mogą też sięgnąć księża lub katecheci chcący zmierzyć się z tematem seksu przed ślubem. Na jednej ze stron znaleźliśmy linki do filmów na YouTube, które można wyświetlić uczniom.
W filmie nazywanym „Mocą prokreacji” przedstawiono eksperyment, który ma odpowiedzieć na pytanie, dlaczego warto ze współżyciem poczekać do ślubu. W „eksperymencie” biorą udział małe dzieci, przed którymi położono małą czekoladkę, a obok pudełko z kokardą. Dzieci będą mogły zobaczyć, co w nim jest, ale pod jednym warunkiem: muszą zaczekać 5 min, a w tym czasie nie zjeść czekoladki.
Okazuje się, że większość dzieci zaczekała, dzięki czemu mogły zjeść zawartość pudełka, czyli dużą muffinkę. Zdaniem autorów „badania” pudełkiem ze słodkością jest właśnie przedślubna wstrzemięźliwość.
Edukatorka załamuje ręce. Jej zdaniem, chcąc mówić o życiu i zdrowiu seksualnym, powinno się raczej opowiadać uczniom nie o unikaniu seksu, a samej możliwości przeżywania przyjemnych i bezpiecznych doświadczeń seksualnych.
Co na takie klipy uczniowie? – Ten filmik w ogóle mnie do tego nie przekonuje. Jest infantylny i bardzo spłyca ten temat. Do tego dzieci czekają na jakąś niespodziankę, nie wiedzą, co jest w środku, a przecież w założeniu czystości chodzi właśnie o to, aby był to świadomy wybór po dokonaniu bilansu strat i zysków – tłumaczy Ania.
Ile uczniów chodzi na religię?
Według danych z Instytutu Statystyki Kościoła w roku szkolnym 2018/2019 na lekcje religii uczęszczało 88 proc. uczniów, a w roku szkolnym 2019/2020 – 87,6 procent. To ciągle bardzo dużo, choć postawy uczniów ulegają zmianie.
– Z roku na rok na religię chodzi coraz mniej osób. W tym roku szkolnym w mojej klasie tylko 14 osób na 32. Nie ma co się jednak dziwić, to aż dwie godziny lekcji tygodniowo i to w klasie maturalnej – opowiada nam Ania.
Podobnie jest w klasie Apolonii, gdzie jedna połowa chodzi na religię, a druga nie. – Ci co chodzą, robią to tylko po to, aby przystąpić do bierzmowania, do którego namawiają ich rodzice. Po nim pewnie kościół sobie odpuszczą – mówi Apolonia, która sama jest ateistką, ale chodzi na religię ze względu na rodziców.
W tym roku szkolnym – z informacji Radia Zet – w Lublinie na lekcje religii nie chodzi prawie co trzeci uczeń, w Katowicach ponad 50 proc. młodzieży z liceów i techników, a w Łodzi blisko 70 proc. licealistów.
Co ciekawe, głęboką wiarę w sens nauczania religii zaczynają już tracić nawet duchowni. U Alicji nawet księdzu zdarza się wyganiać ich z zajęć. – Jednego dnia moją pierwszą lekcją z planu zajęć jest religia. Kiedy przychodzimy z klasą na lekcję, ksiądz potrafi nas wyrzucić z sali, by wrócić do domu (mieszka naprzeciwko szkoły), a nam każe robić co chcemy, ale poza szkołą.
Nieco lepiej lekcje religii wyglądają u Oskara. – Teraz jestem zadowolony z religii. Jest ksiądz, z którym rozmawiamy o miłości do bliźnich i nie ma w tym nic kontrowersyjnego. Ale kiedyś to była godzina wyjęta z życia – wyjaśnia Oskar.
– Lekcje religii wyobrażam sobie nie jako narzucanie poglądu kościelnego, a raczej dyskusję i wspólne konkluzje. Ale rzadko tak bywa i pewnie dlatego tak dużo młodych osób z niej rezygnuje – dodaje.
Wydatki państwa na lekcje religii
Na lekcje katechezy z państwowego budżetu w roku szkolnym 2019/2020 wydano blisko 1 mld zł, a w gminach ponad 100 mln – wynika ze statystyk inicjatywy Świecka Szkoła, w których brakuje kilku gmin i powiatów w Polsce.
Według ministerstwa edukacji pensje ponad 20 tys. katechetów (w 2015 r. było ponad 50 tys. katechetów, to o kilka razy więcej niż nauczycieli biologii czy chemii) kosztowały państwo w 2019 r. około 1,5 mld zł; w 2017 r. 1 399 ml zł, a w 2018 1 482 mln zł.
Dodatkowo na lekcje religii przekazywane są fundusze z budżetów każdego samorządu. Na przykład w 2020 r. Warszawa wydała na lekcje religii 48 mln zł – o 4 mln zł więcej niż w 2019 roku. Szczecin dopłacił do pensji nauczycieli-katechetów prawie 4,5 mln zł, a Toruń 8 mln.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS