Pierwotne plany „Akcji Burza” opracowane przez Komendę Główną AK nie przewidywały powstania w Warszawie. Później, gdy zdecydowano się na akcję zbrojną w stolicy, w sztabie KG AK nie było jednomyślności co do celowości wydania bitwy o Warszawę. Część jego członków uważała, że działania tego rodzaju nie mają szans powodzenia ze względu na dysproporcje sił i środków między Armią Krajową, a siłami okupanta.
Najbardziej zagorzałymi zwolennikami powstania byli: szef sztabu Komendy głównej AK, gen. bryg. Tadeusz Pełczyński „Grzegorz” oraz gen. bryg. Leopold Okulicki „Kobra”. Wiele wątpliwości wyrażali natomiast pułkownicy: Iranek-Osmecki, Pluta-Czochowski, Bokszczanin oraz gen. Skroczyński. Również we władzach Rządu londyńskiego i w naczelnym dowództwie zdania były podzielone. Naczelny Wódz, gen. Kazimierz Sosnkowski podchodził do powstania z bardzo dużą rezerwą. Natomiast za powstaniem opowiadał się premier Stanisław Mikołajczyk, który uważał, że jego wybuch będzie argumentem w negocjacjach ze Stalinem. Niestety okazało się to złudzeniem. Stalin odesłał Mikołajczyka na rozmowy z przedstawicielami PKWN, w trakcie których Bierut zaproponował premierowi, aby porzucił „Londyn” i przystąpił do rządu, który był pod opieką Sowietów. W trakcie ponownego spotkania z dyktatorem premier usłyszał, że nie ma potrzeby pomagać Warszawie, bo w stolicy Polski nie ma żadnego powstania i nic się tam nie dzieje. Niestety sprawa Polski została wcześniej przesądzona na Konferencji w Teheranie w listopadzie 1943 roku, gdzie zdecydowano, że Polska znajdzie się w strefie operacyjnej Armii Czerwonej i ustalono nową granicę wschodnią Polski i ZSRR na tzw. Linii Curzona.
Sztab Komendy Głównej AK przygotowując plan powstania nie miał pełnego rozeznania w jakiej sytuacji znajduje się „sprawa polska”. Sztabowcy zakładali, że Armii Czerwonej będzie zależeć na szybkim zajęciu Warszawy, a kilkudniowe walki z Niemcami zakończą się sukcesem przed wejściem do miasta sił sowieckich, co pozwoli na przyjęcie ich w roli gospodarzy. Zakładano także, że powstańcy otrzymają pomoc ze strony zachodnich aliantów. Niestety, stało się dokładnie odwrotnie.
Po wybuchu powstania Armia Czerwona wstrzymała ofensywę na kierunku warszawskim, czekając aż powstanie upadnie, a pomoc z zachodu była minimalna.
Dwa dni przed wybuchem powstania, 30 lipca 1944 r., w konspiracyjnym mieszkaniu w Warszawie przy ul. Śliskiej w obecności dowódcy Armii Krajowej gen. Bora Komorowskiego i jego sztabu, kurier z Londynu – ppor. Jan Nowak – Jeziorański składa swój raport, informując zebranych, że los Polski został przesądzony, a kraj czeka sowiecka okupacja i faktyczna utrata niepodległości. Zdaniem wielu historyków i znawców wojskowości był to moment, kiedy można było jeszcze zdecydować o odwołaniu powstania. Jednak następnego dnia gen. Tadeusz Komorowski “Bór” wydał rozkaz do powstania sugerując się błędnym meldunkiem płk. Antoniego Chruściela – „Montera”, wyznaczonego na dowódcę powstania. „Monter” na odprawie 31 lipca poinformował bowiem, że sowieckie czołgi były widziane na przedpolu Pragi, co niestety nie było prawdą.
Odtwarzając atmosferę, jaka panowała wśród niektórych osób w sztabie w tym dniu, płk. Bokszczanin pisał: „Wiara i pewność zwycięstwa były niezachwiane, a najmniejsze wątpliwości, czy zastrzeżenia były kwalifikowane jako małoduszność i defetyzm (…)”.
Nie udało się także zaskoczyć warszawskiego garnizonu, na co bardzo liczyli dowódcy powstania. Niemiecki wywiad dysponował bowiem informacjami na temat przygotowań do powstania. Dlatego okupant zdążył w strategicznych miejscach przygotować bunkry wyposażone w gniazda ciężkich karabinów maszynowych. Stąd też, po początkowych sukcesach powstańcy utracili inicjatywę operacyjną. Nie udało się również zdobyć wielu ważnych obiektów, takich jak mosty. Tylko, co czwarty żołnierz dysponował bronią i w większości przypadków były to pistolety i granaty. Dramatycznie brakowało broni maszynowej.
Walki trwały 63 dni i kosztowały życie ok. 18 tys. – w większości młodych ludzi i dzieci. Ponadto 25 tys. powstańców zostało rannych. Poległo lub zaginęło około 2,3 tys. żołnierzy 1 Armii Wojska Polskiego, którzy usiłowali pomóc walczącej stolicy. Na wieść o powstaniu w Warszawie, Reichsfuehrer SS Heinrich Himmler wydał zbrodniczy rozkaz, w którym stwierdzał: “Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”. Efektem tego było ludobójstwo, ofiarą którego padło ok. 180 tys. mieszkańców stolicy.
Heroiczny i samotny bój z niemieckimi wojskami niestety zakończył się militarną klęską. Ze względu na brak perspektyw dalszej walki, 2 października 1944 r. przedstawiciele AK, płk Kazimierz Iranek-Osmecki i ppłk. Zygmunt Dobrowolski podpisali w kwaterze SS-Obergruppenfuehrera Ericha von dem Bacha w Ożarowie akt kapitulacji powstania warszawskiego. Strona niemiecka zgodziła się na przyznanie powstańcom statusu kombatantów, co oznaczało, że będą oni traktowani jak żołnierze regularnej armii. Do niemieckiej niewoli trafiło ponad 15 tys. powstańców, w tym około 2500 kobiet, ponad 1100 chłopców w wieku 11-18 oraz niemal całe dowództwo AK, z gen. Komorowskim, gen. Tadeuszem Pełczyńskim i gen. Chruścielem na czele. Ewakuowano także ok. 500 tys. mieszkańców, a wkrótce miasto zostało niemal całkowicie zburzone i spalone.
Do dzisiaj trwają spory wśród historyków, znawców wojskowości oraz publicystów wokół Powstania Warszawskiego. Niezależnie od tego należy oddać hołd wszystkim walczącym. Byli oni głęboko przekonani, że walczą w słusznej sprawie i mają szansę zwyciężyć. W wymiarze wojskowym była to najbardziej heroiczna bitwa drugiej wojny światowej. Tym większa chwała i cześć walczącym.
Opracował Krzysztof Mikruta
Foto NAC, gov.pl, IPN
More Joomla Extensions
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS